LittlePossessedRock
21 sierpnia 2018DexPL pisze:jest kilkadziesiąt wypróbowanych klinicznie miksów opio z innymi lekami które działają aktywizująco na pacjenta, ale to akurat wiedza której nie przekazuję dalej, bo nie chcę mieć waszych żyć na sumieniu.21 sierpnia 2018domino_jachas pisze: @DexPL co masz na mysli zwieksza dzialanie narkotyczne? da sie niezasnac przy takim mixie?
Ami ekhm tryptylina xD
Ja na oxy latałem dobre kilka miesięcy. Codziennie na "medycznych" dawkach i było świetnie. Powiem, że przeciwdepresyjnie na mnie to działało. Dużo energii, ból pokonany, fantastyczny humor. Teraz to prawie dwa i pół roku odkąd zacząłem przygodę z opio. PRzestałem brać jakoś 4tyg temu i w chuj depresja.
14 listopada 2018DexPL pisze: Nic dziwnego. Typowa jama po odstawieniu opioidów. Minie. Trwać będzie od miesiąca do roku..;) Pomyśl o jakiejś formie pomocy psychiatrycznej w tym okresie. Powodzenia.
Pozdrawiam
LittlePossessedRock
26 listopada 2018LittlePossessedRock pisze:Niestety największym problemem w tym wszystkim nie jest sama odstawka tylko brak pomysłu na odpowiednie spędzanie wolnego czasu, który dotychczas spędzałeś latając ugrzany.14 listopada 2018DexPL pisze: Nic dziwnego. Typowa jama po odstawieniu opioidów. Minie. Trwać będzie od miesiąca do roku..;) Pomyśl o jakiejś formie pomocy psychiatrycznej w tym okresie. Powodzenia.
Już nawet nie chodzi o zmienianie koszulek w nocy, piloerekcję (NIENAWIDZĘ) czy "sen" polegający na 20-minutowych, przerywanych drzemkach po wrzuceniu w siebie 40mg Apo-Zolpinu, ale tak, jak na początku opio było dodatkiem (choć, jak wspominałam wiele razy - to na nich po raz pierwszy "poczułam się dobrze, u siebie") do aktywności przeze mnie podejmowanych w życiu (wyjść, spotkań, nauki, czegokolwiek, spędzania wolnego czasu), tak z czasem stało się najpierw jego osią - i tu uzależnienie było najbardziej widoczne, tu wszystko było mi najbardziej obojętne, tu zdarzały się SORy i wypisy na żądanie, na myśl o których teraz cierpnie mi skóra (cierpnie mi ogólnie, no ale...) jednak wtedy z uwagi na deficyt lęku nawet mi przez myśl nie przemknęło, jak wyglądam w cudzych oczach; no i ta trzecia, najbardziej zdradliwa faza, gdy przestało być osią widoczną, a stało się podstawą ukrytą za kurtyną, tłem. Ale takim tłem, że po jego usunięciu zostaje pierdolona tabula rasa, człowiek bez osobowości, bez możliwości podjęcia (efektywnego) jakiejkolwiek aktywności, a co dopiero mówić o czerpaniu z niej przyjemności! Ale z boku wszystko jest okej, z boku taki człowiek funkcjonuje wręcz o wiele lepiej, powolutku, acz nieubłaganie samemu zaciskając sobie pętlę na szyi niczym stazę na przedramieniu. Nie ma nic za darmo.
Jak to ujął W. Burroughs - "Codziennie trochę śmierci. To zajmuje czas." I można tu dyskutować, czy jest to wina przeoranych szlaków dopaminergicznych, czy może typowo psychiki i przyzwyczajeń, czy może "złagodzonego" kontaktu ze światem, a potem zdjęciu pluszowych okularów po kilku latach i doznania szoku (jak na tym memie: "spójrz, jaki piękny jest świat bez narkotyków"), tylko... Tylko, że ja już nie mam pewności, czy normalni ludzie nie czują się tak, jak ja w pewnym momencie na opio+benzo. Oczywiście mam świadomość, że w moje ostatnie dawki nie uwierzyłaby żadna RM-ka, natomiast to nie wyścig, a ja i tak czułam się jak ktoś pompujący przez żyły wodę tylko po to, by odgonić małpę, czasem może poczuć lekkie ciary i ciepło na policzkach. A im czystszy towar, tym gorzej w sumie, bo nie czułam pierdolnięcia na wejściu, jedynie odrobinę histaminy. Natomiast olbrzymi komfort dawała mi sama świadomość posiadania go. Potrafiłam specjalnie doprowadzać się do skrętu, nawet nie na kilka godzin, a kilkadziesiąt, by przyjemność była większa, by wrócić sobie jej choć odrobinę, w nadziei na pięć minut namiastki wejścia. Nie kończyły mi się pieniądze, podobnie jak nie skończyły mi się teraz, ale kończyły mi się żyły. Naruszyłam sobie już nawet kłąb kciuka od wewnętrznej części dłoni; wątpliwa przyjemność wbijania tam 0.5x16mm...
Te skurwiałe substancje zabrały mi z życia sporo, w tym zdrowie (zapaści, epilepsja), ale bez nich nie zrobiłabym wielu rzeczy, nie odważyłabym się, nie byłabym w stanie brylować w towarzystwie ani zawrzeć kilku koniecznych znajomości. Hm, wszyscy podśmiechujemy, widząc w wątku o PST długie posty np. lola z myślą - o, znowu się nagrzał, dobry mak musi być na rejonie - ale czy w realnym życiu opio nie dawało nam tego samego? Byliśmy czarujący, elokwentni, niebojący się wykonać pierwszego kroku w wielu dziedzinach, czasami aż sami siebie tym zadziwialiśmy. Z bojącej się odezwać, szarej myszki, zmieniałam się o 180 stopni, bo czułam się komfortowo z własną psychiką i ciałem. A teraz mamy to wszystko utracić na rzecz wątpliwej przyjemności ~tygodnia wypełnionego poceniem się, sraniem pod siebie, bólami, syfem, wrażeniem brudu i lepkości wszystkiego, jadłowstrętem, wodowstrętem, życiowstrętem. I ciągłym ssaniem, i ciągłymi rozkminami; bo na początku odtruwana można sobie jedynie teoretyzować, jak wielka będzie pustka doznana po kompletnym odstawieniu opio z życia delikwenta. Pamiętam, że miałam taki okres całkiem długiej trzeźwości, w którym każdy nowy dzień przynosił mi niemiłą niespodziankę w postaci uświadamiania mi, do czego nie jestem zdolna. I to nie "na razie", nie "do czasu", tylko raczej już definitywne.
Kiedyś byłam wściekła niemalże na ludzi, których bezboleśnie odtruto na koszt państwa (bo zdarzają się i takie przypadki), a oni po ~20 latach wrócili do grzania.
Ale teraz rozumiem. I składam pokłony za te ~20 lat.
to satisfy total need. Because you would be in a state of total sickness, total possession, and not in a position to act in any other way.
Myślałem, że nie ma dużo takich osób, a większość nerwicowców jednak wpieprza się w benzo, ale hajp uświadomił mnie, że takich jak ja jest sporo. Uzależnionych nie tylko dlatego, by szukać fazy. Nie tylko dlatego, by w pewnym momencie nie mieć skręta. Ale też dlatego, by "wyciszyc" to, co było nie tak w głowie jeszcze przed poznaniem mocy opiatów.
Empiryczne doświadczenia z przeszłości, które przypominały niepowodzenia w kwestii walki z nerwicą + opinie ludzi w internecie, że te wszystkie terapie, wychodzenie na siłę ze strefy komfortu gówno daje, również nie sprzyjają.
A jak dojdą do tego zmiany w mózgu, spowodowane użytkowaniem opio, rozwinięty nałóg, czy też krótkotrwałe kwestie fizycznego gila po odstawieniu, ciężko się zdecydować na odstawkę. Niektórym opioidy więcej dały, niż zabrały i tu jest całe sedno problemu odstawki u takowych.
Szkoda, że kodeina jest kapryśna, droga, ma dodatki, trzeba się nabiegać po aptekach, bo najmilej wspominam lata własnie na niej. Im mocniejsze opio, tym skala minusów brania się powiększa.
02 grudnia 2018Jamedris pisze: Mnie przeraża ta pierdolona pustka.
Jak to ujął W. Burroughs - "Codziennie trochę śmierci. To zajmuje czas." I można tu dyskutować, czy jest to wina przeoranych szlaków dopaminergicznych, czy może typowo psychiki i przyzwyczajeń, czy może "złagodzonego" kontaktu ze światem, a potem zdjęciu pluszowych okularów po kilku latach i doznania szoku (jak na tym memie: "spójrz, jaki piękny jest świat bez narkotyków"), tylko... Tylko, że ja już nie mam pewności, czy normalni ludzie nie czują się tak, jak ja w pewnym momencie na opio+benzo.
Z bojącej się odezwać, szarej myszki, zmieniałam się o 180 stopni, bo czułam się komfortowo z własną psychiką i ciałem. A teraz mamy to wszystko utracić na rzecz wątpliwej przyjemności ~tygodnia wypełnionego poceniem się, sraniem pod siebie, bólami, syfem, wrażeniem brudu i lepkości wszystkiego, jadłowstrętem, wodowstrętem, życiowstrętem. I ciągłym ssaniem, i ciągłymi rozkminami; bo na początku odtruwana można sobie jedynie teoretyzować, jak wielka będzie pustka doznana po kompletnym odstawieniu opio z życia delikwenta.
Pamiętam, że miałam taki okres całkiem długiej trzeźwości, w którym każdy nowy dzień przynosił mi niemiłą niespodziankę w postaci uświadamiania mi, do czego nie jestem zdolna. I to nie "na razie", nie "do czasu", tylko raczej już definitywne.
Kiedyś byłam wściekła niemalże na ludzi, których bezboleśnie odtruto na koszt państwa (bo zdarzają się i takie przypadki), a oni po ~20 latach wrócili do grzania.
Ale teraz rozumiem. I składam pokłony za te ~20 lat.
Jeszcze przed ćpaniem nie rozumiałem tego zdania "spójrz jakie życie jest piękne", "spójrz jak słońce pięknie świeci", "spójrz jak pięknie jest za oknem, wyjdź, przewietrz się" dla mnie te zdania były totalnie absurdalne. Patrzyłem i tak jakbym był ślepy. Nie widziałem nic. Ot, drzewa, trawa, liście, o co im chodzi? Natura jak natura. Jakie oni piękno w tym widzą? Tak samo ludzie i widok ich szczęścia, czerpania radości z pierdół, ich poczucia normalności takiej zupełnie na trzeźwo przyprawiał mnie o niezłe rozkminy. Jak? Co oni mają czego ja nie mam że oni mogą czuć sie normalnie a ja czuję się jakby czegoś mi brakowało. Pamiętam że odpowiedź dostałem w momencie przyjęcia pierwszej dawki kodeiny. Z życiowej szarej, nieszczęśliwej ofiary doznałem buddyjskiego oświecenia, nagle wszystko dookoła nabrało kolorów, nagle przestałem się bać wyjść i odzywać się do obcych mi ludzi, nagle poczułem tą... normalność z własnym duchem i ciałem. Coś kurewsko abstrakcyjnego. Dziesięć tabletek a dały mi to, co zwykli szarzy ludzie mają na co dzień. Trafiłem na detoks, pod koniec drugiego tygodnia kiedy kilka dni wcześniej metadon został odcięty zacząłem właśnie mieć takie rozkminy o jakich piszesz. "Będę trzeźwy, zacznę jeść antydepa, NA RAZIE nie jestem zdolny do niczego, ALE TO MINIE, W KOŃCU STANĘ NA NOGI" - A taki chuj. Po detoksie każdy kolejny dzień dojebywał mi tak fatalnym samopoczuciem, że momentami nie wiedziałem czy to rzeczywistość, czy mam już jakieś fatamorgana przez brak snu. Jak przed ćpaniem wszystko było w odcieniach wyblakłych, tak dwa miesiące temu po wyjściu z detoksu wszystko zrobiło się totalnie szare. Nie było cienia nadziei na jakiekolwiek kolory jak jeszcze przed ćpaniem. No i oczywiście nie wytrzymawszy, po półtorej tygodnia od wyjścia wróciłem do grzania. Na nowo wszystko stało się normalne wraz z samopoczuciem, snem i światem. Kilkanaście dni temu zdałem sobie sprawę z tego, że moja niemożność do podjęcia jakiegokolwiek zajęcia nie jest tymczasowa, jest już raczej definitywna jak to ujęłaś.
Postanowiłem się odnieść bo nawet nie zdajesz sobie sprawy w jak zajebiste sedno trafiłaś tym postem. Może jak ktoś będzie to czytał to uświadomi sobie że to jest naprawdę bilet w jedną stronę i mówi to zaledwie dwuletni narkoopiatowiec. Pakt, kurwa cyrograf. Albo będzie miał to w dupsku jaak niedoszłe samarki o które pytał czy może przemycić na lotnisku a i tak przyjebie. Współczuję tylko tym, którzy przed ćpaniem są szczęśliwi, mają pracę, pieniądze, względnie jakieś oszczędności, rodzinę, przyjaciół, generalnie czują się dobrze z samym sobą. Stracicie to, prędzej czy później. Ja akurat tego nie straciłem bo jak już wspomniałem, przed ćpaniem wcale nie byłem taki szczęśliwy a już na pewno nie czułem normalności i radości. Ćpanie mi pokazało że mogę się tak czuć tylko jakim kosztem? Do wymieniania tych rzeczy przez Jamedris dodałbym jeszcze poryte bebechy, pokłute kable, ścieżki z blizn po wkłuciach że wstyd łapę na pobranie krwi wyciągnąć a czeka mnie to we wtorek... Bezsenność gdzie po dwóch tygodniach nie spania załączają Ci się dzikie psychozy i w sumie jakby się tak zastanowić to jeszcze kilka innych stanów by sie znalazło.
Aktualnie po nowym roku planuję wypieprzyć do ośrodka chociaż jestem takiej myśli że albo wyjebią mnie dyscyplinarnie albo sam się wypiszę na żądanie, bo jak na detoksie poznałem naprawdę spoko osoby, z czego jedna chwyciła mnie za rękę kiedy już niemal wyciągałem torbę pakując swoje rzeczy gotów do przedwczesnego wypierdolenia... tak w ośrodku jest czas na skupienie się nad samym sobą, w samotności i na organizowanych tam terapiach. A ja im częściej myślę o sobie i swojej marnej przyszłości to nic tylko strzelić samobója. %-D I to nie tak że się użalam, w piździe to mam, raczej przywykłem że ćpuństwo było mi pisane, by sprawiło żebym czuł się normalnie. ;-)
20 lat czystki... Dla mnie abstrakcją jest już miesiąc.
On her ship tied to the mast
To distant lands
Takes both my hands
Never a frown with golden brown
Zanim zaczęłam ćpać opio " leczyłam" depresję i uczucie pustki fetą i to też było jakieś wyjście- jedyne dostępne mi w danym czasie bo na trzeźwo nawet wstać z łóżka nie mogłam.
Rodzina widziała w jakim jestem stanie- prosiłam o pomoc -ważyłam 40 kg., a i tak było to zamiatanw pod dywan.
10 lat wytrzymałam na trzeźwo a wjebałam się w kodę.
Może to śmieszne. Ale żyję- a dopuki żyję mam szansę naprawić teraźniejszość.
I być może opio spłycają afekt ale ja czuję ból maltretowanych i głodnych dzieci, żałuję każdego kopni€tego pieska czy kotka a trudno jest funkcjonować z takim bagażem
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.