Nie było mnie tu kilka miesięcy i w sumie nie pisałam zbyt, jak wygląda mój detoks. Ale jednak postanowiłam napisać, gdyż może kogoś to zainspiruje albo zdemotywuje, niemniej jestem otwarta na wszelkie komentarze.
W sierpniu, kiedy zaczynałam, nie udało mi się być zupełnie czystą, miałam jeszcze trochę zapasu majki i strzelałam ją aż do września. Cudem, tylko raz mnie przyłapali po testach na morfinie w moczu - skubana siedzi w nas aż do 4-5 dób od ostatniego strzału (a dawka wcale nie była wysoka - 100 mg). Niemniej z wrześniem zaczęłam być tylko na buprze i zaczęłam chodzić na terapię. Powiem szczerze, że całe dwa miesiące, codziennie odczuwałam głód psychiczny na wzięcie opio, ciężko jest to pokonać, nawet na sporych dawkach bupry (lekarz mi zalecił 8 mg, ale powykłócałam się z nim na 6 mg, a teraz już bardzo bym chciała być na 4 mg z powodu pewnych niedogodności). Kiedy nadszedł listopad i weszłam na wenlafaksynę i gabapentynę, to mój nastrój się trochę ustabilizował. Nie jest jakoś super, nie jest też chujowo, ale ważne, że jest w miarę stabilnie. I to chyba mi trochę pomaga w tym wszystkim - mam naprawdę super psychiatrę, któremu zależy na moim leczeniu, więc jakoś brnę do przodu. No ale muszę też się przyznać do tego, że miałam w trakcie świąt nawrót (czyli właśnie po około 3,5 miesiąca), trwający jakieś 10 dni i teraz jak o tym myślę, to bardzo tego żałuję... Zasadniczo nie dało mi to tego, czego chciałam, a i święta nie były tak okropne, jak myślałam, że będą. I właśnie ten nawrót dał mi wiele do myślenia, gdyż tak naprawdę każdy ma z nas jakiś powód dla którego ćpa. Najczęściej jest to maskowanie problemów i uciekanie od niekomfortowych emocji, które temu towarzyszą. I ja też zrobiłam to z takiego powodu - chciałam uciec od emocji, które towarzyszą mi zawsze na święta, a raczej - tak zawsze myślałam, że towarzyszą, bo okazało się być inaczej... ale szczegóły zostawię dla siebie. Chodzi mi o to, że my, opiowraki, mamy często "zniekształcony" obraz rzeczywistości, a często przecież wcale nie jest tak, jak my myślimy, że jest czy będzie. I maskujemy emocje, które są wyzwalane przez nasze myśli, zamiast je akceptować, albo próbować spojrzeć przez inny pryzmat... Ja wciąż tak mam, dlatego wszystkich zachęcam do terapii, bo ona wiele mi daje. Cieszę się też, że trafiłam na taką fajną terapeutkę :D ta terapia, plus bupra, plus nawet dobre antydepresanty pozwalają jakoś żyć bez opio. Moim celem jest wyjść jak najszybciej z tej bupry i spróbować całkowicie trzeźwego życia, no ale zobaczymy jak to będzie. Wciąż mam głody psychiczne, mimo wniosków, do których doszłam, więc jeszcze wiele do zrobienia przede mną...
Życzę wam też, aby udało wam się wyjść w końcu z opio i nauczyć się na nowo żyć :) Kiedy będziecie na to gotowi oczywiście i kiedy sami tego będziecie chcieli.
I’m medicated, how are you?
Wszystko, co zostało tutaj napisane przeze mnie, to fikcja literacka i wymysł chorego umysłu.
09 stycznia 2020weedkacy pisze: ta terapia, plus bupra, plus nawet dobre antydepresanty pozwalają jakoś żyć bez opio.
Tak to już na programach substytucyjnych jest, z tego co się nasłuchałam i z własnego doświadczenia mogę to potwierdzić; na programie chcą Cię "trzymać" jak najdłużej. Nie wiem jakie ku temu są "prawdziwe" powody, mnie lekarz mówi, że dopóty mam głody i chcialabym chodzić na terapię, to warto być na buprze i za jakiś czas zacząć schodzić z niej. Jak zrobię to stopniowo, i z rozmysłem, to sądzę, że nie powinnam cierpieć, tak jak to odpisałeś. Swego czasu przeżyłam różne skręty i dla mojego organizmu ten po buprze był najlżejszy.
I’m medicated, how are you?
Wszystko, co zostało tutaj napisane przeze mnie, to fikcja literacka i wymysł chorego umysłu.
Jednak wyjście później z tej strefy komfortu, by odzyskać trzeźwość jest cholernie trudne i niepokojące. Chyba że decydujesz się zostać na stałe w programie redukcji szkód. Wielu ludzi tak żyje i ma się dobrze.
Niezależnie jaką drogę wybierzesz, a może ona ulec zmianie w czasie, życzę powodzenia.
09 stycznia 2020weedkacy pisze: będę do tego dążyła (...) i za jakiś czas zacząć schodzić z niej.
Dokładnie tak jak tu kolega pisze poniżej:
09 stycznia 2020thermogrippp pisze: Jednak wyjście później z tej strefy komfortu, by odzyskać trzeźwość jest cholernie trudne i niepokojące.
Bardzo jestem ciekaw jak odczujesz zejście z bupry (o ile w ogóle do niego dojdzie ), zdaj proszę relację, jeśli to nastąpi i wcielisz swoje plany w życie.
Odpowiem na razie tylko Tobie, bo się spieszę. Kiedyś, dawno temu, jak nie było zaopatrzenia, to stosowałam buprę właśnie na skreta i pamiętam, że z dnia na dzień redukowałam, a potem całkowicie przestałam i nie było TAK źle, tj psychiczne objawy + nieżyt żołądka i lekkie bóle. A na majce to był full serwis od razu: psychiczną katorga, poty, rowerki, ból każdego kawałka ciała, sraka nasilająca się z godziny na godziny, woda z nosa ...
Gdzieś czytałam badania dotyczące szkodliwości długotrwałego brania bupry, znajdę je potem, mogę też na programie lekarza się spytać czy innych opiowraków... Tak czy siak, wolałam buprę niż mietka do tego celu.
I’m medicated, how are you?
Wszystko, co zostało tutaj napisane przeze mnie, to fikcja literacka i wymysł chorego umysłu.
Rokowania dla ludzi głęboko wjebanych w opioidy są po prostu bardzo kiepskie... niewielki procent jest w stanie trwale je odstawić. W tej sytuacji terapia substytucyjna przynosi stosunkowo najlepsze efekty - rozumiane jako wydłużenie przewidywanej długości życia i polepszenie jego jakości. Zapewne dlatego lekarze nie chcą zbyt szybko nakłaniać pacjentów do rezygnacji z terapii substytucyjnej, a wręcz ten krok odradzają. Z własnego doświadczenia wiem, ze nie trzeba być „na dnie”, żeby docenić kolosalną różnicę w jakości życia miedzy tym, jak jestem na buprze, a paromiesięcznym ciągiem na helu, czy nawet majce. Substytucja daje coś bardzo ważnego: stabilizację. Fizyczną i psychiczną. Stabilizację, która pozwala ruszyć do przodu z terapią, czy wrócić do zainteresowań, na których pielęgnowanie mało kto ma siłę w ciągu, nawet jeśli utrzymuje jeszcze pozory normalnego funkcjonowania. To bardzo dużo. Jeżeli alternatywą jest wegetacja i czekanie na śmieciarkę (niedajboze latami), to zależność fizyczna od substancji, która - przynajmniej w moim przypadku - nawet nie znosi głodów (nie mówiąc o „klepaniu” w jakiejkolwiek dawce, czy choćby skutecznym zaleczeniu skręta po helu), jest chyba najmniejszym problemem.
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.