Deliriant. Nazwy generyczne: Tantum Rosa, Tantum Verde, Difflam
Więcej informacji: Benzydamina w Narkopedii [H]yperreala
ODPOWIEDZ
Posty: 304 • Strona 28 z 31
  • 2 / / 0
To i ja o swoim pierwszym razie - na świeżo, z wczoraj. Jakoś wieczorem zaczęłyśmy kminić z kumpelą opcje na wieczór, czyli standard - co by tu przypalić. Nic jednak nie znalazłyśmy, więc stwierdziłyśmy, że może by się przejść do apteki i jak za gówniarskich czasów nażreć się jakiegoś taniego nieznanego nam do tej pory czegoś - zatem no cześć Tantum Rosa! Kupiłyśmy po dwie saszetki na głowę i duuużo wody mineralnej na przepijanie. Zalewam po saszetce gorącą wodą, czekam aż przestygnie i w międzyczasie dowiaduję się, że robię to źle - ale na ekstrahowanie za późno. No nic, można i tak, nie takie rzeczy się piło... Czytam też opinie, trochę przerażają mnie te obecne w każdej wypowiedzi pająki i inne robale, ale jak się powiedziało A... to wiadomo co dalej. W tle jakaś miła muzyczka niezbyt drażniąca ale też i nie usypiająca. Biorę pierwszy łyk i czuję w buzi coś strasznego - język mi kołkiem staje, w oczach świeczki :P Dzielnie dopijam w kilku dużych łykach obficie przepijając mineralką, ostatni łyk to jakaś rozpacz, bo wargi zdrętwiałe i trochę się wylewa, czuję się jak sierota. Przygotowuję się instynktownie na odruch wymiotny - ale nic. Po mniej więcej półgodzinie od przełknięcia ostatniego łyka czuję się jak u dentysty podczas znieczulenia, ale wciąż nie chce się rzygać, zatem luz, czekam... i nagle widzę powietrze! Jest jak złożone jednocześnie jakby z oleju, dymu od papierochów, modernistycznych witraży i czegoś lekkiego, jak struktura bańki mydlanej, porusza się w taki sposób, jakby na gorący olej pryskać wodą, no magia po prostu.
-Łoooo... - myślę sobie inteligentnie. Zaczęło się!
:yay:
I jest tylko lepiej :) Obserwuję sobie powietrze, zaczynam się nim bawić, układać, plątać, przepychać, cieszę się. Za małą chwilę pojawiają się iskry takie podobne do gwiazdek albo spadającego śniegu - raz białe, raz transparentne, raz w jaskrawych kolorach, potem pastele. Jakoś odrywam się od modelowania powietrza i patrzę "szerzej" - co dzieje się w innych częściach pokoju. Meble drgają, falują albo załamują się geometrycznie. Patrzę na kumpelę, która dzielnie walczy z bełtem, a ona nagle do mnie takie wielkie całe czarne oczy wytrzeszcza, no to próbuję zagadać, kontakt nawiązać. Coś tam gaworzymy trochę, ona ogólnie lekko zmulona bo jej niedobrze i wygląda przez to straszliwie smutno, buzia w podkówkę, blada, ale nie tak karykaturalnie jak jakiś klaun, tylko w pastelach, tak subtelnie ;)

Taki stan trwa lekko się nasilając, ale przez cały czas czuję się bardzo przytomnie, bez żadnych halunów czy pobudzenia, nic, nawet oczy zachowują normalny rozmiar (a często reaguję rozszerzonymi źrenicami, zwłaszcza, jak coś bardzo chemicznego wpierdzielam). Ogólnie mam kontrolę nad sytuacją, jak już powietrze sobie przesuwam gałkami ocznymi to w ogóle jest zajebiście. I czuję błogostan, jest mi tak dobrze,
nagle mój wzrok pada na ręce i zauważam, że emituję poświatę, jakby obwódkę i to nie tylko na rękach, jak stwierdzam po przejrzeniu się w dużym lustrze, całe ciało mam obrysowane konturem jak z bańki mydlanej, a jak się przyjrzeć tak z odległości paru centymetrów, to dostrzegam strukturę tej otoczki - połączenie waty cukrowej z falującymi kłaczkami pleśni i trochę jakby mchem - mega wyraźne, każdy włosek rusza się inaczej, czuję się jakbym miała mikroskop w oczach, widzę takie detale, że na dłuższą chyba chwilę pochłaniam się obserwacji włosków na rękach :D Tylko, że dostrzegam kilka takich miejsc, gdzie grupki tych kłaczków z waty cukrowej są jakieś złośliwe, poruszają się jak nogi pająka leżącego na plecach. Wtedy na pełnej świadomce stwierdzam sobie w myśli, że żadnych pająków sobie nie wkręcam, bo jak mi się tak świetna faza zamieni w paskudnego bad tripa z robalami, których nie znoszę, to będzie słabo. No i się udało, oczami zamieniałam te pojawiające się odnóża na coś innego - tak poszalałam z formami, że nie wiem nawet jak to opisać :D później wkręta z pająkiem powróciła jeszcze raz - ale ją po prostu odsunęłam od siebie, coś w stylu: spierdalaj, zbyt dobrze się bawię. Jak teraz o tym myślę już po zejściu, to sama się podziwiam za taką determinację - zazwyczaj szybko łapię dziwne, chore fazy (ale tylko po chemii) i lęki jakieś nawet się zdarzyły.

Jak już dochodzę do ładu z pająkami, niespodziewanie znajduję nowe źródło radości - macham powoli rękami i obserwuję ich zostający ślad w powietrzu. Wciąż błogostan, lepiej nigdy chyba nie było. Odrywam się na chwilę od machania łapami, idę do kuchni przygotować jeszcze po kubeczku. Koleżanka twierdzi, że nic nie czuje oprócz paskudnego posmaku, ale zawsze miałyśmy całkowicie inną tolerancję na produkty apteczne, cokolwiek by to nie było. Wypijamy po drugiej porcji, przychodzi to ciężko, bo sucho i Wieliczka w ustach, ale nie znalazłyśmy nic, przez co mogłybyśmy odfiltrować. Wlewam w siebie swoją herbatkę, nie dość, że w smaku okropne, to i wygląda równie chujowo ;) Potem dopijam jeszcze połowę herbaty kumpeli, bo ona odmawia po solidnym rzygnięciu. Nie godzi się przecież marnować. Między piciem poszczególnych saszetek upłynąć mogło tak godzinę - półtorej, a pierwsze oznaki fazy przyszły jakoś przed 18.

Jak już względnie dochodzę do siebie po ostatniej połowie kubka, stwierdzam, że pora na zmianę stanowiska i wykładam się na łóżku. Strasznie chce mi się palić, jak na fecie, więc palę fajkę za fajką, aż powietrze w pokoju przestaje być już takie wyraźne, jakby blednie i chowa się za coraz szybciej i gęściej spadające gwiazdki - iskierki. Tak sobie leżę zatem, oglądam sufit poprzez gwiazdki i gadamy z kumpelą o wszystkim i o niczym.Ona łapie lekką fazę, spoko jest. Cały czas lekko poruszam rękami, żeby jeszcze obserwować ten powolny ruch, mega. Na ramionach zauważam coś jakby zarysy żył - jakby ktoś je szkicował długimi, lekkimi kreskami. Potem błogostan troszkę ustępuje (a może raczej: zostaje zakłócony przez przefruwające mi przed oczami kształty, małe jak motyle albo większe - jak nietoperze) i powraca momentami, takie uczucie jak najlepszy orgazm - ale bez żadnych doznań fizycznych, tylko w głowie. Na przykład siedzę i obczajam jakiś cień na ścianie - a tu wtem jeb - taka szpila, totalny kisiel z mózgu na kilka sekund :) Nie do opisania.

Jakoś koło północy idę posiedzieć sama w moim pokoju. Włączam małą lampkę, żeby całkiem po ciemku nie siedzieć - bo nie lubię. Znów widzę wyraźnie zmaterializowane powietrze, patrzę na wszystkie meble i rzeczy jakie są w pokoju, im bardziej dokładnie przyglądam się czemuś, tym mogę znowu wchodzić w detale, powiększać w nieskończoność, tylko że wcześniej musiałam przybliżyć np. rękę maksymalnie do oka jak się dało, a teraz nie ruszam się z łóżka, mikroskop zamienił się w pierdylion razy lepszą lunetę. Chyba wszystko w zasięgu wzroku tak przybliżałam, aż jakoś mój wzrok padł na cień, chyba stopy, odbijający się na ścianie. No to dawaj w przybliżanie cieni, one w sumie strukturalnie nie fascynowały mnie tak bardzo, ale jakoś szybko mnie znudziły, chociaż zauważyłam, że cienie żyją własnym życiem- ruszają się po swojemu, bardziej nerwowo, jak takie płomyki. Mniejsza o nie, zaczęły mnie nudzić, położyłam się z nogami wzdłuż wyłożonymi na ścianę, kolana mam z dymu, takiego gęstego, a całe nogi w panterkę. Patrzę na ręce - też wzorek w panterkę. Podnoszę koszulkę - brzuch w panterkę :D Rozbieram się do rosołu i lecę do lustra - chociaż "lecę" to zbyt mocne słowo, od samego początku fazy chodziłam jak pijana, z równowagą kiepsko. No ale staję przed tym lustrem i ogarniam wzorki na ciele, panterka powolutku się przemienia w jakieś bardziej geometryczne zygzaki, potem czysty impresjonizm - pastelowe paćki :D Zwłaszcza podobał mi się wtedy wygląd piersi, strasznie długo je kontemplowałam. Wokół mnie cały czas ta otoczka się unosiła, czasem zamieniała się w kilka elips. A potem to już tak przyjemnie, powolutku schodziło, jak już skończyłam podziwiać swoje cycki to położyłam się, ale wiedziałam, że już spania nie będzie - włączyłam sobie filmy, słuchałam muzyki, jakieś bzdury na jutubie oglądałam i tak już do rana siedziałam w łóżku.


Mam taką małą łazienkę, typową dla osiedli z lat 70. około, że jak się siedzi na tronie to jest tak niewiele miejsca, że przy twarzy już ściana ;) a ta ściana wyłożona starymi kafelkami w tonacji rudo-brązowej, w kwiaty. Co tam się działo, kwiaty super się wpasowały w klimat dzikich, naprawdę wspaniałych wizualizacji. Do tej pory jak siedzę w łazience, to czuję się jak w polu magnetycznym, linie wirują wokół mnie i nawet takie lekkie napięcie jest (czy tam natężenie :P).

A na rano miałam gotowy plan. Spodziewałam się ciężkiego zejścia, zgodnie z przeczytanymi wcześniej doświadczeniami. Plan był taki, żeby w miarę możliwości być jak najbardziej aktywna jak się da - w sensie wyjść z mieszkania, bo jak wyjdę, to nie będę mieć okazji gnicia cały dzień w pościeli. Co prawda jak popatrzyłam w lusterko rano, to blado ogólnie - cera trupia, oczy czerwone jak u królika. Trochę zajęło mi ogarnięcie się, jakiś makijaż, włosy kompletnie się nie chciały układać no i bardzo dziś dużo mi wypadło ich. No ale wylazłam, od 7 do 13 biegałam po mieście, żeby tylko czymś się zająć, poszłam kupić tytoń, bo wszystko poszło, koleżankę zaprowadziłam na rozmowę o pracę, i do urzędu pracy, jakieś spacery, cośtam w dziekanacie, zaległe książki do biblio itd. I co? Zejścia nie było ŻADNEGO. Jakoś do południa czułam się taka jak z innej bajki, ale fizycznie - ból żołądka jak na lajtowym kacu albo wchłanianiu pseudoefedryny. Spać wprawdzie jeszcze nie mogę, wlewam w siebie melisę litrami, no i jakieś tam owoce sobie podjadłam, z konieczności bardziej. A, i do tej pory czuję lekkie trzaski w głowie, jak mrugam powiekami to czasem tak się zrobi jak przy pokazie slajdów na takich starych rzutnikach, dalej oglądam sobie ręce i cieszę tymi smugami jakie przy ruchu zostają, poświata wokół ciała jest - ale nie taka wyraźna, powietrze drga coraz słabiej.


Podsumowując: póki co jedna z lepszych faz, po chemii zdecydowanie numer 1. Zejścia nie miałam, może jakoś z opóźnieniem się pojawi? No i piękna była ta absolutna świadomość, panowanie nad sytuacją, a o wrażeniach wzrokowych to będę chyba wnukom opowiadać. ;)
Słuchowych halunów nie było wcale. Tylko spać bym się już położyła, ale chyba się jeszcze nie zanosi...

Przeniesiono do odpowiedniego wątku. LMR
  • 371 / 9 / 0
no i jestem po pierwszym razie z benzą :-D i jakimkolwiek związkiem powodującym halucynacje - naprawde przejebane przeżycie... chyba będę musiał napisać swój pierwszy trip report - zapowiadam iż będzie cholernie długi bo działo się naprawde w pizdu tak więc cierpliwości :-D
♪ P S Y T R A N C E ♫
Myco-Maniac
  • 65 / / 0
moj pierwszy raz byl dziwny i raczej nieprzyjemny. odwiedzilem lokalna apteke (mina aptekarki bezbledna xd), dokonalem ekstrakcji 2 saszetek slynnego proszku do irygacji, wsypalem wysuszony proszek do butelki, wlalem troche naleczowianki i wieczorem poszedlem na promenade w ustce z dwoma kumplami. sami kumple byli bardzo niechetnie i sceptycznie nastawieni do mojego pomyslu, no ale spoko, jestes wariatem xD. pamietam ze ciezko sie to pilo, troche jakbym wlewal w siebie jakiegos znieczulacza. po spozyciu tego badziewia musialem czekac mniej wiecej 1-1,5h na pierwsze efekty.

a te efekty raczej odbiegaja od tego, co chcialem osiagnac. wszystko zaczelo mnie draznic. swiatla lamp maksymalnie mnie wkoorwialy, a koncert niedaleko przyprawial mnie o istne trzesienie ziemi pod czerepem. bylem wpieniony i chcialem kazdemu przypieprzyc. nie wiem dlaczego tak bylo, ale z tego co mi ziomki opisuja to bali sie do mnie cokolwiek mowic ze strachu ze im przywale gonga :D. wizualnie mialem takie jakby lekkie rozmycia swiatel, czulem sie czyms odurzony aczkolwiek dosc nieznacznie. prawdopodobnie za malo tego cipacza zjadlem, 2 saszetki na 80kg to chyba niezbyt imponujaca ilosc.

w kazdym razie za nastepne 40h OKROPNIE WRECZ zalowalem, ze to wzialem. takiej bezsennosci nie przezylem jeszcze nigdy. wyliczylem, ze w sumie nie spalem chyba 65 godzin. i wieksza faze mialem z powodu braku snu, niz przez benzydamine. pamietam, ze mialem dosc niepokojace stany lekowe, lekkie poczucie utraty ego i generalnie strach, ze juz nigdy nie zasne. mialem wrazenie, ze tym cipaczem zniszczylem sobie jakas czesc w mozgu odpowiedzialna za spanie i skoncze jak te biedne ofiary chronicznej bezsennosci :D. pamietam, ze bez przerwy cala noc googlowalem w kazdym znanym mi jezyku cokolwiek na temat tego zasranego srodka. w pewnym momencie mialem juz ochote jechac do szpitala xD.

no ale w koncu usnalem i naprawde nie mam ochoty brac tego wiecej. nigdy w zyciu jeszcze nie docenilem takiej rzeczy jak sen tak bardzo jak wtedy. najbardziej sie wpienilem ze nie bylo kompletnie zadnych halunow, ale tak jak pisalem to chyba wina zbyt malej dawki. chociaz moze i to lepiej, bo jakbym nie spal jeszcze kolejna dobe to bym chyba wyskoczyl przez okno :D.
Uwaga! Użytkownik Nick na potrzeby [h] nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 229 / 37 / 0
Moj pierwszy raz byl slaby, strasznie slaby. Jedynie co poczulem to mocną stymulacje, bardzo mocna, zblizona do wladka. A poza stymulacja nic wiecej, ale nie zniechecam sie bo po prostu nie doczytalem i wzielem za mala dawke (2saszetki) takze w najblizszej przyszlosci jak bede bawil sie w chemika zeby sie nacpac to zmajstruje bombke z 4 saszetek TR :D
Uwaga! Użytkownik DrSkacz nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 2 / / 0
Witajcie.

A jak oceniacie możliwość sterowania tripem jako takim? Wczoraj zakupiłem 2 saszetki _wiadomo_czego_, ale nie znając działania substancji na sobie i wyczytując już co dzieje się po dwóch, postanowiłem nie szarżować i wypiłem jedną. Postanowiłem, że pójdę na żywioł i wypiję, aby choć zobaczyć jak realnie jest to niedobre. Po pierwszym łyku stwierdziłem, że jest słone, bardzo słone, ale możliwe do upicia. Oczywiście im bliżej dna tym było już gorzej i ostanie 3 łyki kończyły się już zadławieniami, toteż w razie czego piłem w łazience, mając WC pod nosem :-p Wypiłem o 23:40 i czekałem na efekty. Oczywiście małe znieczulenie się pojawiło i wyszczypało mi nieco gardła, ponieważ choć herbata była już letnia (jako zapitka), to za każdym łykiem czułem, jak gryzła mnie na początku gardła. Włączyłem laptopa, film, zapaliłem lapkę nocną i czekamy na efekty. No ale mija pół godziny i nic, mija godzina i nic, dochodzi godzina druga i druga po spożyciu - nic. Po ponad 2 godzinach pojawiło się leciutkie tylko, pewnie i do zignorowania uczucie lekkiego upojenia, którego dostaje się zawsze, kiedy jakaś substancja zaczyna się ładować do naszego ciała. No ale dochodzi godzina trzecia w nocy i jednocześnie trzecia po spożyciu i...nic. Stwierdziłem, że cudów już nie będzie, i albo wziąłem jednak za mało (choć niektórzy po 1 saszetce już latali), albo znowu zdarzyła się sytuacja iż moje ciało wygrało (zdarzały mi się sytuacje, że zjadłem 2 pudełka DXM a nic mi nie było, czasem po prostu nie ładowało się, a innym razem 2 pudełka zwalały w otchłanie bad tripu, i po ostatnim nie zamierzam do tego wracać i skończyłem 8 miesięczny maraton :nuts: ).

Stwierdziłem, że trzeba iść spać w takim razie, bo niedługo dobije 4 w nocy a nie ma co siedzieć bez efektów. Tyle, że obleciał mnie paniczny strach, a gdy zgasiłem światło i zapadła ciemność, strach zmienił się w taki pierwotny, dziecięcy strach przed ciemnością. Nadal towarzyszył mi ten stan upojenia. Bałem się strasznie, że zaraz pojawią się haluny o których niemal każdy pisze, jakieś zmasakrowane twarze, duchy, zjawy, cholera wie co, może jakieś głosy. Wskoczyłem do łóżka i zamykałem oczy, bo nie chciałem patrzyć w ciemność w objawie przed strasznymi halunami, które mogą pojawić się nie wiadomo skąd i o czym. Czasem cyklicznie miałem wkrętkę, że czuję jakby ktoś skądś patrzył, położyłem się na boku ale bałem się haluny, że poczuję jak dmucha na mój kark i przykryłem się kołdrą pod samą brodę, panikowałem jak słyszałem jakiś szelest (wiecie, DOM duży, ja w pokoju na parterze z drzwiami na ogód i do garażu, właściciele śpią na 2 piętrze więc jestem tu zupełnie _sam_, a szelest z ogrodu to czasem normalność choćby przy wietrze).

Cały czas będąc na schizie zauważyłem, że po zamknięciu oczu jest delikatna rewia hipnagogów które ma każdy przed snem, ale te hipnagogi szybko latają, a czerń pod powiekami była taka głęboka, trójwymiarowa nawet. W takim strachu przed omamami i halunami nie otwierałem oczu, bo każdy pisze o facetach z maczetami, twarzach, zjawach itd, nie chciałem, aby przypadkiem coś mi takiego wyskoczyło, choć halun nie miałem, nie miałem nawet obłoczków, niczego, zero zjawisk, tylko strach i trójwymiarowa czerń po zamknięciu oczu.

Po godzinie zorientowałem się, że nie mogę zasnąć. Z 4 zrobiła się 5 rano, potem 6 i 7, 8, 9, 10, 11 aż wreszcie o 12 podniosłem się z łóżka i w sumie nie śpię do teraz od wczoraj, nieszczególnie mi się chce, od 16 godzin nie jestem głodny. Między godzinami trwania nocnego do południa miałem tylko 3 migawki gdzie mi się przysnęło, bo pamiętam jakiś mini sen, ale drzemki trwały po jakieś 15 minut tylko, więc płytkie i krótkie, organizm sam się z nich wybudzał. Bez jakiegoś zejścia, bez nieprzyjemności, żadne wrażenia słuchowo wizualne mnie się nie imały.

No i teraz pytanie - czy ten paniczny strach był tylko moim nakręcaniem się takim naturalnym jak ma każdy myśląc o strasznych rzeczach w ciemności albo oglądając późną nocą po ciemku jakiś naprawdę dobry horror, czy wkrętkę ze strachem i obawą przed strasznymi halunami zafundowała mi benza?

Czy po benzie da się mieć w ogóle wesoły, przyjemny trip? Bo każdy kogo trip raport czytam, zmagał się z koszmarami które mózg wykopał chyba z ciemnego zakamarka podświadomości. W życiu miałem okazję spróbować paru substancji, nigdy też nie bałem się być sam w domu, nigdy nie miałem też bad tripa (no, może 2 jak przesadziłem z DXM i wkopałem się w zbyt mocny trip dwoma pudełkami), oglądałem horrory nie raz w nocy i było OK, a nagle po benzie wydygałem jak dziecko choć mam 26 lat. Czy tym da się sterować, czy benza to jednak substancja do bad tripów? Chętnie spróbowałbym raz jeszcze z 2 saszetkami (ale razem z tym to nie spałbym przynajmniej 2 dni więc średnio), ale nie wiem na ile jest to sterowne, a straszne tripy to nic śmiesznego bo niejeden może zejść na zawał czy postradać rozum i nabawić się jakiś psychoz.
  • 371 / 9 / 0
zrobiłeś prawidłowo ekstrakcje?

znajdz sobie ogarniętego sittera (żeby nie wkręcał w jakieś schizy) a trip mimo strachu będzie wesoły :D
ja np zobaczyłem cień/kształt ręki w otwartej zmywarce z drugiego pokoju w którym siedziałem i zacząłem jej machać... i ta ręka mi odmachiwała! ale miałem ubaw wtedy %-D %-D
♪ P S Y T R A N C E ♫
Myco-Maniac
  • 2 / / 0
No właśnie z osobą towarzyszącą będzie problem - nie znajdę takiej wśród swoich znajomych. Pokój mam naprawdę spory na parterze, obok długi korytarz, obok ogród więc nie mam świateł z ulicy i ogólnie po zgaszeniu światła mam tu ciemno jak w d...., więc wyobraźnia miałaby pole do popisu :-p

Prawdę mówiąc nie zrobiłem ekstrakcji. To błąd pierwszy, ale bardzo chciałem przekonać się o legendarnym smaku TS :nuts: Błędy jakie już wiem, że popełniłem, to troszkę za dużo wody letniej ledwo ale niedużo, do niej wsypałem proszek i zamieszałem (sugerując się głupią mentalnością choćby cukru, że rozpuści się dobrze dopiero jak zamieszasz). Nigdy po żadnym ze środków jakie spożywałem w życiu, nawet kiedy wracałem sam nocami kilometrami do domu czasem, nie złapałem takiego straszaka co po benzie. Miałem przyśpieszoną muzykę (całkiem ciekawe to było), strach, trójwymiarową czerń, ale innych efektów na szczęście chyba nie, bo tamtej nocy to bym schizofrenii się chyba z halunami nabawił (a nie takich wrażeń szukam).

Za jakiś czas aby nie obciążać nerek (dojechanych 8 miesięcznym maratonem deksa), pewnie spróbuję, tyle, że widzę, że benza nie jest do przyjemnych tripów, samych raportów pozytywnych na Neuro jest...no jakiś się znajdzie, ale z 2-3 może?

Dlatego zastanawia mnie sterowność tripu. Widzę, że benza upośledza procesy myślowe na tyle, że ludzie wdają się w konwersacje z halunami i nie zauważają nawet w co się wciągnęli właśnie i raczej ludzie wtedy miast sterować na zasadzie "widzę zajebistą łąkę i same przyjemne rzeczy", wpadają z bad tripy bez trzymanki z tym, co benza podsuwa. Pewnie, to substancja o której raczej naukowcy nie pomyśleli o innej drodze aplikacji niż przeznaczona, dlatego to nie jest normalny drag po którym wiadomo czego się spodziewać i na jaki sposób - może w tym coś jest, ale czy nie da się wyklarować dawki, po której nie ma bad tripa, tylko coś przyjemnego (np. nie 2 saszetki a 1,5? Wymierzenie coś jak plateu deksa, z których każdy jest inny ale wiadomo na który wejść w zależności czego się szuka, humoru czy podróży).
  • 2 / / 0
Dzisiaj pierwszy raz zmówiłem się z kumplami aby jeść benze :D Było nas trzech i w sumie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Z góry zakładałem że będę musiał spać u kumpla bo nie będę porobiony wracał do domu ^^ Benze filtrowaliśmy przez wódeczkę (25ml na saszete) i ręczniki papierowe. Smak paskudny ale sie przełamaliśmy. Ja jako pierwszy poczułem jej działa, pieprzył mi się wzrok i wszystko było zwolnione :D , ale po około 40 minutach ustało poczułem się znowu dosyć trzeźwy więc zarzuciłem kolejną która o dziwo niezbyt mocno powiększyła fazkę ;P
Może zła destylacja ? Nie mam pojęcia ale poszliśmy po kolejną porcję i zarzuciłem trzecią torebkę. Wszyscy tak samo filtrowaliśmy benze aczkolwiek moi kumple mieli znacznie większą fazkę. Czułem w głowie zupełną pustkę, 0 myśli tylko słuchanie muzy i gadanie o głupotach z kumplami, wszyscy wyczekiwali konkretnego uderzenia benzy :D Kumple z upływem czasu zaczęli doznawać mocne halucynację, rozpływał im się obraz, i widzieli niestworzone rzeczy typu białe myszki i ludzi w domu! Wszyscy mieliśmy z tego grubą polewkę aczkolwiek ja niczego takiego nie doświadczyłem. Jedyne czułem te dziwne uczucie po benzie,lekkie omamy słuchowe, na siłę zapatrywałem się w przedmioty i wkręcałem halucynacje i światełka mi śmigało przed oczami. Kumple wciąż powtarzali jak grubą mają fazę i opisywali halucynacje które widzą :D Ciekaw jestem dlaczego na mnie podziałało dość łagodnie mimo zjedzenia 3,5 saszety ^_^ Teraz siedząc w domu już po tripie czuje że nie będę miał specjalnych problemów z zasnięciem i nie widzę w benzydaminie nic ciekawego. Bawiłem się dobrze jednakże to co dzieje się z mózgiem i ciałem po tym jest dla mnie za bardzo nienaturalne :rolleyes: Pozdrawiam!
  • 44 / / 0
Na pierwszy raz 2 saszetki, pozytywnie, niemocno, smugi, powidoki, kropeczki, ale nie bardzo intensywne, zmiana prędkości poruszania obiektów niekiedy i ginące w ciemności schody. Po 6 godzinach podczas etapu zmęczenia i 10 minutowych zawiech, zapaliłam lufkę. 15 min dobrego humoru, a później jeb i sprzed biurka ledwo dostałam się do łóżka. Przyspieszony puls był na pewno, jednak ja czułam jak mi zaraz serce siądzie z przegrzania, okropny pisk w uszach, lekkie problemy ze wzrokiem i wirowaniem w bani i gonitwą abstrakcyjnych myśli. Od 21.30 do 2.30 (mimo uczucia otrucia a nie naćpania, czas w miarę szybko minął) później lekko zaczęło schodzić zasnęłam, jednak co jakieś 0,5h się budziłam. Nieciekawie, bo rodzicielka obok, a podczas powykręcania jak nieogarnięta leżałam na łóżku, słyszałam jak rozmawia z kimś o moim stanie naćpania, orałam się tym, ale rano słusznie zauważyłam, że przecież była sama.
Morał jest taki, że niedoświadczeni z benzą niech nie dopalają, ew. 1 mały buch, nie więcej.
  • 2 / / 0
Mam pytanie, jade z kumplem i kolezankami do kina, w kinie jest ciemniej, dobrze bedzie dzialac to tam :D? i ile przed seansem mamy to wziac? 30 min? 1 h?

[wycięto - v. sposób przygotowania i dawkowanie znajduje się w FAQ oraz odpowiednich tematach. Używaj wyszukiwarki zanim o coś zapytasz.]
ODPOWIEDZ
Posty: 304 • Strona 28 z 31
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.