Leki przeciwdepresyjne, tymoleptyki - SSRI, SNRI, iMAO, TLPD i inne
Zobacz też: Wikipedia
ODPOWIEDZ
Posty: 2 • Strona 1 z 1
  • 2 / / 0
Witam,

Bardzo proszę o poradę w kwestii przyjmowanych przeze mnie leków, ogólnie wszelkie sugestie co do całej sytuacji są mile widziane bo w tej chwili mam wielki mętlik w głowie i nie wiem co robić. Ale może od początku...

Patrząc wstecz wydaje mi się, że zawsze miałem hipochondryczne myśli, choć nie wiem czy to po prostu nie jest normalne i wynika z mojej asekuranckiej natury. No ale cóż - 8 lat temu kiedy miała urodzić się moja córeczka zdarzyło się coś, co mnie złamało - obudziłem się rano z przytkanym prawym uchem. Lekarze mówili, że przejdzie za parę dni, i przeszło - tyle że pojawił się w głowie wysokotonowy pisk, który już nie przeszedł. Do tego jeszcze bardziej uciążliwy ucisk w skroniach i uszach, które mam do dziś.

Zaczęło się bieganie po lekarzach i robienie badań. Oczywiście nic nie wyszło, ale mój lekarz POZ stwierdził, że mam depresję i przepisał sertralinę + alprazolam na noc. Ciężko wchodziło a uboki sprawiały, że niemal chodziłem po ścianach, ale w końcu zadziałało. Brałem to chyba z 1,5 roku i nauczyłem się ignorować moje dolegliwości więc odstawiłem leki.

Później dwukrotnie życie zmusiło mnie jeszcze do wprowadzenia ich ponownie (stres w pracy), ale znów odstawiłem. I zaczęła się jazda.

Stopniowo zaczęły narastać problemy z bezsennością i żołądkiem do tego stopnia, że depresyjne myśli kompletnie zdominowały moją głowę. Chciałem walczyć suplementami (tryptofan, melatonina, 5-HTP, GABA itd), dietą i ruchem ale było coraz gorzej (możliwe, że robiłem coś nie tak). Zapewniony przez lekarza POZ o bezpieczeństwie alprazolamu zacząłem łykać go na sen naprzemian z zolpidemem. I tak przez 3 miesiące, ale nie przekraczałem 0,25mg alpra i 5mg. Wiedziałem, że to prowadzi donikąd więc zdecydowałem wprowadzić sertralinę ponownie. Zacząłem od 25mg a moje problemy żołądkowe przybrały na sile. Doszło jeszcze przeziębienie i czułem się tragicznie. Poszedłem do psychiatry, która zamieniła moje nasenne na trazodon. To było 14 grudnia 2018. Na początku było tylko gorzej, byłem pobudzony i zmulony jednocześnie. Było mi zimno i gorąco naprzemian i bałem się o zespół serotoninowy. Nie wiedziałem co robić. Świat zaczął odpływać a ja czułem coraz większe odrealnienie. Serce waliło jak młot, ciśnienie skakało a moje problemy z pamięcią i koncentracją wybierały na sile. Pamietam to wszystko jak przez mgłę. Do tej pory cała moja uwaga skupiała się wokół problemów ze snem i problemów z żołądkiem. Traciłem nadzieję, że to się poprawi, ale zacząłem nieco lepiej sypiać po trazodonie 50mg, który od Nowego Roku wskoczył na miejsce benzo i zolpidemu.

Poszedłem do kardiologa i dostałem betabloker. Odradził też sertralinę więc odstawiłem te 25mg, które brałem razem z 50mg trazodonu. Spałem, ale cały czas byłem przeziębiony i przewlekle kasłałem. Kilka razy w przeszłości, zwłaszcza podczas infekcji, miałem napad dziwnych mrowień w okolicach kręgosłupa i w głowie, ale teraz to mnie przybiło do ziemi. Myślałem, żeby tylko przeżyć do następnego dnia wierząc w poprawę. Poprawiło się, ale tylko na chwilę bo pojawił się symptom, który nie pozwala mi normalnie funkcjonować - problem z oddychaniem.

Zaczęło się o braku tchu nad ranem. Raz, potem drugi... i było coraz gorzej. Dziwiło mnie, czemu akurat nad ranem, ale przejąłem się tym na tyle, że wylądowałem w szpitalu z podejrzeniem zatorowości płucnej. Miałem RTG, spirometrię, tomografię i test wysiłkowy. Nie wyszło nic poza, niewielkim zwyrodnieniem kręgosłupa, pojedynczymi skurczami dodatkowymi serca, powiększoną śledzioną i powiększoną, stłuszczoną wątrobą (brałem wtedy klarytromycynę), po czym wysłali mnie do domu przeświadczeni o nerwicy.

Zdecydowałem się więc odwiedzić psychiatrę po raz kolejny bo przyjmowałem tylko 50mg trazodonu, który rozwiązywał jedynie problem snu. Ale co ciekawe - uspokajał mnie na tyle, że duszności nie pojawiają się przy zasypianiu, a jedynie nad ranem i w towarzystwie narastającego lęku oraz bólu kręgosłupa piersiowego. Psychiatra dała mi kilka opcji po usłyszeniu mojej historii z ubokami sertraliny: na sen pozostać przy trazodonie lub zamienić na mitrazapinę lub kwetiapinę, a na lęki przepisała pregabalinę 75mg docelowo x3 lub jeśli coś będzie nie tak - wenflaksynę 37,5mg.

Mirtazapiny spróbowałem raz i dostałem bardzo nieprzyjemnego uczucia w lewej ręce i nodze, które czułem nawet przez mocny sen. Minęło kilka dni zanim poczułem się nieco lepiej.

16 lutego zacząłem zatem brać pregabalinę obserwując co się dzieje z moim ciałem. Brałem na noc 75mg pregi + 50mg trazodonu + 1mg melatoniny i zacząłem padać jak niemowlak, ale rano wstawałem jeszcze bardziej przybity, a praca stawała się coraz większym wyzwaniem z uwagi na brak koncentracji i uciążliwe symptomy. Podejrzewałem SM ale lekarze mnie wyśmiali, a rezonans po raz kolejny nie wykazał żadnych zmian.

Żeby było „zabawniej” parę dni temu do symptomów dołączył ucisk i rozpieranie w klatce oraz towarzyszące temu uczuciem ciśnienia w kierunku uszu i oszołomienie. Mam również uczucie zalegania czegoś w oskrzelach, co zmusza do bezowocnego kaszlu. Ciśnienie krwi w tym czasie jest w normie.

Dwa dni temu ze względu na problem z wątrobą zdecydowałem się na zwiększenie dawki pregabaliny do 150mg na noc i zmniejszenie dawki trazodonu z 50 na 25mg. Niestety, mimo że śpię względnie dobrze (idę spać o 22), budzę się o 6 z uczuciem lęku, które stopniowo narasta nie pozwalając już zasnąć. Później jest w miarę OK przez ok godzinę, po czym ból w klatce narasta i utrzymuje się do wieczora.

Po co to wszystko piszę? Bo chcę prosić o pomoc. Szczerze, kończą mi się już pomysły żeby wybrnąć z tej sytuacji a mam wspaniałą rodzinę, która mnie potrzebuje.

Po pierwsze: czy wg. Was moje obecne symptomy (duszności) mogą być wynikiem nerwicy, czy problemów somatycznych: serce, zwyrodnienie kręgosłupa (obecny ból) czy infekcja?

Po drugie: czy pregabalina może nasilać te problemy? Czytałem, że ona wysusza organizm, więc czy to może być efekt odwodnienia? Zauważyłem też coraz częstsze skurcze mimowolne mięśni, zwłaszcza powieki i prawego palca, jak również znacznie przytępiony smak, problemy ze wzrokiem i spowolnione ruchy. Czy to normalne o warte świeczki?

Po trzecie: w oparciu o informacje podane powyżej, czy ktoś byłby w stanie doradzić zestawienie leków, które pomogłyby mi wyjść z tego dołka? Czy warto próbować SSRI skoro sertralina przy wprowadzaniu tak mnie poniewierała? A może jednak SNRI? Czy fakt, że one blokują wychwyt zwrotny norepinefryny oznacza, że będę bardziej podenerwowany? Czego mam się złapać?

Proszę o pomoc i przepraszam za obszerność tego posta.
  • 44 / 8 / 1
Hej, na wstępie zaznaczam, że nie jestem ekspertem i to, co zaraz napiszę, wynika z moich obserwacji, głównie mnie samej i wiedzy na temat działania tych leków.

Słuchaj, przede wszystkim wydaje mi się, że Ty jesteś kłębkiem nerwów. Tyle i aż tyle. Brzmisz na zrozpaczonego, nic dziwnego, ale oprócz tego na nieźle spanikowanego. Serio, po lekturze Twojego posta miałam ochotę zadzwonić i powiedzieć, że wszystko jest ok, nie umierasz, nic Ci się nie stanie - nie piszę tego, żebyś pomyślał, że jesteś dziwny czy nienormalny, po prostu chciałam to podkreślić, nie wiem, czy to widzisz.

Na temat lekarzy, do których miałeś nieszczęście trafić, nawet nie będę się wypowiadać.

Po pierwsze SSRI/SNRI > benzodiazepiny. Zawsze. No chyba że te pierwsze nie działają wcale, ale to dosyć ekstremalne przypadki, z tego co wiem.
Różnica w ich działaniu jest dość zasadnicza, jak zapewne już wiesz, hamowanie wychwytu zwrotnego serotoniny to zupełnie coś innego, niż dostarczanie jej "na chama". Ja lubię mówić, że benzo ma grację i finezję siekiery i myślę, że dużo osób się ze mną tu zgodzi.


Wszystkie Twoje objawy mogą być somatyczne i wynikać z chorób somatycznych. Wszystkie Twoje objawy mogą mieć również podłoże również psychiczne. Bezdech np., nie jest wcale rzadkością u osób cierpiących na ataki paniki (wiem, nie znam niestety dokładnej nomenklatury).
Diagnoza "nerwica", którakolwiek z nich, brzmi na bardzo trafną, mniej pasuje mi depresja - oczywiście mówię tylko o moich odczuciach co do tonu Twojego posta.

Farmakoterapia bez jednoczesnej psychoterapii to w większości przypadków tylko zaleczanie problemu. A ponieważ zaleczałeś tylko jeden problem (depresję, a nie nerwicę, która moim zdaniem zaczęła się objawiać już przed narodzinami Twojej córki), drugi rósł w siłę, tak bym to rozumiała.
Piszesz na samym początku o przytkanym uchu - czy brałeś pod uwagę możliwość, że problem z uchem mógł mieć podłoże czysto psychiczne? A nawet jeśli nie tylko psychiczne, to kwestie psychiczne mogły go bardzo pogłębić. Było to już, jak Twoja partnerka była w ciąży, jak rozumiem, więc myślę, że mogłeś być mocno zdenerwowany, nawet jeśli tego nie czułeś. Piski w uszach mi się zdarzyło mieć przy atakach paniki w liceum, potem taki głuchy dźwięk, który zagłuszał wszystko inne (a hałas w liceum na przerwie to pewnie ze 100db :p). To brało się z nadmiaru stresu i po ataku znikało, nie pojawiało się też przy każdym.
Całe życie choruję na depresję, odkąd pamiętam cokolwiek sensownego, tj. ok dwunastego roku życia. Całe gimnazjum i liceum ciągle miałam różne dolegliwości somatyczne, bóle kręgosłupa takie, że musiałam położyć się na podłodze i podciągnąć nogi, inaczej nie przechodziły. Bóle brzucha non stop, kilkakrotnie zemdlałam z nerwów. Bóle klatki piersiowej po lewej stronie, że to niby serce boli - to już od 11 roku życia, tak mi się wydaje. Mdłości, oczywiście. Można wymieniać i wymieniać, a to wszystko było spowodowane moim stanem psychicznym li i jedynie. Pamiętam, że zawsze irytowało mnie to, że czuję się beznadziejnie, serce mnie boli, plecy mnie bolą, co jeszcze, a badania krwi czy EKG zawsze książkowe. Byłam w na tyle złym stanie psychicznym, jeśli chodzi o poziom stresu szczególnie, że bywało, że tego stresu już nie czułam w sensie emocjonalnym, a potem budziłam się, jak mnie zbierali z podłogi.

Co do infekcji, to Twoja odporność raczej na pewno znała lepsze czasy, zażywanie benzodiazepin jej nie pomaga, tak samo złe samopoczucie (delikatnie mówiąc).

Powody Twoich dolegliwości mogą być różne, ale na pewno poprawa kondycji psychicznej Ci pomoże, nawet jeśli niekoniecznie zdziała cokolwiek na właściwy problem.

Wspomniałeś o próbach ratowania się dietą, w tym suplementami i ćwiczeniami - nie sądzę, żebyś robił coś źle, podejrzewam, że zabrałeś się za to jak typowa osoba z nerwicą - na nerwowo, że teraz już musi być idealnie itp. A nawet jeśli nie, Twój pogarszający się stan psychiczny na pewno nie pomógł.

Podsumowując:
Nie, rozwiązaniem nie będą inne leki. Leki psychotropowe generalnie nie są od tego, żeby je brać całe życie. Leki są po to, żeby człowieka w słabej kondycji psychicznej "ogarnąć" na tyle", żeby był w stanie przejść terapię.
Natomiast SSRI jest lepsze niż benzo, jeśli nie sertralina, to może fluoksetyna, to konkretnie brałam i efektów ubocznych nie miałam prawie żadnych. Ale ja to ja, a Ty to Ty.

Zaczęłam czytać o pregabalinie i trazadonie i aż się załamałam. Pregabalina to dosłownie jest siekiera, działa na przepływ kationów wapnia... A trazadon może powodować delikatną arytmię... I może poprzestańmy.

Osobiście mam ochotę zamordować każdego durnego lekarza, który komukolwiek przypisuje jakiekolwiek benzo, to powinna być ostatnia deska ratunku! A nie, walnij xanax, to zaśniesz. Nosz...

Ale do rzeczy.
1. Znajdź sensownego psychiatrę, najlepiej takiego, który zajmował się też uzależnieniami od leków (nie mówię, że jesteś uzależniony - chodzi o to, żeby ogarniał, że benzo to nie cukierki...), który pomoże Ci w zejściu z obu leków, przypisze lżejsze. Opisz mu najlepiej całą historię zażywania i wszystko, co napisałeś tutaj.
Ze swojej strony polecam mirzaten na sen, nie pamiętam teraz, co to za substancja. Ma też działanie przeciwdepresyjne.
2. Zacznij terapię, nieważne jaką, ważne żeby coś. Powiedziałabym, że i indywidualna, i grupowa. Grupy są super, serio. Spotykasz osoby z podobnymi problemami i widzisz siebie w ich historiach - nie ma chyba lepszego sposobu na uświadomienie sobie, jak działasz. To nie jest wcale takie trudne, wywlekać swoje dziwne problemy, kiedy inni robią to samo. Nie musisz też wcale dużo mówić, jeśli nie będziesz chciał. Ale poszukaj sobie grupy i przejdź się na kilka spotkań, prawdopodobnie miło się zaskoczysz.
3. Dieta i ruch to też ważne elementy, co do ruchu sugerowałabym co jakiś czas coś bardzo spokojnego i wyciszającego. Osobiście uwielbiam jogę, ale każdy stretching z odpowiednim oddychaniem się nada.
I myślę, że powrót do suplementacji tryptofanem itd., też byłby pomocny, to też możesz skonsultować zresztą z psychiatrą.

I nie mów sobie, że jesteś hipochondrykiem. Ok, może Twoja diagnoza się nie zgadzać, ale rubryczki niech sobie wypełniają lekarze. Każdy ból czy inny objaw, który czujesz, jest prawdziwy. Badaj się na spokojnie, ale bardzo koniecznie zadbaj o swoją psychikę.
Mam nadzieję, że cokolwiek z tego, co napisałam, ma sens i że zadziała dla Ciebie.

Powodzenia, trzymam za Ciebie kciuki!

wiwka14
ODPOWIEDZ
Posty: 2 • Strona 1 z 1
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.