Negatywne konsekwencje przyjmowania fitokannabinoidów i sposoby im przeciwdziałania.
ODPOWIEDZ
Posty: 1123 • Strona 56 z 113
  • 18 / / 0
Na początku bomby życia śmiech, mogłem robić wszystko, otwarta głowa no same pozytywy zostawiłem alkohol tylko dla merry a z czasem "faza" zaczęła mnie przerastać i dlatego musiałem zmniejszyć ilości bo wybuchła by mi głowa
  • 258 / 103 / 0
26 grudnia 2019p420 pisze:
mam teraz tak, że czego bym nie ćpał, albo czego bym nie miał nawet w planach ćpać to najpierw musi być gotowe zioło, nawet jak się naćpam to czuję w sobie jakieś braki fazy, wiem że to uzależnienie swoje robi, ale czy ktoś też tak ma, że nie wyobraża sobie brać cokolwiek jak nie ma zioła?

tak trochę uprzedzę w razie czego paru mądrych - tak wem, że jestem uzależniony, jaram jakieś 15 lat prawie codziennie, ciężko być obojętnym wobec tego), ale czy to możliwe, że tak słaba używka tak mocno oddziałuje na działanie tych mocniejszych?
A czemu miałoby być niemożliwe? Per analogiam, po MAOi - zarówno naturalnych, jak i syntetycznych - przeważnie też nie uświadczysz jakiejś srogiej (czy w ogóle jakiejkolwiek) bomby, a jak dobrze wiadomo, potrafią wzmocnić większość psychodelików. I to bardzo wzmocnić...

No i jednak nie lekceważyłbym długości stażu i stopnia wjebania. Tu możemy sobie przybić piątkę, jestem potheadem nawet dłużej niż Ty i również doprawiam ziołem praktycznie wszystkie narkosmakołyki, jakie wpadną mi w łapska.

Tu nawet nie chodzi o wzmacnianie czy ubogacanie fazy, po prostu nasze układy nagrody są tak zmodyfikowane nałogiem, że zioło musi wejść na scenę chociaż na chwilę: wiesz, że nie poklepie w ogóle lub ledwo co, bo jesteś w kurwę wystymulowany będąc na ciągu z jakąś pirolidyną czy innym b-k syfem (przykładowo, podstaw tu jakikolwiek mocny stim), ale i tak zasysasz chmurę w płuco, choćby tylko jedną jedyną w czasie całego ciągu. Fakt faktem, ww. schemat podchodzi pod jedną z popularniejszych definicji szaleństwa ("szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów"), ale z czasem zacząłem dostrzegać w nim pewną korzyść w morzu minusów. A nawet dwie: 1) kończyłem ciąg kreskowy to tolerka na mj lekko się zmniejszała, 2) wolniej topniały zapasy zielonego %-D

Ostatnie pół żartem pół serio, wiadomo że metoda "na politoksykomana" to żadne rozwiązanie na dłuższą metę, jeśli ktoś chce zmniejszyć przerób mj.
Anarchizm, nihilizm, prymitywizm: 3 słowa najlepiej oddające mój światopogląd i moje jestestwo.
O narkomanii nie wspominam, bo na tym forum to jak afiszowanie się że ma się w dupie otwór do srania.
---
I want more life, fucker!
  • 563 / 104 / 0
na mnie ziolo caly czas dziala czilujaca i w sumie tak jak powinno , ale nigdy go jakos duzo nie palilem , rekord to przez tydzien dzien w dzien ale pozniej 3 miesieczna przerwa
  • 2877 / 255 / 0
no tak, wiem ocb, to np. walenie wiadra przed wjazdem kwasa czy jakieś inne różne dziwne dla innych rzeczy, to już po prostu stan świadomości, bynajmniej nie oderwał mnie od tego realnego i nie wiem, czy to jeszcze może nastąpić xd nauczyłem już się idealnie z tym żyć, wiem dokładnie jak będzie jak jebnę wiadro, jak się będę dziwnie czuł i bezsennie jak nie jebnę przynajmniej na wieczór dobrej zajebki, ja to wszystko rozumiem, ale zbyt to kocham, do tego czego bym nie robił po ziole robi mi się w chuj lepiej, i nie czuję totalnie zmęczenia materiałem, że tak to ujmę, nie wiem nawet jak to się może znudzić
no i tak, wiem, że 40g/msc średnio z wiadra to jest patologia, ale póki jest to moja część miesięcznego wydatku, dopóki za swoje wbijam myślę, że nikomu do tego, tym bardziej że tak naprawdę kto nie powinien wiedzieć, że w ogóle palę, ten nie wie, i nawet by w życiu się nie domyślił

ale ja to ja, może jestem dziwny i mimo wszysktko pierdolę jakieś głupoty będąc w swoim świecie myśląc, że nie jestem zryty, prawda leży pośrodku, wiadomo xd
podsumowując, wjebałem się w najbardziej lajtowy nałóg i się z tego cieszę, może ktoś zaraz tam pode mną się zacząć produkować jak to branie klefedronu z odpowiednimi maściami na nos, suplami itd., jest zdrowsze, spoko spoko, ja mam swoją używkę, której nie rzucę chyba nigdy, a przynajmniej przy tym chciałbym zostać, żeby dożyć zdrowych starych lat


ps co do stimów, to nie waliłem nigdy takich mocnych, ale do kozackiego speeda mimo że tofaza na 20 min wtedy i tak fajnie jebnąć wiadro xd
  • 258 / 103 / 0
04 listopada 2019ogkush pisze:
trawa uzaleznia ale trzeba sie o to postarac.
Pale od 15 lat codziennie, 0.5g :bongo: wieczorami. Nie pale szlugow, nie pamietam kiedy bylem pijany.
Oprocz trawki ( haszu, olejkow, waxu ), jadlem jedynie trufle w Amsterdamie.
Dopoki nie przeczytalem tego forum, nie sadzilem ze moje uzaleznienie, jest tak destrukcyjne.
Weź poprawkę na to, że większość płaczących tu jak to mj zrobiło im siekę z mózgu a życie zamieniło w gówno, to przeważnie ludzie ze zdiagnozowanymi chorobami psychicznymi, regularni politoksykomani oraz ci, co zaczynali w wieku lat -nastu i od razu grubo jechali z tematem.

Te przypadki to dla Ciebie kiepski punkt odniesienia, skoro od 15 lat trzymasz się reżimu "za dnia praca i obowiązki, relaks z mj wieczorem", jedynym narko-urozmaiceniem były trufle i nie doświadczyłeś żadnego mocniejszego zrycia bani. Byłbym raczej spokojny na Twoim miejscu. Sam mam podobny staż, również narzuciłem sobie kierat "mj = tylko wieczorową porą". Z tą różnicą że jakieś 3 lata temu popłynąłem też mocniej w inne używki, no i wtedy zaczęła się równia pochyła (ponad roczne leczenie depresji, problemy zawodowe, prawie posypał mi się 12-letni związek): najbardziej za ten syf obwiniam liczne eksperymenty z rozmaitymi beta-ketonami i pochodnymi amfetamin oraz długie ciągi na dysocjantach.

Żeby nie było, że racjonalizuję sobie uzależnienie od zioła i poprawiam samopoczucie kosztem innych nałogowców: identyczne obserwacje i wnioski usłyszałem z ust mojej wieloletniej partnerki (nie tyka żadnych dragów, poza alko sporadycznie i w niewielkich ilościach - arbiter prawie idealny do takich osądów).

Dla porządku dodam, że na depresję cierpię prawdopodobnie znacznie dłużej, tyle że nie byłem wcześniej diagnozowany. Retrospektywnie patrząc, już w podstawówce nieustannie zmagałem się z zaniżonym poczuciem własnej wartości, stroniłem od ludzi, byłem wiecznym czarnowidzem i generalnie czułem się mocno "inny" (regularnie zbierany wpierdol i prześladowania ze strony starszych "kolegów" tylko to potwierdzały). Ale jakoś ta szatańska marihuanen przez te wszystkie lata nie pogorszyła ww. stanu. Jakoś nie przeszkadzała mi w rozwijaniu sportowych pasji, dzięki którym nie tylko poprawiła mi się samoocena, ale nabrałem zdrowych nawyków pomocnych też w zbijaniu tych nielicznych negatywów zioła jakie doświadczyłem (mam tu na myśli głównie prokrastynację).

Tak jak @p420 za żadne skarby nie zmieniłbym tego nałogu na inny. Natomiast większość narko-eksperymentów z 3 ostatnich lat najchętniej wymazałbym totalnie z życiorysu.

HAIL THE LEAF!
Anarchizm, nihilizm, prymitywizm: 3 słowa najlepiej oddające mój światopogląd i moje jestestwo.
O narkomanii nie wspominam, bo na tym forum to jak afiszowanie się że ma się w dupie otwór do srania.
---
I want more life, fucker!
  • 179 / 72 / 0
Kto wie, może gybyś nie zatracił się w nałogu ziołowym to nigdy byś nie sięgnął po narko z tych 3 ostatnich lat.
Kto wie, może boomerzy mieli racje z tym od lekkich do twardych. %-D
  • 258 / 103 / 0
Zakładam że pisałeś z przymrużeniem oka, tym niemniej odpowiem z pełną powagą: nie bardzo.

To nie tak, że przed 2017 r. miałem dostęp tylko do zioła. Dostęp miałem dużo szerszy: LSD, psylocyby, MDMA, amph, koks, salvia divinorum (wymieniam w kolejności od najczęściej do najrzadziej ćpanych). Z aptecznych rzeczy: DXM i koda. Plus jakieś cuda z ethnoshopów, typu Powój hawajski, Ruta stepowa itp.

Z RCków pierwszy w łapy wpadł mi mefedron za czasów legalności, do 2017 r. nic więcej z tej kategorii.

Gdyby Twoja hipoteza chociaż ocierała się o prawdę, to już dawno popłynąłbym z ww. tematami. Tymczasem wyglądało to tak:

amph - krótkie epizody na 1szym roku studiów, szybko mi przeszła ochota na powtórki z rozrywki,

4-MMC - 3-4 próby, nie siadło mi na dłuższą metę (chociaż uczucie mefowego wyjebania z kapci i gotującej się z euforii głowy pamiętam jak dziś),

MDMA - maks. 2 razy w miesiącu zdarzało mi się zeżreć, przerwy nawet roczne,

koks - przed 2017 r. tylko raz i do dzisiaj nie rozumiem fenomenu kultowości tej używki, jak dla mnie przereklamowane w chuj,

Tylko z psychodelikami zdarzało mi się "grubiej" popłynąć, w sensie że miałem okresy kwaszenia i grzybienia co 2 tygodnie. Ale przez te lata na stałe w menu TYLKO ZIOŁO.

Podejrzewam, że o wsiąknięciu w RCki zadecydował głównie a) zwyczajny bieg losu (po rzuceniu studiów wróciłem na rodzinnego miasta, gdzie od dawna nie miałem już namiarów na dealerów "klasyków" - jedynie do mj szybko zdobyłem dojście, RCki niejako zapełniły lukę po klasykach), b) częściowa zmiana wraz z wiekiem preferencji co do ćpania, c) niewielkie ryzyko przypału, wygoda zakupów i niskie ceny RC. Szczególnie czynnik "b" tłumaczy, czemu np. potrafiłem wali w ciągach 4-CMC i nawet cieszyć się fazą, kiedy kilka lat wcześniej dużo lepszy mefedron jakoś mnie nie porwał. Identyko z dysocjantami: do dziś nie pałam wielką miłością do DXM, ale kurwa pociąłbym sąsiada i zgwałcił jego żonę za legitne 3-MeO-PCP (oboje po 65 roku życia)...
Anarchizm, nihilizm, prymitywizm: 3 słowa najlepiej oddające mój światopogląd i moje jestestwo.
O narkomanii nie wspominam, bo na tym forum to jak afiszowanie się że ma się w dupie otwór do srania.
---
I want more life, fucker!
  • 179 / 72 / 0
Faktycznie zatem moja kabaretowa hipoteza przestrzeliła i to fest.

I myślę, że przestrzeliłbym również zakładając z góry, że np. skutkiem ubocznym zażywania marihuany dla większości jest sięganie po twarde.

Niektórzy pewnie zaczynali tylko od alko, albo kleju, lub gałki muszkatałowej a nie od lotów z THC airlines.
  • 2877 / 255 / 0
oczywiście, że prawda leży pośrodku i od miękkich do twardych ma coś w sobie racji, JEDNAK ja mimo spróbowania naprawdę wielu używek w życiu nie zostałem zachwycony żadną inną na tyle, żebym codziennie i bez nudów chętnie konsumował mimo stażu od 2004 roku
  • 156 / 59 / 0
Ogólnie zapanowałem nad ilością i częstotliwością palenia tak, żeby nie miało wpływu na moje codzienne życie. Problemem zostało poranne wstawanie. Jak już się zwlokę, to jest okej, jestem gotowy do działania, ale budzę się totalnym zombiakiem. Mózg totalnie nie chce współpracować, wymyśla tysiąc wymówek, żeby tylko olać to, co sobie zaplanowałem, dosłownie muszę z nim walczyć, a moją jedyną bronią jest dyscyplina.

Serio moim zdaniem najpoważniejszym skutkiem ubocznym jarania jest prokrastynacja, bo ona ma wpływ na każdą sferę życia. Zioło piekielnie rozleniwia, a w dodatku robi to trochę potajemnie, bo człowiek się usprawiedliwia, racjonalizuje zastój życiowy na najbardziej wyszukane sposoby.
ODPOWIEDZ
Posty: 1123 • Strona 56 z 113
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.