Więcej informacji: Grzyby w Narkopedii [H]yperreala
A tak na marginesie to gdzie dokładnie chcesz jeździć? Jak po jakichś zadupiach to luz, ale na ruchliwą ulicę bym się po grzybach nie wybierał i to po żadnej dawce.
19 lutego 2020Vratislav pisze: Z tym że faktycznie rower to może być zły pomysł, chociaż nigdy nie jeździłem zgrzybiony to nie wiem.
Anyway, wypowiem się szerzej, bo akurat tu nie teoretyzuję i jeździłem rowerem po grzybach. Dwa razy.
Pierwszy raz:
40 sztuk polskich łysiczek, po polnych ścieżkach. Rower przesuwał się pode mną i dziwnie zachowywał (przednie koło non stop sprawiało wrażenie jakby było kilka metrów w lewo). Koordynacja ruchowa fatalna, ocena odległości jeszcze gorsza, po kilku kilometrach dałem sobie spokój, nie miało to żadnego sensu.
Drugi raz:
2g cubensisów. Przejechałem 35 kilometrów, w terenie i po bardzo bocznych drogach asfaltowych. Było znośnie, ale znowu - problemy z koordynacją i oceną odległości, do tego dziwna skłonność do zapierdalania i zatapiania się w myślach. Generalnie - przypominało to jazdę po dwóch piwach, czego oczywiście też nikomu nie polecam.
Poza tym dochodzi do głosu dekoncentracja. I znów: w czasie marszu czy zwykłego tripa to nie przeszkadza, ale jak w czasie jazdy na rowerze zapomnisz się i zaczniesz myśleć o niebieskich migdałach, to to się może bardzo źle skończyć.
Ogólnie jestem zdania, że jest to skrajny debilizm i ekstremalna nieodpowiedzialność. Nie polecam. Sam siebie również uważam za idiotę i mi wstyd. Niby nic złego się nie stało, ale mogło. Nie warto było.
Jeśli chodzi o doznanie samej jazdy i dynamiki ruchu to (przynajmniej w tej stosunkowo nisko-średniej dawce) było ono zadziwiająco mało ekscytujące, wręcz surowe. Spodziewałem się wrażenia płynięcia w przestrzenii lub lotu, ale nie osiągnąłem czegoś takiego, miałem wręcz zwiększoną fizyczną świadomość tego, że jadę rowerem a nie żadnym powietrznym statkiem lub czykolwiek innym. Były takie momenty kiedy irytowało mnie trzęsienie kierownicy na wyboistej ścieżce, z kolei na łagodniejszych odcinkach nie myślałem o tym wiele. Odczuwalna jest potrzeba poświęcenia części świadomej uwagi na kierowanie rowerem, czynność ta przestaje być tak oczywista i automatyczna jak w trzeźwym stanie. Mimo to nie odbywa się to kosztem bomby myśli w głowie i tak jak w czasie normalnej jazdy tym bardziej w tym stanie można kompletnie zatonąć w swoich rozmyślaniach. Miałem przez to uczucie lekkiego rozdwojenia, jakby ktoś inny kierował rowerem, ktoś inny rozmyślał w czasie jazdy a i tak czułem się jednocześnie obiema tymi osobami.
Muzyka na słuchawkach brzmiała niesamowicie cudownie, a przez bycie w ruchu mogłem o wiele bardziej wczuć się w nią przyspieszając lub zwalniając dynamikę jazdy. Miałem nauszne słuchawki o dobrej jakości dźwięku działające jednak w trybie otwartym, czyli nie odfiltrywujące żadnych dźwięków z otoczenia. Daje to o wiele lepsze poczucie bezpieczeństwa i orientacji które jest intuicyjnie potrzebne nawet na drodze z zakazem ruchu samochodowego.
Ogromną zaletą wycieczki rowerowej jest dynamiczna zmiana krajobrazu której nie da się osiągnąć wyczieczką pieszą. Jednocześnie daje poczucie wolności, której zupełnie brak będąc pasażerem w innym pojeździe (w życiu nie chciałbym kierować pojazdem zmechanizowanym w tym stanie, ani być też pasażerem jakiegoś pojazdu komunikacji). Można zatrzymać gdziekolwiek się chce, mocno przyspieszyć lub zwolnić z o wiele mniejszym wysiłkiem niż będąc pieszo i cieszyć się całą ogromną masą wibrujących tańczących, płynących i drżących drzew, traw, wzgórz, łąk i rzek. Nad kanałem wodnym wrażenia są niesamowite gdy tyko patrzy się w lustro mętnej od glonów i roślinności wody. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć też masę ptactwa i różnych innych zwierząt, a każde spotkanie z nimi daje wyraźne doznanie ich własnej odrębności i poczucie indywidualności, świadomości wręcz takiego samego poziomu co ludzka ale dzikiej i pierwotnej. Wszelkie zamki, ruiny, mury i płoty jakie mija się w drodze oddychają historią i stanowią o wiele przyjemniejszy widok od nowoczesnej zabudowy. Taka wycieczka to jak powrót do dzieciństwa i otwarcie książki z baśniami z najpiękniejszymi barwnymi ilustracjami które ożywają w wyobraźni jako rzeczywistość - to tak, jakby wylądować w samym środku takiej baśni i przeskakiwać pomiędzy jej kartami i ilustracjami z przebiegiem jazdy i czasu.
Podejrzewam jednak, że gdyby część tej trasy przebiegała drogą dostępną dla samochodów cała przyjemność takiej wycieczki wyparowałaby momentalnie w ciągłym napięciu strachu przed każdym prawdziwym czy wyimaginowanym szumem przypominającym dźwięk obrotu kół samochodu (nawet na rzadko uczęszczanej drodze). Byłbym w stanie zaakceptować co najwyżej polne lub prywatne drogi na taką okazję. O wiele lepiej mieć takiego tripa na długiej ścieżce rowerowej poprowadzonej np wałami lub lasem i ew. taką polną drogą bez konieczności łączenia jej odcinkami dróg o normalnym ruchu samochodowym. Niestety w wielu miejscach w Polsce brakuje takich tras.
Mam słabe doświadczenie z mocniejszymi tripami i nie wyobrażam sobie mocnego tripa z rowerem lub w jakimkolwiek innym ruchu bez możliwości szybkiego powrotu do bazowego bezpiecznego miejsca. Może jeśli mieszka się na skraju lasu lub szerokich pól, tak aby w chwili strachu lub zmęczenia doznaniami od razu wrócić do domu. Ale to luksus, który nie jest dostępny dla każdego.
W czasie jazdy może doskwierać body load, ale nie sądzę by był silniejszy niż spędzając tripa stacjonarnie. W związku z tym atrakcyjne są trasy, na których można robić postoje i wpatrywać się w krajobraz (nie wiem czy w ogóle istnieją ścieżki bez takiej możliwości). Bardzo ważny jest dobry, lekki prowiant na drogę. W moim przypadku często zdarza mi się spadek cukru w czasie tripowania, ale rzeczy typowo słodkie tylko pogarszają body load. Celowałbym w piwo imbirowe bez alkoholu lub z (oczywiście trzeba uważać na czujnych stróżów prawa patrolujących rzeczne krzaki, heh), ulubioną czekoladę, pomarańczę, gruszki, lekkie pieczywo z masłem orzechowym i rodzynkami czy czymś w tym stylu. Trzeba pamiętać że grzyby zmieniają upodobania smakowe, warto pamiętać co zajadało się ze smakiem na ostatnim tripie.
Tak samo w czasie tripów >zawsze< robi mi się zimno. Ważne są wygodne ubrania (ja lubię ciemne przylegające rowerowe getry i koszulki), w tym też bluza lub kurtka - oczywiście tak dobrane by się nie spocić (piszę z perspektywy ładnego jesiennego dnia). Gdy tylko słońce zaświeci zza chmur na ciemne ciuchy to człowiek rozpływa się z przyjemności jak czekolada. Dzień bez szansy na zobaczenie słońca zupełnie odpada, chyba że jest bardzo ciepły. Z kolei wiatr chyba nie przeszkadza przy bezchmurnym ciepłym słońcu, ale może ziębić i trzeba na to uważać. Z kolei w gorący letni dzień spodenki i letnia koszulka to wszystko czego trzeba.
Plecak niewypchany, aby nie pocić pod nim pleców (dlatego tylko lekki prowiant, a sakwa to rozwiązanie idealne).
Te ostatnie porady może brzmią śmiesznie ze względu na to jak są oczywiste, ale w przeciwieństwie do trzeźwej wycieczki rowerowej, każdy brak lub obciążenie odczuwa się stukrotnie bardziej i może zepsuć pozytywne odczucia.
Zdecydowanie odradzam taki trip na pierwszy raz. Jeśli ktoś tripował już wcześniej pieszo w terenie, to może być jego następne doświadczenie. O ile nie zniechęca kogoś fakt, że trzeba się do tego przygotować nie tylko mentalnie, ale też strategicznie.
Osobiście chciałbym kiedyś spróbować grzybów w kajaku na jakiejś nizinnej rzece jak Wda albo Drwa (minimum obaw o utonięcie a co najwyżej lekkie przemoknięcie), może ktoś z tego forum ma podobne doświadczenia?
P. Cubensis - 0,7 - 1,2g suszu
I tyle w temacie dawkowania.
Przeliczając na suszone łysiczki (ocena subiektywna, facet 95kg, niemałe doświadczenie z psychodelikami, powiedziałbym, że minimum 40, bardziej 50.
Grubiej było może z pół h, ale i tak pełną kontrola i brak większych problemów z jazdą, chociaż momentami żałowałem, że mam rower, po prostu nie chciało mi się jezdzic;p. W lesie było przepięknie, słuchawki z uszu polecam wyjąć :)
Do plusów na pewno należy zaliczyć odkrycie kilku fajnych miejsc (wiedziałem, że duch grzyba mnie w tej kwestii nie zawiedzie). Dokładnie gdy przypomniałem sobie o niedużym lolku z purple kushu zakupionego w coffiku, przejeżdżałem obok parku. Okazał się być pełny fioletowych kwiatów, co uznałem za piękne okoliczności przyrody, żeby spalić fioletowego dżoja.
Park okazał się być ogromny, w Polsce mogę porównać go wielkością jedynie do Łazienek Królewskich w Warszawie. Jeździłem w sumie nie mając pojęcia gdzie jestem, ale wcale mi to nie przeszkadzało, było pięknie i miałem taką bekę, że prawie spadałem z roweru. Brakowało kogoś do toczenia beki.
Wróciłem w końcu po GPSie do domu (pokazywał 15 min, a jechałem z 40 minut, ze 2 razy źle jadąc, nie byłem wcześniej w tej części miasta)
Ogólnie totalnie nie czułem zagrożenia, wszystko miałem pod kontrolą, ale nie każdemu polecam takie wyprawy.
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.