Luźne dyskusje na tematy związane z substancjami psychoaktywnymi.
ODPOWIEDZ
Posty: 10 • Strona 1 z 1
  • 59 / 71 / 0
Cześć, ostatnio mnie naszły takie luźne przemyślenia odnośnie samych składowych, które w efekcie dają ciśnienie na zarzucenie czegoś. Sama tematyka rozmyślań pojawiła się po tym, jak po przełamaniu bariery IV, nagle to, co było nie do przyjęcia nawet w warunkach klinicznych/ambulatoryjnych, dziś powoduje dreszczyk emocji, wiecie, chodzi o motywy w stylu krew w kontrolce, o samym fakcie rytuału nie wspominam, to wiadome. Co ciekawe, zauważyłem, oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że IV jest najbardziej 'ofensywną' roa, to skoro przy tak negatywnym nastawieniu początkowym, mózg jest w stanie sobie zupełnie przekodować emocje i odczucia związane z czynnością, to jak duży wpływ na samo uczucie ciśnienia ma droga podania i 'rytualność' czynności. Czy nie warto byłoby zacząć rozpatrywać dalszy etap od ciśnienia, tj., uzależnienie jako zupełnie dwa różne światy? Oczywiście mam na myśli samą drogę podania oraz substancję. Przykłady; przestałem przyjmować IV stymulanty, ale podczas samego ciśnienia zauważyłem, że tak naprawdę nie zależy mi na samym haju po stimach, wręcz do niego czułem w tej sytuacji niechęć, bo wiedziałem jak to się skończy i co muszę zrobić dnia następnego(w mojej pracy nie ma miejsca na błąd i dragi), tylko sama myśl o tych kolejnych czynnościach powodowała ciśnienie. Postanowiłem zrobić eksperyment, zarzuciłem IV substancję, która w ogóle nie ma wjazdu, podana w dużej ilości cieczy, tak, żeby samo skupienie na czynności i satysfakcja z niej zostały zaspokojone. Substancją zarzuconą był fenobarbital, akurat do spania(tu dodam, że pomimo eksperymentów z mocnymi alkoholami, morfiną, oxy, kodą, U47700, helem, oczywiście nie wszystko IV, benzo, barbi, nie byłem w stanie się wjebać w nic z grupy 'downers', raczej 'uppers', więc wiedziałem, że substancja nie spełni oczekiwań). Po tym jak już napawałem się całym rytuałem oraz tymi poszczególnymi etapami, okazało się, że nie ruszyłem niczego więcej i znów wróciłem do stanu trzeźwości. Wiem wiem, można podawać NaCL albo płyn do iniekcji, dla samego faktu, ale jak o tym pomyślałem, to poczułem bezsens, dlatego wybrałem najmniej interesującą mnie substancję, która nie ma wjazdu, a działanie wręcz porównywalne IV do orala. Idąc tym tokiem myślenia dalej, nigdy nikt z Was nie miał tak, że zapierdolił coś w nos, dlatego, żeby po prostu zapierdolić? Albo zupełnie inną substancję, typu lubujecie się w kokainie, a walnęliście amfę, bo akurat to było na imprezie? Albo dalej redukując 'hardkorowość' drogi podania, teraz odnośnie nawet palaczy, czy nie zapaliliście nigdy syntetycznych kanna, kiedy nie było pod ręką mj? Starałem się odnieść teraz do różnych grup ćpunów i dać przykłady o co mi chodzi, liczę na Wasze wypowiedzi w tym temacie. Czy wjebanie się nie powinno być rozpatrywane zupełnie osobno, jako uzależnienie od substancji ORAZ drogi podania?

Znalazłem badania NCBI na związane tematy:

1. Porównanie różnych ROA w kontekście uzależnienia

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3225003/

2. Predyspozycje do zażywania oraz uzależnienia od danej drogi podania ściśle związane z ogólnie pojętą sytuacją życiową, gdzie czynnik drogi podania nie grał tak dużej roli

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/12873239

3. Wpływ środowiska(idąc tym tokiem, poza samym miejscem zamieszkania oraz otoczeniem, osoby introwertyczne mogą same w sobie wytwarzać 'klimat', przez muzykę, subkulturę, będąc otoczonymi przez zupełnie inny nienarkotykowy świat, w związku z czym akurat te wnioski przyjmuję z dystansem)

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/11092067


Tak na dobry początek moje spostrzeżenia. Ogólnie to z własnego doświadczenia, najprzyjemniejszym w doznaniach, jeśli chodzi o euforię i rush w moim przypadku było połączenie 3 MMC oral + sniff kiedy oral zaczynał wjeżdżać, nawet euforyki/stimy IV nie są w stanie przebić pamiętliwości mózgu do danego doznania, a mówimy o porównaniu oral/sniff - IV, tylko że dwóch różnych substancji z tej samej grupy, wywołujących podobne doznania, ale nie te same i nie w ten sposób. Jednocześnie sama droga podania tj., jedzenie bombek, które czasem się rozpierdalały w gardle i parzyły przełyk, albo wciąganie, które powodowało dosłownie odruchy wymiotne(nienawidzę tego smaku) zupełnie mnie odrzucała.W tym przypadku potencjalne uzależnienie(z racji delegala nie miałem styczności od 2015 roku, jednak delegal na plus, bo bym miał przejebane pewnie jakby był dostęp pod ręką i wraczyłbym się właśnie %-D %-D ) opiera się na konkretnej substancji, natomiast w przypadku obecnej sytuacji, widzę u siebie symptomy wjebania się w sam klimat i rytuał, zupełnie niezależnie od substancji. Stąd wnioski, które wysnułem. Myślę, że to ciekawy temat, nie znalazłem podobnego na forum, a jedynie wzmianki w poszczególnych tematach.
  • 59 / 71 / 0
szkoda, mało osób chętnych do współpracy
  • 2024 / 584 / 0
Padło kilka pytań już w pierwszym poście, w sumie to się na siebie nakładają i do wielu wniosków doszedłeś sam. IV uważane jest za najbardziej inwazyjną drogę nie bez powodu, zapewnia przy wielu substancjach nieosiągalny inaczej efekt "wjazdu", skupienie substancji w organizmie wzrasta w ciągu minuty, a nie np. 30 min - ładnie by to wykres pokazał - poza tym tak, można uzależnić się od samej czynności. Przy i.v. najłatwiej też teoretycznie zrobić sobie krzywdę, przerywając barierę ciała. Ja to nazywam igłomanią. Podawałam z-drugsy rozpuszczalne w wodzie i spirytusie i.v. jak nie miałam przejściowo, dawno temu (aczkolwiek post jest), tego czego najbardziej chciałam. Wiem, tak na inteligencję, że najlepiej zapodać je w inny sposób, ale chciałam trochę 'popionierzyć' oraz sięgnąć po igłę. Podobny problem miałam z oksykodonem; WIEDZIAŁAM, że zadziała wrzucony i na pusty żołądek i rozkruszony, ale z drugiej strony miałam postać dobrą do przerabiania i.v.... i ciągnęło do tego i.v., mimo, że nie doświadczam po oksykodonie żadnej formy euforii. :(

Co do reszty... dragi pożeramy wszystkimi zmysłami, dlatego nie dziwi mnie, a lekko śmieszy jak ktoś jest wyraźnie bardziej zrobiony po dwóch 'barach' Xanaxu 2mg, niż po 4 tabletkach alpragenu 1mg. To chyba najbardziej jaskrawy pod względem reklamy i mody przykład, któremu ulegają także lekarze; o wiele trudniej dostać papiery na Xanax 2mg, ale 2x czy 3x Alpragen 1mg nie stanowi problemu.

Przy redukowaniu klonazepamu bezcenne okazały się tic-taci wrzucane pod język, tak, jak zwykłam brać klony. I tak do rozpuszczenia. Smakiem podobne, tylko bardziej słodkie.

Wygotowywanie watek, łyżek z drobinkami to już klasyka, ale podawanie bardzo ciepłej wody też mi się zdarzyło. Chyba tylko dla tego dopaminowego rushu w mózgu, który odpala się na widok czerwieni w kontrolce.

Mogę być w najgorszej fazie skrętu, ale jak już zaczynam przygotowania substancji - dajmy na to fentanylu, który w zależności od rozpuszczalnika musi poleżeć przez X czasu - to zapominam i o skręcie, co prawda niestety tylko do chwili podania, gdzie w próbach wkłucia się prawidłowo przeszkadzają ból, tiki, poty, dreszcze i czego tam jeszcze nie ma...

Gdy na półkach sklepowych przestało być - jak na moją tolerancję - cokolwiek sensownego z maku do włożenia do garnka, to często piłam gorzkie drinki czy nawet picie, rozgryzałam niesmaczne suplementy w stylu magnezu, witamin - chodziło mi tylko i aż o smak na języku.

Po x latach aktywnego brania chyba każdy ma swoje 'rytuały' i małe 'zboczenia' towarzyszące przygotowaniom różnych rzeczy. Tak, jak 'moje' łyżki przeprowadzają się razem ze mną; zaliczyłam parę zmian miejsc do życia i zawsze mój zestaw podróżował ze mną. Nie dość, że udowodniły swoją solidność, to jeszcze umiem po takim czasie 'na oko' określać zalaną ilość, ile dolać w kolejnym zalaniu, ile ewentualnie odjąć i dać na drugą... Przy nie swoich narzędziach, gdy np. pokazuję coś komuś u niego w domu, czuję się jak informatyk któremu zmieniono klawiaturę albo chirurg, któremu zmieniono tuż przed samą operacją kolejność narzędzi. A co do tych łyżek - to taki fetyszyzm z nimi, szczęśliwe 'totemy' i tak dalej. Pomyślę jeszcze i na pewno coś sobie jeszcze przypomnę.

Mocno wjebani ludzie nie bawią się w nomenklaturę uzależnienia, po prostu jest to kolejna czynność, którą trzeba wykonywać w dzień, południe i w nocy; tak jak czynności fizjologiczne typu pójście do łazienki, nie bardziej dziwi mnie przebudzenie w nocy z silnym poczuciem głodu. Tyle, że nauczona doświadczeniem umiem ocenić, czy jest to przebudzenie z chcicy dowalenia więcej, czy przebudzenie ostrzegające 'zaraz będziesz na zgięciu i to konkretnym, jak masz coś wstawiać to najwyższa pora' - bo nawet przygotowanie heroiny chwilkę zajmuje, jak nie ma się żył niczym kable.
You wouldn't? Yes you would. You would lie, cheat, inform on your friends, steal, do *anything*
to satisfy total need. Because you would be in a state of total sickness, total possession, and not in a position to act in any other way.
  • 1290 / 362 / 0
Ja tam to odczuwam w taki sposob, ze mozg ma 2 tryby ktore sa polaczone - ssanie na substancje, czyli depresja, chec dojebki itp oraz czynnosci z tym zwiazane. W moim przypadku jestem w stanie bez problemu opanowac ssanie ale mam trudnosci z opanowaniem czynnosci a znam kogos kto ma na odwrot i tak w ten sposob:

* jak chce mi sie palic fajki, to musze sie czyms zaciagac czy to kredka czy zwinietym papierkiem, zaciagne sie powoli z 10 razy co godzine i moge dalej pracowac, aczkolwiek wsrod ludzi dziwnie to wyglada :)

* jak chce mi sie jarac ziolo to jak robot organizuje dilera i towar i to mnie uspokaja znacznie, jak np. dotre na bajzel gdzie policja jest to mam ochote im przybic piatke, ale czasami wystarczy ze tylko zalatwie, nie musze palic jak akurat mam jakies spotkania, ale juz nie mam tej przesadnej motywacji zeby ogarnac ziolo.

* ze stimami wyglada to podobnie jak z ziolem pod warunkiem ze jestem akurat wjebany, ale czasami chec przyjebania jest tak silna, ze musze chociaz taka kresekczke 0.5cm cieniutka jak igla wciagnac i wtedy mi od razu przechodzi, szczegolnie rano, ale potem w ciagu dnia nie mam juz takiej ochoty. W trudnych chwilach tez wciagalem benzo i inne tabletki i cisnienie spadalo.

U mnie chec dokonania czynnosci jest na prawde nie do opanowania szczegolnie jak jestem wjebany ale nie musze podawac substancji albo podac mniej niz progowa dawke i tez jest ok. Ostatnio tak sie zaciagalem kredka przez 3 miesiace az mi troche przeszlo i cisnienie spadlo ale nie bylo huja zebym co godzine nie musial sie zaciagnac a czasami co 30min i musi temu najlepiej towarzyszyc miejsce i sposob identyczny jakbym palil tyton wtedy lepiej to dziala. Mnostwo ludzi mnie na tym obcielo i w ogole obciach ale coz :)

W podobny sposob moze dzialaloby piwo 0% aczkolwiek lepiej chyba napic sie kawy dobrej jakies np. latte duzej z 4 szotami, akurat nie wiem bo od GABAgernikow to sie nie uzalezniam i moje wjebanie samoczynnie wygasa i trzeba mnie zmuszac, tak samo opio, trace raczej zainteresowanie po kilku dniach budze sie i nie pamietam ze pilem albo jadlem jakies opio i koluje jakies ziolko z automatu :)
  • 59 / 71 / 0
w sumie paradoksalnie nachodzi mnie myśl, że im bardziej 'mało ofensywna' ROA to łatwiej usprawiedliwiać takie działania, ofc mówię o początkowym-średnim stadium, bo jak wspomniała @Jamedris dla zaawansowanych ćpaków to rutyna, nawet pokusibłym się o stwierdzenie, że wykres jest dokładną odwrotnością proporcjonalną, tj wciągnięcie kreski jest dużo łatwiejsze, przez co nie jest to tak 'dramatyczne' dla użytkownika, jak np strzelenie IV, gdzie w początkowej fazie pojawiają się właśnie myśli, że to przesada, ale ostatecznie w rozrachunku wychodzi, że to w co łatwiej się wjebać bez aż takich wyrzutów sumienia mniej uzależnia na płaszczyźnie samego działania, natomiast to, do czego ciężej się przełamać i powoduje cięższe 'przeżycia' na płaszczyźnie działania wpierdala bardziej, przynajmniej takie mam wrażenie
  • 2198 / 709 / 0
Ja za to nigdy nie miałem takich rozkmin. Przy pierwszy (czy pierwszych kilku) podaniach iv nie przychodziły mi do głowy takie myśli. Po prostu majka znana jest z wejścia więc tak ją brałem, a potem przy helu nie wychodziło mi palenie tak jakbym chciał więc ekonomiczniej wychodziło też kłucie.
Autor tego posta jest żywym (?) przykładem że selekcja naturalna nie działa.
Nie bierzcie moich rad poważnie, konsultujcie to z bardziej obeznanymi osobami a najlepiej lekarzem. Słuchacie mnie na własną odpowiedzialność.
  • 2024 / 584 / 0
Plus jak coś można bezproblemowo i łatwo, szybko oraz w miarę przyjemnie dorzucić, to potencjał uzalezniający rośnie. Np. taka dihydrokodeina - ot, słoiczek z lekiem, niczym Vicodin w House MD. ;-) A więc chodzimy ze słoiczkiem i jak startową dawką było 7x90, to w ciągu dnia dokładamy po dwie, to skubniemy po trzy... Wiadomo.

Kłucie chyba zawsze (z tym, co można tak podawać) wychodzi najbardziej ekonomicznie, to przecież jeden z argumentów koronnych podszeptywanych na uszko niewiniątkom mającym pierwszy kontakt z morfiną - 100%, ale szybko wychodzi, no ale przyswoi się 100% podanego, więc jednak w jakiś sposób się to równoważy. Jedynym wyjątkiem jest u mnie oksykodon, ale na niego reaguję specyficznie i może gdybym przy iv doświadczała zalania euforią, to nie uważałabym jedzenia go za dobry sposób na 'przezimowanie' trudnych finansowo momentów, bo tolerancja i tak rośnie niemalże wykładniczo...

Benzo jednak też można podawać iv, ale tutaj najlepiej podawać podjęzykowo i m.in. dlatego tak łatwo się w nie niezauważalnie wpieprzyć. Przerabianie benzo na ifauki solo, bez żadnego opio w pompce, to moim zdaniem marnowanie środków i czasu.

Dobry i problematyczny środek do zastanowienia się nad kwestią 'co zrobimy dla ekonomiczności' aka 'jak wziąć mniej żeby było lepiej' to... fentanyl. Mamy tu całe spektrum, od żucia przez moczenie w spirolu do moczenia w metanolu i odparowywania na wolno. Chociaż akurat on ze względu na popieprzoną farmakodynamikę potrafi sprawiać niemiłe niespodzianki.

I, tak, łatwiej posypać kreskę czy połknąć tabletkę (nawet rozkruszyć) niż rozstawić i umyć (niektórzy nie myją, bleh) sprzęt do iv, przygotować, wcelować... To jednak zajmuje trochę czasu nawet megasprawnym osobom znającym swoje żyły na, heh, wylot.

Łatwiej też zwiększać niepotrzebnie dawki jeśli CIĄGLE mamy fizyczny dostęp do substancji, mam na myśli np. ganianie po mieście z blistrem klonazepamu zamiast wzięcia wyznaczonej dawki rano i noszeniu awaryjnych dwóch, trzech tabletek ze sobą - tu winnam. ;-)

Prawdą jest też robotyzowanie czynności na etapie mocnego już wjebania, takiego, gdzie rozstawienie sprzętu potrzebnego do i.v. rano jest na liście priorytetów przed wmuszeniem czegoś w swój żołądek czy wypiciu kawy. Dla przykładu: robię sobie to mst, ale w międzyczasie coś tam czytam, tu odpiszę, tam poczekam aż wystygnie, obejrzę sobie strategiczne miejsca i zastanowię się jaką igłą dziś atakować biorąc wzgląd na stan żył... I jakoś tak 'na nieświadomce' niemalże sobie podaję elegancko przerobione tabletki. Na fencie, zwłaszcza w ciągu wkurwiałam się często, gdy nie pamiętałam czy zakwasiłam wodę; a w 9ml ciężko wykryć jęzorem obecność pożądanej przeze mnie ilości, więc jak ktoś mnie czymś zajął, zagadał czy zadzwonił telefon podczas przygotowań - to kaplica, wylewam wodę, przecieram łychę i od nowa. Natomiast tam jeszcze uwagę przyciągało to, że miało się łatwopalne (o)pary mogące wybuchnąć przy każdej zabłąkanej iskrze.

Założycielu tematu, cieszę się, że dołączyli i inni. :-)
You wouldn't? Yes you would. You would lie, cheat, inform on your friends, steal, do *anything*
to satisfy total need. Because you would be in a state of total sickness, total possession, and not in a position to act in any other way.
  • 1290 / 362 / 0
Podstawa architektury uzalezniania to jest jak pisalem podzial na ssanie substancji i na czynnosci z tym zwiazane, a z czynnosciami tez zwiazane jest rowniez racjonalizacja.
Jednak u kazdego moze to sie inaczej objawiac i miec rozne nasilenia, aczkolwiek taki podzial jest najprostszy i w tej kwestii tj jednego i drugiego mozemy cos zrobic.
Czyli np. mozemy zapanowac nad ssaniem i w ten sposob zniwelowac parcie na czynnosci takie jak przyjmowanie i zalatwianie i na odwrot. I to jest glowna metoda wyjscia z uzaleznienia. Jedno nakreca drugie w wzroscie uzaleznienia ale tez moze dzialac odwrotnie, tj jedno moze niwelowac drugie jak ma to miejsce w odwyku.
Kiedy jestesmy zapanowac nad ssaniem i czynnosciami jestesmy w stanie zapanowac nad uzaleznieniem. Kiedy jednak to zawodzi w gre wchodza inne czynniki i wtedy sytuacja znacznie sie komplikuje - nie mamy kontroli zadnej i nie jestesmy w stanie podejmowac decyzji swiadomie tylko lecimy na nieswiadomce jak sterowany robot i jak ktos jest mocno wjebany w jakas trudna substancje to tak to wlasnie wyglada, ze nie jestesmy w stanie nad soba swiadomie panowac.
Jakby wziac inne czynniki to sytuacja jest juz trudna dlatego na nich sie nie bede skupiac.
Jesli chodzi o ssanie to moze sie to objawiac dwojako - mozna bardziej odczuwac stany mentalne takie jak wlasnie ssanie a mozna tez odczuwac stany fizyczne nie koniecznie prawdziwe takie jak bol, ze sie cos z cialem dzieje, niektorzy mowia, ze dostaja zapalen i roznych takich choc nie chodzi tu zawsze o skreta, choc skreta mozna by tez zaliczyc do takich objawow. Zalezy to od konkretnych preferencji danego czlowieka, choc w przypadku cpunow w wiekszosci przewazaja efekty mentalne z wyjatkiem uzaleznienia fizycznego gdzie wystepuja objawy fizyczne. Choc bywaja tacy zawodnicy, ktorzy maja swoj stan mentalny zupelnie odciety od swiadomosci i u nich przewazaja stany fizyczne i tylko je sa w stanie opisac. Tacy ludzie potrafia czasami odpierdalac i miec problemy mentalne powazne i nie byc tego w ogole swiadomym, za to jak ich cos zaboli to jest to dla nich cos, co sygnalizuje powazne problemy z ktorych zdaja sobie sprawe i to czesto nad wyraz przesadnie.
Jesli natomiast chodzi o powiazane czynnosci to roznie to moze wygladac aczkolwiek wrzucilbym to do jenego wora i ogolnie opisalbym to jako po prostu chec wykonania danej czynnosci, jedna roznica pomiedzy ludzmi moglaby byc wlasnie w motywacji dlaczego chca tak robic przez co inaczej by to sobie tlumaczyli, tj rozny sposob racjonalizacji. I ja to widze mniej wiecej tak, ze sa 2 glowne typy racjonalizacja, jeden bym nazwal rozsądną racjonalizacja a drugą głupią racjonalizacją. Głupia racjonalizacja to jest wtedy kiedy tlumaczyly sobie nasze uzaleznienie w jakis glupi sposob np. ze pijemy co drugi dzien to nie jestesmy alkoholikami, ze ziolo na nie narkotyk, ze to nie narkotyki tylko lekarstwa i tym podobne. Innym rodzajem racjonalizacji byloby rozsądne tlumaczenie sobie tego np. akceptacja, ze skoro cpam, to jestem cpunem i musze cpac, zeby zyc i poniose tego konsekwencje bez wzledu na rodzaj srodka. Wprawdzie obie racjonalizacje nas kieruja w kierunku cpania, głupia racjonalizacja ma dużo gorszą prognozę na przyszłość i ludzie używający takich wytłumaczeń często umierają mysląc że wszystko jest w porządku.

No i teraz można wg takiego modelu wysnuć wniosek, że opioidy to jest niezłe gówno bo atakuje naszą psychikę w wieloraki sposób. Po piersze ssanie jest i psychiczne i fizyczne a dodatkowo oddziałuje na racjonalizacje / czynności w dwojaki sposób - przez układ nagrody dopaminoway i opioidowy przez co człowiek potrafi kompletnie stracić możliwość świadomej kontroli uzależnienia i sam nie jest w stanie tego przezwyciężyć. Do tego głupia racjonalizacja powoduje dodatkowe problemy i właśnie taki przypadek opioidowca jest ogólnie najgorszy i często bez wyjścia. Po prostu psychika nie ma mozliwosci obrony w zadnej sposob.

No i majac taki model, co mozna zrobic? Znane sa metody np. substytucji zeby poczuc sie lepiej mozna zwalczyc chec podania np. ziolo zamiast opioidow albo antydepresanty zamiast stymulantow (sam sprawdzilem oba przypadki) a takze terapia behawioralna. Ale ja mam na mysli cos innego.

Wiadomo jak czlowiek nie ma nad soba kontroli, to nie jest w stanie zmienic swojego postepowania. Nie jest w stanie wyprodukowac zmian samodzielnie. No i w takim przypadku niezbedna jest pomoc innych. Jednak uwazam, ze wplyw innych na zmiane postepowania przez wyprodukowanie nowych schematow wlasnie w rejonie nad ktorym uzaleznienie przejelo kontrole jest niemozliwe albo bardzo trudne. Dlatego mysle, ze instnieje inna metoda, czyli po prostu zniszczenie ego. No i jak wiadomo, spoleczenstwo czyli inni oglupia. Na kazda madra rzecz znajdzie sie cos odwrotnego ktore obiektywnie moze byc madre ale nie dla ciebie. W ten sposob ludzie na wzajem sie oglupiaja. I niszcza. Inteligencja polega wlasnie na tym, ze ja sie wybijam z czyms co uwazam za logicznie spojne i uzywam to do wlasnych celow i osiagam profity. No ale w tym przypadku jestem zbladzony i uzalezniony, dlatego potrzeba innych, zeby zabic moje ego, usrednic mnie ze spoleczenstwem, zabic moja inteligencje przez akceptacje rzeczy ktorych sam nie wymyslilem na swoje, w tym przypadku szkodliwe, potrzeby. No i cos takiego mozna osiagnac w prosty sposob po prostu sponiewierac cpuna przez przemoc fizyczna i psychiczna. Byl kiedys taki osrodek w USA, ktory tak dzialal z powodzeniem. Ale sa bardziej subtelne metody i im bardziej subtelna tym bardziej trudna.
Nie ma ogolnej metody bo kazdy mysli co innego ale mozna wysluchac co cpun ma do powiedzenia i po prostu zrobic mu pranie mozgu przeciwnosciami. Czyli jak ktos ma razsadne racjonalizwanie czemu cpa, to trzeba go atakowac nieracjonalymi powodami czemu powinien przestac. W ten sposob jego ego nie ma mozliwosci obrony i przyjmuje ta informacje. Jest to sposob atakowanie nie ego, a kruszenie go u podstaw gdzie linia oporu jest najmniejsza. W ten sposob wlasnie niszczy sie ego. Niszczenia ego jest wiele sposobow ale wszystkie polegaja generalnie na negatywnym w pewnym sensie oddzialywaniu innych ludzi, jednak przemoc psychiczna i fizyczna wydaje mi sie latwiejszym do wykonania sposobem w warunkach domowych. No co, trzeba jedna domine z pejczem i obcegami i przywiazanego do lozka cpuna ;)
  • 59 / 71 / 0
ale mi docelowo chodzi o zupełne oddzielenie od siebie uzależnienia oraz samego już działania substancji i w związku z tym podejmowanie odpowiednich kroków w indywidualnych proporcjach względem wjebanych
  • 59 / 71 / 0
Doszedłem do wniosku, że jednak musi istnieć taki mechanizm, ponieważ na logikę rzecz biorąc, jak się napierdala cokolwiek losowo, ale nie na zasadzie wjebania w konkretny proch, tylko np akurat trafi się jakieś opio w łapy z apteki, to jeb w kabel, kończy się to nie ma i chuj, powrót do rzeczywistości. Czasem trafi się jakiś stim, to jeb po kablach, ogólnie nie istnieje z mojej obserwacji przywiązanie do jednej konkretnej substancji, tak szczerze, to nawet całkiem rzadko obecnie już coś ćpam, natomiast widok podawania na filmie np., czy samej strzykawki już powoduje przyspieszone bicie serca, ekscytację itd etc., mimo, że nie towarzyszy to konkretnemu pragnieniu haju, sam fakt rytuału i wpadania krwi do kontrolki daje 'rush' w głowie. Dodam tylko, że nie mam absolutnie żadnych skłonności do samookaleczania, więc czynnik wbijania w siebie jakiegoś żelastwa zupełnie odpada. Analogicznie jakby ktoś walił stimy po nosie przeróżne, typu kokaina, amfetamina, mef, alfa etc., to widząc kogoś wciągającego coś nieokreślonego, zapewne też dostanie strzału w łeb ALE powiązanego z konkretnym uczuciem haju, a idąc dalej, analogicznie do opisanej przeze mnie sytuacji ktoś taki dostałby strzału w mózg, że 'ALE BYM SIĘ WYSTRZELIŁ ŻEBY PIZDA WJECHAŁA OO', ale nie zależy mu na euforii po mefie czy stymulacji po amf, a jedynie na efekcie działania w stronę stimów, a co to bedzie, to whatever. Samym bodźcem jest czynność, nie uzależnienie od substancji, lecz uzależnienie od drogi podania.
ODPOWIEDZ
Posty: 10 • Strona 1 z 1
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.