Więcej informacji: Opioidy w Narkopedii [H]yperreala
"Jak Ty się zaradziłeś HCV oraz WZW C?"
to to samo
15 stycznia 2022SzukamPracy pisze:Ja na ostrym skręcie wziąłem z pompki od kogoś z HCV, przepłukanej zimną wodą z kranu. Później juź zawsze używałem sterylnych zestawów wydawanych w aptekach ćpunom za darmo. Tak jak piszesz nie da się zarazić - krew ze skaleczenia wypływa pod ciśnienniem, tak samo od drugiej osoby, wirus nie da rady płynąć kawał pod prąd w krzepnącej krwi. Gorzej gdy na przykład zakrwawiony gwóźdź od kogoś z HCV wbijesz sobie głęboko w stopę np. albo w ukrwiony mocno tyłek. A bać się możesz tylko nie robienia badań, bo jak wirus się uaktywni i dostanież żółtaczki typu C to może cię nawet zabić a napewno zniszczy Ci zdrowie. Natomiast nowa generacja leków jest bezpieczna i skuteczna nie ma też skutków ubocznych, więc idź na badania.31 grudnia 2021Inoziemcow pisze: Rozumiem że to co nazywasz zakażeniem ostrym i przewlekłym, to chodzi o nosicielstwo wirusa HCV a żółtaczki typu C. No więc nosicielem bez żadnych skutków można być całe życie, ja byłem kilkanaście lat przy stale powtaranych i bardzo dobrych wynikach zarówno wątroby jak i innych. Żółtaczka zaś typu C wywołana wirusem HCV potrafi znisczyć wątrobę i zabić nawet w czasie pół roku.
Nie wiem skąd ten cytat, ani z jakich czasów pochodzi. Leczenie nosicieli HCV było dostępne od dość dawna, moi znajomi leczyli sie ponad 10lat temu w Polsce, ale wtedy leki były bardzo inwazyjne, składały się z dwu elementów. mój kolega po cotygodniowym zastrzyku, praktycznie nie wstawał z fotela, schódł sporo bo nie jadł, odczuwał potworne bóle reumatyczne a kuracja trwała 1 rok czasu. Potem jeszcze testy powtarzane przez jakiś czas chyba przez pół roku. Wszystko się zmieniło gdzieś po 2012 roku kiedy pojawiły sie nowe leki, najpierw tylko dla tych z marskością wątroby i innych ciężkich stanach. Ja ponieważ miałem doskonałe wyniki wątroby musiałem czekać w kolejce. W końcu zacząłem kurację w 2021. Te nowe leki dają 95% skuteczności, 0 efektów ubocznych (normalnie pracowałem) i trwa to tylko 3 miesiące. Potem testy, ktorych jeszcze nie zrobiłem, ale zrobię w styczniu. W razie niepowodzenia można kurację powtórzyć.
Co do zarażenia wiem tylko że o wiele łatwiej zarazić sić HCV niż HIV. Ja przed badaniem, kiedy jeszcze nie wiedziałem że mam HCV współżyłem z partnerką bez zabezpieczeń i ona nie złapała na szczęście, Więc zarazić się nie jest tak łatwo.
Ryzyko jest bardzo małe podczas współżycia, HCV przenosi się głównie przez krew, nawet drobne zacięcia u fryzjera czy kosmetyczki jeśli miały kontakt z inną krwią i ona nie jest widoczna.
Mam pytanie co do ryzyka przeniesienia HCV poprzez lekkie zacięcie na palcu podnosząc karton który był prawdopodobnie upierdolony krwią z HCV w piwnicy (sam właściciel piwnicy ma HCV od długiego czasu 8 lat?)
Raz w pracy się zacięłem gwoziem (który był bodajże zardzewiały) oraz miałem kontakt z potem innej osoby na tej kranie (wydaje mi się że jest to wyjątkowe małe ryzyko.)
Tak czy inaczej nigdy się nie dowiem czy ktoś mnie czymś celowo nie zaraził jak nie zrobię badań a boje się samych wyników bo nie uciągne tego psychicznie.
Jak Ty się zaradziłeś HCV oraz WZW C?
Mam do Was pytanie, dlaczego w Polsce głównie robią badania tylko na 3 wirusy tj. HIV, HCV, HBV?
Z tego co czytałem na angielskiej Wikipedii jest ich bodajże 30, wiem że te trzy są najczęściej występujące no ale ryzyko jednak istnieje.
scalono - WRB
24 stycznia 2022Inoziemcow pisze: Ja na ostrym skręcie wziąłem z pompki od kogoś z HCV, przepłukanej zimną wodą z kranu. Później juź zawsze używałem sterylnych zestawów wydawanych w aptekach ćpunom za darmo. Tak jak piszesz nie da się zarazić - krew ze skaleczenia wypływa pod ciśnienniem, tak samo od drugiej osoby, wirus nie da rady płynąć kawał pod prąd w krzepnącej krwi. Gorzej gdy na przykład zakrwawiony gwóźdź od kogoś z HCV wbijesz sobie głęboko w stopę np. albo w ukrwiony mocno tyłek. A bać się możesz tylko nie robienia badań, bo jak wirus się uaktywni i dostanież żółtaczki typu C to może cię nawet zabić a napewno zniszczy Ci zdrowie. Natomiast nowa generacja leków jest bezpieczna i skuteczna nie ma też skutków ubocznych, więc idź na badania.
Oni tam piszą że każdy kontakt z krwią na ranie otwartej może przenieść HCV i jest to ze strony rządowej.
No cóż HCV z potwietrza się nie bierze także mam nadzieje że nawet jeśli (odpukać) mam HCV to będę w stanie zidentyfikować osobę które mnie tym zaraziła tym bardziej że robiłem ze 2 lata temu badania na HIV, HCV, HBV i wszystkie wyniki były negatywne.
Dodatkowo mam zapisane w razie czego z kim miałem kontakt kiedy miałem ranę otwartą.
- łatwiej zarazić się niż HIV, jeśli mówimy o iv. HIV ginie w wysokiej temperaturze, więc nawet wygotowanie sprzętu może znacząco zminimalizować ryzyko. HCV jest dużo odporniejszy, bez autoklawu nie zabijesz. W dodatku może przetrwać latami bez nosiciela.
- to że jest się na zawsze HCV pozytywnym, to częściowo prawda. Nawet jak pokonasz wirusa, to wciąż będziesz miał antygenu anty-HCV, więc testy pokażą zakażenie. Ale ważniejsza jest wiremia, która opisuje ile masz wirusa. Jak masz zero, to problem z głowy.
- leczenie, teraz to bajka, nie wiem jaki w pl, ale moja terapia to 3 miesiące brania tabletek, zero skutków ubocznych. Problemem może być cena, bo całość wyszła koło 60k franków, czyli ćwierć bańki, ale nas szczęście większość pokrył ubezpieczyciel. Tydzień temu miałem telefon od doktora, że już się nie muszę martwić wirusem :)
14 kwietnia 2020badzingla pisze: Zastanawiam się, jaką cenę trzeba zapłacić, żeby przeżyć całe życie z opio - powiedzmy, że od pełnoletności do starości ...
Oczywiście chodzi o takich, którzy używają opioidów w celu naćpania się nimi, korzystają wtedy z jakiegoś zanieczyszczonego chłamu, kują się brudnymi igłami. Ludzie korzystający z opioidów pochodzenia farmaceutycznego raczej dożyją wieku emerytalnego w dobrym zdrowiu fizycznym, ale psychicznym moim zdaniem nie. Fizycznym dlatego, że opiodidowe środki przeciwbólowe nie są zasadniczo jakoś bardzo toksyczne dla organizmu(jak n.p. NLPZ), ale jak ktoś żyje po to by chodzić codziennie na fazie, to po kilkudziesięciu latach takiego życia, będzie miał powykrzywianą psychikę. Nawet ktoś już tu napisał, że regularnie ładuje w żyłę farmaceutyczną morfinę, ale nie jest w stanie stworzyć n.p. trwałego związku, czy rodziny. I ja się nie dziwię, gdyż jechanie na opioidach wywołuje u wielu osób mniejszą lub większą socjopatię, a to nie jest jedyne powikłanie psychiczne związane z opioidami.
14 kwietnia 2020badzingla pisze: ile tak optymalnie mogłyby trwać ciągi? Raczej miesiąc, czy kilka miesięcy, czy pół roku, czy rok? Więcej już chyba nie. Warto postawić sobie też jakieś "dawki graniczne"...
14 kwietnia 2020badzingla pisze: Czy terapia jest możliwa, jeśli nie chce się rzucać? Czy niezbędnym wymogiem tej terapii byłaby jednak chęć zerwania z nałogiem?
Podsumowując: doświadczony i rozważny opioidowiec nauczy się tak żonglować tymi substancjami, aby jakoś tam trwać w zdrowiu fizycznym, a nawet nie było po nim widać, ale mentalnie i psychicznie prawie na pewno się wyniszczy i takie życie na dłuższą metę będzie g**no warte.
Tak jakby w życiu chodziło tylko o to, żeby dożyć wieku emerytalnego ;) Przeciętny czas życia człowieka, tak naturalnie, bez szprycowania się chemią i lekami, zamykaniem się w szpitalach i sztucznym podtrzymywaniem zdrowia chyba raczej nie przekracza 50, no może 60 lat. Nie wiem, czy jest to wobec tego taka wielka tragedia nie dożyć wieku emerytalnego, tym bardziej biorąc pod uwagę głodowe emerytury i podłe zazwyczaj warunki bytowe. -15 czy choćby nawet -25 lat życia nie jest aż taką tragedią, nie lepiej żyć trochę krócej, ale trochę lepiej, niż długo, ale nie wiadomo po co? Zresztą kiedyś mi się wydawało że opioidy mnie w 5 lat max powinny wykończyć. Czyli od 2020 nie powinnam istnieć - według tego, co sobie wkręciłam. Ale teraz już wiem, że tylko ja sama to sobie wkręciłam, a one mnie nigdy nie chciały zabić.
Przecież już sam tytuł jaki nadałaś wątkowi, to jeden wielki ciąg.
No dobrze, to skoro tak jest źle to proponuję inne podejście do tematu, np. teraz tydzień temu miałam 3-dniowy ciąg na fencie, później 1 dzień nic, później bardzo słaby mak 3-4 dni, później w piątek 150mg kodeiny, dzisiaj nic, jutro 480mg kodeiny, później nic, w środę kodeina z DXM później się znowu za fentem albo MST rozejrzę. I tak żyć też da radę, choć na pewno w niejeden jeszcze długi ciąg wpadnę. Ale jeszcze nie teraz. Trzeba wyczekać odpowiedni moment. Załatwić inne sprawy, żeby nic mnie nie wkurwiało ani nie przeszkadzało.
Jest też jeden OLBRZYMI minus takich ciągów. Bo doszłam już do jednorazowej dawki morfiny na strzał 300mg (!!!)//1000-1200mg dziennie. Te dawki są chore, a tolerancja, skoro już raz mi ją tak wybiło, to szybko do niej dojdę znowu, po miesiącu czy dwóch, ewentualnie z fentem do 2-3mg potrafię dojść w kilkanaście dni. To jest kurwa NIENORMALNE. To się w ogóle, ale to w ogóle nie opłaca. Skoro teraz jak już nie lecę w ciągi to mi 30mg potrafi starczyć, 50mg będzie dobrze, a już 100mg to grubo za grubo. To po co mam znowu się ryć na 300? To mnie najbardziej powstrzymuje... To, i jeszcze brak żył także trochę - ale nie aż tak mocno. Ten argument jest najlogiczniejszy, nie do zbicia. Skoro WIEM, że tolerancja w około miesiąc skoczy mi sześciokrotnie, a później powoli nawet jakiekolwiek dawki przestaną działać... to po co mam to robić, no po co. Jakiekolwiek dawki kodeiny znowu przestaną działać. fent będzie działał godzinę. O luksusie pięknych, grubych, wygodnych żył mogę zapomnieć. Itd. itp. jest bardzo wiele minusów takiego ciągu. Więc jakby coś to ja nie za bardzo polecam. Lepsze jest kilka dni ciągu i kilka dni przerwy w różnych proporcjach (to ostatnie, w odróżnieniu od ćpania na sportowo, jest dosyć osiągalne, jeśli tylko komuś naprawdę zależy, żeby to zrobić)
A z tą terapią, to chodziło mi o terapię w nurcie harm reduction, ale nie wiem czy w Pl są prowadzone takie terapie. Ale wiem, że są fundacje w takim nurcie, zajmujące się choćby wymianą igieł - więc może i terapie też by się znalazły? Nie wiem, pewnie zależy od terapeuty, na razie jeszcze nie szukałam bo sama sobie wciąż jakoś radzę
PS. A jeszcze
07 sierpnia 2022PanWojtek pisze: doświadczony i rozważny opioidowiec
Ja to kojarzę może 2 takich, na 200 niezbyt rozważnych
You will always be in my dreams
The last and final moment is yours
My agony is your triumph
"Rutyna to rzecz zgubna "
07 sierpnia 2022badzingla pisze: @PanWojtek
Tak jakby w życiu chodziło tylko o to, żeby dożyć wieku emerytalnego ;) Przeciętny czas życia człowieka, tak naturalnie, bez szprycowania się chemią i lekami, zamykaniem się w szpitalach i sztucznym podtrzymywaniem zdrowia chyba raczej nie przekracza 50, no może 60 lat. Nie wiem, czy jest to wobec tego taka wielka tragedia nie dożyć wieku emerytalnego, tym bardziej biorąc pod uwagę głodowe emerytury i podłe zazwyczaj warunki bytowe. -15 czy choćby nawet -25 lat życia nie jest aż taką tragedią, nie lepiej żyć trochę krócej, ale trochę lepiej, niż długo, ale nie wiadomo po co? Zresztą kiedyś mi się wydawało że opioidy mnie w 5 lat max powinny wykończyć. Czyli od 2020 nie powinnam istnieć - według tego, co sobie wkręciłam. Ale teraz już wiem, że tylko ja sama to sobie wkręciłam, a one mnie nigdy nie chciały zabić.
No nie wiem, ja sobie robię teraz ciągi od kilku dni do max 10 i nie czuję żadnego skręta, potrafię tak egzystować w przeciwieństwie do robienia z życia jednego wielkiego ciągu, kiedy wszystko się koło mnie sypie, ale ja już nie dostrzegam rzeczywistości wkoło siebie. Bo najważniejsza jest następna dawka. Inne rzeczy są nieważne. Kiedyś życie było takim światłocieniem, czasem się spotkało trochę światła, czasem trochę mroku. W ciągu już jest tylko jedno światło. Tak jasne, jak nic innego, jaśniejsze od Słońca, oślepiające i jak gaśnie to się wydaje że nie ma nic, prócz absolutnej czerni. Jeden wielki ciąg to zapomnienie o wszystkim co Cię otacza, nie polecam, byłam w takim od lata 2016 do stycznia 2020, a później od lutego 2021 do grudnia 2021, było fajnie, ale z każdym rokiem, miesiącem coraz gorzej i coraz bardziej zapominałam kim jestem i coraz więcej musiałam dawać od siebie, żeby móc nie przerywać, i coraz bardziej byłam zestresowana, że może się nie udać i wkurwiona, jeśli cokolwiek poszło nie po mojej myśli.Przecież już sam tytuł jaki nadałaś wątkowi, to jeden wielki ciąg.
No dobrze, to skoro tak jest źle to proponuję inne podejście do tematu, np. teraz tydzień temu miałam 3-dniowy ciąg na fencie, później 1 dzień nic, później bardzo słaby mak 3-4 dni, później w piątek 150mg kodeiny, dzisiaj nic, jutro 480mg kodeiny, później nic, w środę kodeina z DXM później się znowu za fentem albo MST rozejrzę. I tak żyć też da radę, choć na pewno w niejeden jeszcze długi ciąg wpadnę. Ale jeszcze nie teraz. Trzeba wyczekać odpowiedni moment. Załatwić inne sprawy, żeby nic mnie nie wkurwiało ani nie przeszkadzało.
Jest też jeden OLBRZYMI minus takich ciągów. Bo doszłam już do jednorazowej dawki morfiny na strzał 300mg (!!!)//1000-1200mg dziennie. Te dawki są chore, a tolerancja, skoro już raz mi ją tak wybiło, to szybko do niej dojdę znowu, po miesiącu czy dwóch, ewentualnie z fentem do 2-3mg potrafię dojść w kilkanaście dni. To jest kurwa NIENORMALNE. To się w ogóle, ale to w ogóle nie opłaca. Skoro teraz jak już nie lecę w ciągi to mi 30mg potrafi starczyć, 50mg będzie dobrze, a już 100mg to grubo za grubo. To po co mam znowu się ryć na 300? To mnie najbardziej powstrzymuje... To, i jeszcze brak żył także trochę - ale nie aż tak mocno. Ten argument jest najlogiczniejszy, nie do zbicia. Skoro WIEM, że tolerancja w około miesiąc skoczy mi sześciokrotnie, a później powoli nawet jakiekolwiek dawki przestaną działać... to po co mam to robić, no po co. Jakiekolwiek dawki kodeiny znowu przestaną działać. fent będzie działał godzinę. O luksusie pięknych, grubych, wygodnych żył mogę zapomnieć. Itd. itp. jest bardzo wiele minusów takiego ciągu. Więc jakby coś to ja nie za bardzo polecam. Lepsze jest kilka dni ciągu i kilka dni przerwy w różnych proporcjach (to ostatnie, w odróżnieniu od ćpania na sportowo, jest dosyć osiągalne, jeśli tylko komuś naprawdę zależy, żeby to zrobić)
A z tą terapią, to chodziło mi o terapię w nurcie harm reduction, ale nie wiem czy w Pl są prowadzone takie terapie. Ale wiem, że są fundacje w takim nurcie, zajmujące się choćby wymianą igieł - więc może i terapie też by się znalazły? Nie wiem, pewnie zależy od terapeuty, na razie jeszcze nie szukałam bo sama sobie wciąż jakoś radzę
PS. A jeszczeA takich jest na pęczki, co nie?07 sierpnia 2022PanWojtek pisze: doświadczony i rozważny opioidowiec
Ja to kojarzę może 2 takich, na 200 niezbyt rozważnych
07 sierpnia 2022Retrowirus pisze: Badzingla, mieszkasz za granicą?
A z tą terapią, to chodziło mi o terapię w nurcie harm reduction, ale nie wiem czy w Pl są prowadzone takie terapie.
You will always be in my dreams
The last and final moment is yours
My agony is your triumph
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.