Mam za sobą półroczny ciąg na morfinie w dawkach do 1500 mg/jednoraz i ekwiwalentnych dawkach innych opioidów w przypadku braku majki. Wróciłam do nałogu po wielomiesięcznej abstynencji z powodu ogromnych problemów rodzinnych i osobistych. Jak wiadomo, powrót do nałogu tylko spotęgował je w sposób geometryczny. Schudłam ponad 10 kg, nabawiłam się poważnych problemów z trawieniem wskutek poopioidowych zaparć, zaostrzyła się astma, ChAD, talasemia i wszystko, co z nimi związane.
Przy jednym ze skrętów opisałam moją studziewiędziesześciogodzinną męczarnię, która i tak została przerwana powrotem do nałogu. Bardziej lajtowe fragmenty dziennika:
8 h.
Mówię mojemu ciału i umysłowi ,,NIE’’.
10 h.
Ciągle myślę o strzykawce. Ziewam coraz więcej, leci mi z nosa, już miewam uderzenia gorąca, po których się pocę.
12 h.
Mam 37,4 temperatury. Ciśnienie 149/96, puls 132, saturacja 100, RR 25. Dziś ważę 42 kg. Brzuch mnie pobolewa, w typowy wyginający flaki skurcz. Od ziewania boli mnie już szczęka. Tracę apetyt.
18 h.
Już mnie mocno mdli, nie mogę nic przełknąć, jeszcze piję. Źrenice są szerokie już niemal na całą tęczówkę. Reszta objawów wzmaga na sile. 37,6 - 171/89 - 161 - 100 - 28.
24 h.
Zaczynam już rzygać, parametry podobne. Łzawię tak, że łzy spływają mi nieraz po policzkach, pojawia się gęsia skórka. W mięśniach pojawia się dość mocny dyskomfort, zwłaszcza w okolicach kręgosłupa i nóg, o brzuchu nie mówiąc.
36 h.
Zwijam się z bólu i krzyczę do skręta: ,,No zabij mnie, kurwo, zabij!’’. Sram i rzygam tak, że mimo leków nie zawsze udaje mi się zdążyć. Telepią mną dreszcze, drżenie i zimno. Nie śpię, w dodatku kilka zmian prześcieradła i ubrań oraz kilkadziesiąt zmian ogrzewania jednej nocy.
39 h.
Mały update, pojawił się epizod bradykardii. Prawie się zatrzymałam, musiałam podać sama sobie atropinę w poharatane żyły.
48 h.
Jak wyżej, odwadniam się na sześć (siedem?) spustów, zaczyna mi już spadać ciśnienie. 90/59, 102, 100, 28, 37,1. Zimno, ciepło, ciepło, zimno. Powoli słabnę, i to coraz poważniej. Krwawię z przewodu pokarmowego. Puls po paru godzinach nieoznaczalny, za wysoki do zmierzenia.
72 h.
Ważę teraz 35 kg. Wstrząsa mną całą, odwodnienie doprowadza do przełomu hemolitycznego. Akatyzja wzbiera na sile, mimo krańcowego wyczerpania nie umiem przestać się miotać w kółko. Paniczny lęk. Mdleję w drodze do WC. Tachykardia i bradykardia na przemian. Zaczynam rozważać zbicie lustra i przecięcie równo tętnicy szyjnej, byle to się skończyło. W końcu spazmujemy z przyjaciółką przez telefon.
96 h.
Padając na łóżko mdleję. Po ocknięciu się - zasypiam przerywanym snem. Pobudka na srakę. Nieco lepiej, przyjmuję płyny. Dopiero teraz czuję, jak bardzo odwodniona i niewyspana byłam. Zapadam w 20-godzinny sen.
120 h.
Jeszcze tylko katar, ogromne źrenice i (mniejszy już na szczęście) przymus ruchu. Odzyskałam 4 kg, ważę 39. Nadal depresja, czysto chemiczna, gorsza nawet od mojej depresji w ChAD, nie do opisania.
160 h.
Łapie mnie gastro, jem coraz więcej. Ciągnie mnie dalej, mimo tego wszystkiego.
196.
Here we go again…
Potem kolejne próby, i kolejne... Wszystkie zakończone fiaskiem. Pewnego dnia, w pełnej ChADowej depresji, nawiedzającej mnie coraz częściej, trafiłam na dołek i musiałam przejść pełnego skręta po kilkumiesięcznym ciągu cold turkey. Nie będę pisała o wszystkim, bo to zbyt ciężkie i upokarzające. Napiszę tylko, że rzygałam co 20 minut i wiłam się w konwulsjach; nie wiedziałam, gdzie jestem i jak się nazywam... Postanowiłam zrobić cobie coś, byle uwolnić się od tego strasznego cierpienia i upokorzenia. Uderzałam ręką tak mocno, że doszło do złamania. Wezwano pogotowie, opatrzono mnie i następnie zawieziono karetką do psychuszki. Potem wiele tygodni na oddziale, w międzyczasie próba samobójcza, załamanie, kilka zmian leków... Następnie odwyk, długa terapia i jazda na nowych lekach, w tym wielu dodatkowych na choroby somatyczne, które pogorszyły się po całości.
Aktualnie...
Aktualnie nadal uczęszczam na terapię. Bardzo pilnuję leków. Nadal walczę z poważną depresją i wieloma innymi problemami.
Niestety wiem, że dla mojego dobra muszę stąd odejść, żeby (w zasadzie) ratować moje życie. Nie zapomnę fajnej społeczności, jaką tworzyliśmy, wspólnych rozmów, pisania postów, wsparcia, spamowania w tasiemcu...
Jednak wszystko niestety się zjebało po całości i po wielu tygodniach, wielu tygodniach jak na szpilkach, podjęłam tę, mam nadzieję, że słuszną, decyzję.
Niech moje posty przysłużą się innym w przyszłości, a wiele z nich niech będą dla kogoś (zwłaszcza początkującego) przestrogą.
Trzymajcie się ciepło, w zdrowiu i (oby) abstynencji.
Gorące uściski z sentymentem;
Wasza ex-moderatorka - taurinnn
bylo jarac blanty! wybor nalezy do ciebie, po czasie tez bys sie przyzwyczaila, dawaloby niezlego kopa, nawet by usmierzalo bol psychiczny i fizyczny i w ogole byloby lekarstwem na wszystko
A jak przegrasz walke i wrócisz do nałogu to idź na metadon, i siedź na nim tak długo jak musisz, a w trakcie programu lecz się i naprawiaj swoje życie.
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.