Dyskusja na temat grzybów halucynogennych, m.in. łysiczki lancetowatej i muchomora czerwonego.
Więcej informacji: Grzyby w Narkopedii [H]yperreala
ODPOWIEDZ
Posty: 10 • Strona 1 z 1
  • 199 / 4 / 0
Siema, jaka dawka grzybow bedzie odpowiednia zeby pojechac sobie na całodzienna wycieczke rowerowa? Tak zeby podkrecic doznania ale jednoczesnie nie wpasc pod auto/do rowu :D
  • 1212 / 614 / 0
A masz jakieś doświadczenie w grzybach? Jak nie masz to odradzam takich zabaw, jak masz i wiesz na co się piszesz to myślę, że 30-40 będzie w sam raz. Chociaż też zależy jakie te grzyby, wagowo Ci dawki nie podam bo zawsze szamałem na sztuki, no ale załóżmy że takie średniej wielkości. :)

A tak na marginesie to gdzie dokładnie chcesz jeździć? Jak po jakichś zadupiach to luz, ale na ruchliwą ulicę bym się po grzybach nie wybierał i to po żadnej dawce. %-D
Uwaga! Użytkownik Vratislav nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1290 / 362 / 0
No po grzybach to ja sobie nie wyobrazam jezdzic na rowerze, hujowy plan w ogole masz. Jak juz to 10 srednich sztuk maks gdzies po polnych sciezkach, 20 to juz bedzie ci sie droga mienic a 30 to ledwo co sie chodzi a po 40 to sie siedzi.
  • 1212 / 614 / 0
@ZX co Ty gadasz, wycieczki na łono natury po grzybach to najlepsza faza jakiej można po nich doświadczyć. Podziwianie przyrody, odkrywanie nowych miejsc, ciągłe dostarczanie zgrzybionemu umysłowi jakichś bodźców. Z tym że faktycznie rower to może być zły pomysł, chociaż nigdy nie jeździłem zgrzybiony to nie wiem. Ale kilometrów z buta robiło się sporo i nigdy nikt z tripowiczów nie narzekał, a dawki bywały o wiele większe niż te 30 czy 40. ;)
Uwaga! Użytkownik Vratislav nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 437 / 262 / 0
19 lutego 2020Vratislav pisze:
Z tym że faktycznie rower to może być zły pomysł, chociaż nigdy nie jeździłem zgrzybiony to nie wiem.
To jest skrajnie chujowy pomysł, bo po grzybach całkowicie siada ocena odległości. Przy marszu to jeszcze nie jest duży problem, przy jeździe rowerem to proszenie się o wypadek.

Anyway, wypowiem się szerzej, bo akurat tu nie teoretyzuję i jeździłem rowerem po grzybach. Dwa razy.
Pierwszy raz:
40 sztuk polskich łysiczek, po polnych ścieżkach. Rower przesuwał się pode mną i dziwnie zachowywał (przednie koło non stop sprawiało wrażenie jakby było kilka metrów w lewo). Koordynacja ruchowa fatalna, ocena odległości jeszcze gorsza, po kilku kilometrach dałem sobie spokój, nie miało to żadnego sensu.

Drugi raz:
2g cubensisów. Przejechałem 35 kilometrów, w terenie i po bardzo bocznych drogach asfaltowych. Było znośnie, ale znowu - problemy z koordynacją i oceną odległości, do tego dziwna skłonność do zapierdalania i zatapiania się w myślach. Generalnie - przypominało to jazdę po dwóch piwach, czego oczywiście też nikomu nie polecam.

Poza tym dochodzi do głosu dekoncentracja. I znów: w czasie marszu czy zwykłego tripa to nie przeszkadza, ale jak w czasie jazdy na rowerze zapomnisz się i zaczniesz myśleć o niebieskich migdałach, to to się może bardzo źle skończyć.

Ogólnie jestem zdania, że jest to skrajny debilizm i ekstremalna nieodpowiedzialność. Nie polecam. Sam siebie również uważam za idiotę i mi wstyd. Niby nic złego się nie stało, ale mogło. Nie warto było.
Uwaga! Użytkownik Malinowy Chrusniak nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 141 / 3 / 0
pierdolita głupoty :) śmigałem downhill rowerem po 30 sztukach i było idealnie , zwiększone wyczucie ciała, swoich możliwości, w pewnym sensie przewidywałem nowe trasy które miałem jechać.
  • 99 / 45 / 0
Nie podejmowałbym takiegoo tripa ze świadomością że mogę przemieszczać się drogą z ruchem samochodowym. Moje doświadczenie z wycieczką rowerową na grzybach dotyczyło wielokilometrowej ścieżki specrowo-rowerowej wzdłuż żeglownego kanału wodnego na wyspach w październiku. Wydaje mi się że zrobiłem wtedy wywar z 40 niewielkich suszonych łysiczek (czyli o mocy na przełomie lekkiej i średniej). Taka forma tripa ma swoje zalety i wady. Na początku muszę zaznaczyć, że byłem w tamym okresie strachliwy (ale jeszcze nie paranoiczny) i z rozpoczynającą się depresją. W pewien sposób ten trip przyniósł mi ulgę i przestrzeń oddechu, której nie miałem przez długi czas. Z drugiej strony odczuwałem lekką obawę przed ludźmi, których mijałem albo dyskomfort gdy jechałem jako czyiś ogon lub też mając kogoś na ogonie. Trakt nie był zatłoczony, ale na przestrzenii dwudziestu kilometrów minąłem co najmniej trzydziestkę różnych pieszych i rowerzystów. Jeśli jednak ma się trochę więcej pewności siebie, nawet bardzo uczęszczane ścieżki nie muszą być problemem. Chociaż bardzo uważałbym na małe dzieci, szczególnie z własnymi rowerami, które są nieprzewidywalne i łatwo je potrącić.
Jeśli chodzi o doznanie samej jazdy i dynamiki ruchu to (przynajmniej w tej stosunkowo nisko-średniej dawce) było ono zadziwiająco mało ekscytujące, wręcz surowe. Spodziewałem się wrażenia płynięcia w przestrzenii lub lotu, ale nie osiągnąłem czegoś takiego, miałem wręcz zwiększoną fizyczną świadomość tego, że jadę rowerem a nie żadnym powietrznym statkiem lub czykolwiek innym. Były takie momenty kiedy irytowało mnie trzęsienie kierownicy na wyboistej ścieżce, z kolei na łagodniejszych odcinkach nie myślałem o tym wiele. Odczuwalna jest potrzeba poświęcenia części świadomej uwagi na kierowanie rowerem, czynność ta przestaje być tak oczywista i automatyczna jak w trzeźwym stanie. Mimo to nie odbywa się to kosztem bomby myśli w głowie i tak jak w czasie normalnej jazdy tym bardziej w tym stanie można kompletnie zatonąć w swoich rozmyślaniach. Miałem przez to uczucie lekkiego rozdwojenia, jakby ktoś inny kierował rowerem, ktoś inny rozmyślał w czasie jazdy a i tak czułem się jednocześnie obiema tymi osobami.
Muzyka na słuchawkach brzmiała niesamowicie cudownie, a przez bycie w ruchu mogłem o wiele bardziej wczuć się w nią przyspieszając lub zwalniając dynamikę jazdy. Miałem nauszne słuchawki o dobrej jakości dźwięku działające jednak w trybie otwartym, czyli nie odfiltrywujące żadnych dźwięków z otoczenia. Daje to o wiele lepsze poczucie bezpieczeństwa i orientacji które jest intuicyjnie potrzebne nawet na drodze z zakazem ruchu samochodowego.
Ogromną zaletą wycieczki rowerowej jest dynamiczna zmiana krajobrazu której nie da się osiągnąć wyczieczką pieszą. Jednocześnie daje poczucie wolności, której zupełnie brak będąc pasażerem w innym pojeździe (w życiu nie chciałbym kierować pojazdem zmechanizowanym w tym stanie, ani być też pasażerem jakiegoś pojazdu komunikacji). Można zatrzymać gdziekolwiek się chce, mocno przyspieszyć lub zwolnić z o wiele mniejszym wysiłkiem niż będąc pieszo i cieszyć się całą ogromną masą wibrujących tańczących, płynących i drżących drzew, traw, wzgórz, łąk i rzek. Nad kanałem wodnym wrażenia są niesamowite gdy tyko patrzy się w lustro mętnej od glonów i roślinności wody. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć też masę ptactwa i różnych innych zwierząt, a każde spotkanie z nimi daje wyraźne doznanie ich własnej odrębności i poczucie indywidualności, świadomości wręcz takiego samego poziomu co ludzka ale dzikiej i pierwotnej. Wszelkie zamki, ruiny, mury i płoty jakie mija się w drodze oddychają historią i stanowią o wiele przyjemniejszy widok od nowoczesnej zabudowy. Taka wycieczka to jak powrót do dzieciństwa i otwarcie książki z baśniami z najpiękniejszymi barwnymi ilustracjami które ożywają w wyobraźni jako rzeczywistość - to tak, jakby wylądować w samym środku takiej baśni i przeskakiwać pomiędzy jej kartami i ilustracjami z przebiegiem jazdy i czasu.
Podejrzewam jednak, że gdyby część tej trasy przebiegała drogą dostępną dla samochodów cała przyjemność takiej wycieczki wyparowałaby momentalnie w ciągłym napięciu strachu przed każdym prawdziwym czy wyimaginowanym szumem przypominającym dźwięk obrotu kół samochodu (nawet na rzadko uczęszczanej drodze). Byłbym w stanie zaakceptować co najwyżej polne lub prywatne drogi na taką okazję. O wiele lepiej mieć takiego tripa na długiej ścieżce rowerowej poprowadzonej np wałami lub lasem i ew. taką polną drogą bez konieczności łączenia jej odcinkami dróg o normalnym ruchu samochodowym. Niestety w wielu miejscach w Polsce brakuje takich tras.
Mam słabe doświadczenie z mocniejszymi tripami i nie wyobrażam sobie mocnego tripa z rowerem lub w jakimkolwiek innym ruchu bez możliwości szybkiego powrotu do bazowego bezpiecznego miejsca. Może jeśli mieszka się na skraju lasu lub szerokich pól, tak aby w chwili strachu lub zmęczenia doznaniami od razu wrócić do domu. Ale to luksus, który nie jest dostępny dla każdego.
W czasie jazdy może doskwierać body load, ale nie sądzę by był silniejszy niż spędzając tripa stacjonarnie. W związku z tym atrakcyjne są trasy, na których można robić postoje i wpatrywać się w krajobraz (nie wiem czy w ogóle istnieją ścieżki bez takiej możliwości). Bardzo ważny jest dobry, lekki prowiant na drogę. W moim przypadku często zdarza mi się spadek cukru w czasie tripowania, ale rzeczy typowo słodkie tylko pogarszają body load. Celowałbym w piwo imbirowe bez alkoholu lub z (oczywiście trzeba uważać na czujnych stróżów prawa patrolujących rzeczne krzaki, heh), ulubioną czekoladę, pomarańczę, gruszki, lekkie pieczywo z masłem orzechowym i rodzynkami czy czymś w tym stylu. Trzeba pamiętać że grzyby zmieniają upodobania smakowe, warto pamiętać co zajadało się ze smakiem na ostatnim tripie.
Tak samo w czasie tripów >zawsze< robi mi się zimno. Ważne są wygodne ubrania (ja lubię ciemne przylegające rowerowe getry i koszulki), w tym też bluza lub kurtka - oczywiście tak dobrane by się nie spocić (piszę z perspektywy ładnego jesiennego dnia). Gdy tylko słońce zaświeci zza chmur na ciemne ciuchy to człowiek rozpływa się z przyjemności jak czekolada. Dzień bez szansy na zobaczenie słońca zupełnie odpada, chyba że jest bardzo ciepły. Z kolei wiatr chyba nie przeszkadza przy bezchmurnym ciepłym słońcu, ale może ziębić i trzeba na to uważać. Z kolei w gorący letni dzień spodenki i letnia koszulka to wszystko czego trzeba.
Plecak niewypchany, aby nie pocić pod nim pleców (dlatego tylko lekki prowiant, a sakwa to rozwiązanie idealne).
Te ostatnie porady może brzmią śmiesznie ze względu na to jak są oczywiste, ale w przeciwieństwie do trzeźwej wycieczki rowerowej, każdy brak lub obciążenie odczuwa się stukrotnie bardziej i może zepsuć pozytywne odczucia.
Zdecydowanie odradzam taki trip na pierwszy raz. Jeśli ktoś tripował już wcześniej pieszo w terenie, to może być jego następne doświadczenie. O ile nie zniechęca kogoś fakt, że trzeba się do tego przygotować nie tylko mentalnie, ale też strategicznie.
Osobiście chciałbym kiedyś spróbować grzybów w kajaku na jakiejś nizinnej rzece jak Wda albo Drwa (minimum obaw o utonięcie a co najwyżej lekkie przemoknięcie), może ktoś z tego forum ma podobne doświadczenia?
  • 157 / 5 / 0
P. Semilanceata - 0,4 - 0,8g suszu (10-25szt)
P. Cubensis - 0,7 - 1,2g suszu
I tyle w temacie dawkowania.
  • 7 / / 0
Moja dawka na rower to 20 sztuk (30 moim zdaniem już za bardzo rozjeżdża) po czym dorzucam kolejne 20 po godzinie, dwóch. Oczywiście tylko leśne ścieżki ze słuchawkami na uszach.
  • 4 / 1 / 0
Jeździłem ostatnio na rowerze po paczce trufli, najmocniejszych jakie byly- Valhala.
Przeliczając na suszone łysiczki (ocena subiektywna, facet 95kg, niemałe doświadczenie z psychodelikami, powiedziałbym, że minimum 40, bardziej 50.
Grubiej było może z pół h, ale i tak pełną kontrola i brak większych problemów z jazdą, chociaż momentami żałowałem, że mam rower, po prostu nie chciało mi się jezdzic;p. W lesie było przepięknie, słuchawki z uszu polecam wyjąć :)
Do plusów na pewno należy zaliczyć odkrycie kilku fajnych miejsc (wiedziałem, że duch grzyba mnie w tej kwestii nie zawiedzie). Dokładnie gdy przypomniałem sobie o niedużym lolku z purple kushu zakupionego w coffiku, przejeżdżałem obok parku. Okazał się być pełny fioletowych kwiatów, co uznałem za piękne okoliczności przyrody, żeby spalić fioletowego dżoja.
Park okazał się być ogromny, w Polsce mogę porównać go wielkością jedynie do Łazienek Królewskich w Warszawie. Jeździłem w sumie nie mając pojęcia gdzie jestem, ale wcale mi to nie przeszkadzało, było pięknie i miałem taką bekę, że prawie spadałem z roweru. Brakowało kogoś do toczenia beki.
Wróciłem w końcu po GPSie do domu (pokazywał 15 min, a jechałem z 40 minut, ze 2 razy źle jadąc, nie byłem wcześniej w tej części miasta)
Ogólnie totalnie nie czułem zagrożenia, wszystko miałem pod kontrolą, ale nie każdemu polecam takie wyprawy.
ODPOWIEDZ
Posty: 10 • Strona 1 z 1
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.