...czyli jak podejść do odstawienia i możliwie zminimalizować jego konsekwencje
ODPOWIEDZ
Posty: 1785 • Strona 117 z 179
  • 2249 / 577 / 0
No to jest wiadome ale oni go jedzą na skręcie z tego co wyczytałem. i Się zastanawiam w jakim celu ?
  • 559 / 125 / 0
Nie na skręcie, ale po. A te dodatkowe 2 dni to może akurat będą jak znalazł żeby jebnąć się w ten pusty łeb? :)
  • 141 / 22 / 0
Nie na skręcie tylko jak już skręt zejdzie.
O ile rano razem z antydepresantem zjesz sobie te 25mg to faktycznie przez resztę dnia jesteś mniej zciśnieniowany, nawet o wiele mniej.
Żeby się naćpać musisz ominąć dwa dni brania naltreksonu, przez te dwa dni jakieś tam 'opamietanie' na ciebie najdzie i zjesz swoje pół tabsa.
Nie wiem ile się da ciągnąć w ten sposób, czy ile potrzeba w ten sposób ciągnąć, także tego ci nie powiem

Dopóki masz to w sobie to żadne opio cię nie poklepie, a nawet będziesz mieć problem
  • 20 / 13 / 0
Jeśli chodzi o pustkę po odstawieniu opiatów, o której pisał ktoś parę stron temu, to rady typu „zacznij biegać”, „poczytaj książkę”, czy „wyznacz sobie jakieś cele” nic z reguły nie dają, są to puste słowa. Jak puste i pełne sztampy, wie każdy, kto opiaty odstawiał, i nie tylko je.

Z reguły po zrealizowaniu tych rad przychodzi automatyczne pytanie „i co?” I nic. Nic się nie dzieje, widzimy, jak małe i śmieszne są te nasze osiągnięcia, porównując do tego, co osiągają inni, którzy nie przetrawili tylu lat w nałogu. Widzimy w jakiej norze jesteśmy, ile trzeba naprawiać, wysilać się, pracować, nadrabiać. To strasznie dołujące. Perspektywa nieustannej harówy w tym wariatkowie, jakim jest świat, bez chwili wytchnienia. Obrzydza nas to zresztą, bo przecież z tego właśnie wariatkowa w ćpanie uciekliśmy.

Siłą rzeczy wracamy wiec do jedynego zajęcia, w którym jesteśmy naprawdę dobrzy - do grzania. Tutaj bowiem czujemy się ekspertami i coś w ogóle znaczymy.

Zawsze uważałem za kompletnie puste słowa, to, co mówią terapeuci - że picie i ćpanie to choroby duszy. Ale później doszedłem do wniosku, że trochę tak jest, przeanalizujcie to sobie. Ćpanie jest jakby protezą życia duchowego. Duchowość jest bowiem jednym z atrybutów homo sapiens sapiens, odsyłam do publikacji naukowych z zakresu antropologii kultury. Jako ludzie potrzebujemy po prostu głębokich, wewnętrznych przeżyć. A my, narkomani, znaleźliśmy sobie najszybszy sposób na znajdywanie tych przeżyć. To stad bierze się pustka po odstawieniu dragów. Jazda na rowerze, układanie pasjansa i origami guzik tutaj pomogą.

Ja znalazłem oparcie w religii. Nie zdradzę Wam jakiej, ale polecam to podejście . Zależnie od predyspozycji i przekonań, niech u kogoś innego będzie to będzie kółko różańcowe, kościół zielonoświątkowców, buddyzm, ewangelicy, kalwini, rodzimowierstwo, szamanizm, co tylko chcecie. To jest dobry sposób na zapewnienie sobie głębokich wewnętrznych przeżyć bez dragów. Jako homo sapiens sapiens sferę duchową tak czy tak posiadamy. I ta sfera się prędzej czy później upomni, żeby ją czymś zapełnić.

Pozdawiam serdecznie.
  • 358 / 73 / 0
Te małe osiągnięcia są tym mniejsze im większe mamy ambicje/ego. Ja próbując stawiać małe kroczki przy odstawce staram się okłamywać jakoś mózg, że to przejściowe, że w porównaniu do nic nie robienia to i tak dużo... (a przecież ćpanie to też okłamywanie samego siebie).
I tak przemyślając to od każdej strony - zawsze przychodzi moment, kiedy trzeba się skonfrontować z rzeczywistością i tutaj zawsze jest ściana, mur, przeszkoda i odpowiedź na pytanie "dlaczego ja właściwie ćpam?". I od razu mam odpowiedź. Kiedy ktoś mnie zawodzi, kiedy widzę jak wygląda świat, to jak go odbieram i jak bezsilna jestem wobec wielu kwestii w życiu i jak mała jestem, jak bardzo nie wierzę w siebie i siebie nie szanuję - to są jedne ze składowych dla których ćpam i chcę ćpać, jak widzę świat na trzeźwo.
Wracając do tych "małych rzeczy" robionych regularnie - to po co? Po co się męczyć skoro jedno ukłucie i naciśnięcie pompki wystarczy. Wtedy czuję, że mam pod sobą fundament.

Religia to często ucieczka narkomanów. Popadnięcie ze skrajności ćpania w skrajność przekonań, wierzeń. Sama podczas pierwszego detoxu miałam ze sobą stos książek nt. samorozwoju, w których było podkreślane, jak wiele znaczy wiara. Codziennie, po kolejnym dniu bez metadonu, kładłam się i jak mantra odmawiałam święte słowa. To było dla mnie jak medytacja.
I w tej ucieczce w wiarę nie ma nic dziwnego (bo co jak nie wiara nam została?).

U ćpunów to nawrócenie to totalnie sztampowy schemat. O ilu ludziach, zwykłych ćpunach, czy wielkich artystach ( też ćpunach) słyszeliście, że wielce są nawróceni?
Myślę, że o kilku co najmniej.
Nic mnie nie wzmocniło tak jak bycie biednym i na zwale.
  • 2575 / 321 / 0
Mi na szczęście udało się odstawić opio do ZERA ! A jeszcze w lutym myślałem ze za huja nie zejde z opio przez długi czas .. niestety u mnie przyczyna brania opio byla spowodowana chorobą i ranami gleboki klatki piersiowej które powodowaly ból ze nie moglem spać i jakos normalnie funkcjonować ale na szczęście trafilem na środki gdzie rany w ciagu niecalych 6 tygodni tak pięknie zaczely sie goić ze opio juz wgl nie biorę od miesiąca ponad jestem czysty bez zadnego strzału iv itp wiec dla mnie to jest duży sukces ale tez i chcialem zejść z opio bo dłużej tak żyć tez nie chciałem . Także powodzenia w schodzeniu z opio nie jest to łatwe ale trzeba chcieć
  • 2024 / 584 / 0
Uwaga, nie będzie to najbardziej motywujący do rzucania post. Garść wątpliwości i rozpierdolu mentalnego. Ale tak, trzymam się.

Z tymi totalnymi nawróceniami, to imho jest to tak, że desperacko szukasz czegoś do zapełnienia pustki. Niektórym udaje się to zapełnić jakimiś siłami wyższymi, chyba czasem nawet im tego zazdroszczę mimo swojego nastawienia. Inni idą "w ludzi", ale tego nie rozważałam nawet nigdy jako opcji, teraz poza tym ciężko by było. Siłownia to świetny pomysł, bieganie też, sam w sobie na pewno nie zaszkodzi. Co najwyżej będziesz się ganiać po łące z bagietami za brak maseczki albo dostaniesz wezwanie w sprawie uczęszczania na siłownię, mając wyrobioną licencję kadrową w Klubie Przeciągani Liny TM w Pcimiu Dolnym. ;) Tak więc rozumiem ten pęd, niektórzy po prostu zmieniają sobie substancje, ale to nie jest zbyt produktywne, nawet z 'hehe alkoholem'. Poza tym mam limitowaną ilość opcji w tym zakresie, pomijając fakt, że nie chcę z jednego gówna iść w drugie. Niemniej wkurwiają mnie osoby, które uważają, że po trzech tygodniach bez mogą iść w świat i głosić antynarkotykową ewangelię. Sama takiego podejścia nigdy raczej reprezentować nie będę, pewne substancje są ok używane z głową, to ja mam tendencje do uzależnień od nich już na całe życie. Generalnie mało rzeczy mnie teraz nie wkurwia, ale o tym niżej.

Prawdziwe wyzwanie nadchodzi, gdy masz rpw w ręku. I dylemat, bo przecież teraz kody - będzie widać, że niewykupione. I co, akupunkturka do końca życia? Krioterapia? Czy wózek w wieku 30+? A utrzymać się z czego? O, w takim momencie człowiek powinien wpierdalać naltrekson, albo najlepiej mieć go dodanego profilaktycznie do wody w kranie, bo sam to przecież 'przeskoczy' dwa dni tabletki i wystarczy. Podejrzewam, że po tym, co zaobserwowałam z przeskokami opio-bupra-opio, to u mnie i mniej by wystarczyło.

Napiszę to tutaj, bo gdybym z podobnym tokiem myśli wyleciała na NA (nie funkcjonuje, covid, ups, peszek) to zaraz zostałabym zakrzyczana frazesami "uuuu nawrotowe myśli"; "podziel się z nami swoimi uczuciami - ale nie wspominaj o narkotykach!" - kurwa, jak niby?! Czy to jest klub ciekawej książki, czy spotkanie ludzi z problemami?

Przeczołgałam się trochę z naltreksonu, tzn. z tydzień na nim pobyłam na takich podobno mocno blokujących dawkach, potem zaczęłam dawkowanie po 500mcg max/dzień, ze zrobieniem stabilnej solucji do dawkowania też były jaja. W końcu mam 250mcg/1ml r-ru. I czy blokuje? Nie wiem, nie próbowałam się przebijać, od tego 14.02 b.r. nie mam żadnej wpadki. Obecnie nie biorę już naltreksonu, czeka sobie.

Tylko psychicznie, ech.. Fizycznie też dużo się zmieniło na minus. Niby pierdoły, ale sumując - przygniatają. Kondycja skóry, włosów, zębów [!], dopóki byłam w ciągu, to byłam jakoś 'zakonserwowana'. Wzmożona produkcja prolaktyny pokrywała też pewne problemy 'damsko-PCOSowe', które teraz uderzyły niemalże ze zdwojoną, strojoną siłą. Nie czuję się komfortowo w swoim umyśle ani ciele. Jeśli komuś pomoże to spostrzeżenie, to uważajcie na podniesiony poziom agresji (już o tym wspominałam raz, ale nie w kontekście naltreksonu) PO odstawieniu naltreksonu. Odstawiłam, bo stwierdziłam, że po co w sumie mam się teraz blokować skoro nie ma żadnych cięższych akcji. Jest stagnacja.

Teoretycznie mam o wiele wyższy komfort życia, no bo 1) ręce, 2) pieniądze na dragi jak już się skończy przypisana pula 3) problemy z zapadniętymi żyłami 4) stres o ropnie 5) nie żyję wg. zegara w najlepszym wypadku "co 6h". Zaczęłam nawet wracać powoli do książek, na początku czułam się zdebilała niemal całkowicie, czy może nie zdebilała - po prostu rzeczy, które na opio i benzo mnie stresowały, teraz przybrały skalę kosmiczną. A niestety są to proste rzeczy, wręcz podstawowe. Kiepsko zaczynać naukę życia w wieku 25 lat, ale niby lepiej, niż to samo robić w wieku 50. Mam tymczasem praktycznie wrażenie, że ten komfort życia z każdym dniem mi maleje. Może byłoby inaczej, gdybym mogła nie tylko 'odciąć' pewnych ludzi (chociaż teraz w związku z lękami nie udzielam się na socialach żadnych... a telefon do ZUSu to 20 min scenariuszy w głowie, 40 min czekania na linii), ale i zmienić środowisko. Finansowo nie mogę sobie na to pozwolić i wpadam w koło spierdolenia aka pętlę beznadziei. Powinnam włożyć ręce w tyle spraw (i zdrowie, i mieszkanie, i wszystko), że nie wiadomo w co najpierw, a brak postępu w sprawie A blokuje sprawę B, która blokuje sprawę C i tak dalej. Wpieprzyłam i wpieprzę jeszcze sporo pieniędzy w remont mieszkania, a z każdą naprawioną sprawą odkrywa się dwie spierdolone - i to nie w kwestiach estetycznych typu malowanie ścian czy progi - tylko absolutnie esencjalnych, które działały przez te lata na "jakoś to będzie/nie zwracam uwagi/nie przeszkadza mi". Okna, meble, elektryka, długo by gadać. Co mogę, robię sama, no ale...

Przykre będzie to, co teraz napiszę, ale jak będąc uzależnioną wstawałam z łóżka, to wiedziałam chociaż, że zaraz poczuję się 'lepiej'.
To był mój cały sens wstania z łóżka. A jaka siła napędowa! No bo przecież TRZEBA.
Jednak jako uzależniona funkcjonowałam nieporównywalnie lepiej, niż teraz. Teraz potrzebuję mieć ciągle doczepione 'boczne kółka' jako asekurację, a i tak poruszam się na rowerku spierdolenia z prędkością żółwią, podczas gdy jako uzależniona śmigałam może nie szosą, ale z przyzwoitą prędkością przez życie, co jakiś czas upadek na ryj się oczywiście przydarzał - po którym można było jechać dalej. Ze znieczuleniem! Że pozwolę sobie na taką metaforę.

Jeszcze jedna uwaga do okresu post-detoksowego. Wtedy naltreksonu nie brałam, więc nie miał szans blokować, eksperymenty z naltreksonem zaczęły się po wielkim 'zawodzie' na alkoholu. Muszę nadmienić, że nigdy nie miałam ciągot do alkoholu per se (kombinacje benzo+opio+procenty dla synergii to coś zupełnie innego), upita byłam może raz w zyciu (śliwowica litewska...) poza tym po detoksie po prostu przestał na mnie działać w oczekiwany sposób i nie mogę tego zwalić na mocną głowę, gdy pęka 0.7l Bacardi na wieczornej samotnej posiadówie, a czuję tylko lekko podwyższone ciśnienie i leciutki rausz w głowie, motoryka ok, osoby które mnie widziały potwierdziły. Więc to nie subiektywne. Nie, wtedy jeszcze nie brałam 'ciągiem' ani 'z doskoku' naltreksonu, więc to nie kwestia blokowania, powtarzam. A tymczasem... Z kilkanaście butelek wina, kilka butli Bacardi (37.5%) i kilka wódki też pękło podczas okresu, nie mogłam się upić, desperacko próbowałam choć na chwilę stępić sobie świadomość. Wszystko to w okresie, bo ja wiem, 1.5 miesiąca? Gdzie wcześniej (będąc w teoretycznie synergicznym uzależnieniu) kupowałam może 2-3 butelki wina/rumu białego na ROK, piwa nie pijam poza porterem jakimś raz czy dwa na pół roku. Totalne odbicie alkoholowe, o tyle gorsze, że nic nie dawało. Kaca też nie, a na pewno nie kaca-mordercy. Dla walorów smakowych to mogę sobie zrobić półwytrawny sok winogronowy.

Tak, libido wróciło do normy, ale u mnie ciężko ocenić z wiadomych powodów. Poza tym, na opio - szczególnie morfinie - też nie miałam problemu. Plus wtedy sama aranżowałam sytuacje, w których do 'zużycia' tego libido dochodziło, teraz boję się nos wyściubić z pokoju albo z kimś pogadać. A gdzie dopiero... ech.

Nie, nie miałam okresu 'ooo jakie ładne drzewa, jaka ładna natura, jaki piękny świat, no kocham ludzi i wszystkich!' - u mnie to chyba niemożliwe. ;) Ale abstrahując od tego, wiadomo, o co chodzi. Tak, była ulga, że nie odmierzam sobie czasu natężeniem głodu narkotykowego. Do spacerów i wysiłku się zmuszałam, no bo halo, endorfiny. Owszem, bardziej zauważałam zmiany pogody - może po prostu dlatego, że zaczęło mi być zimno i już nie latałam w t-shircie i cienkiej kurteczce. Z kilka razy zatrzymałam się w parku, by usiąść sobie na ławce. Ale żadnego nawrócenia w stronę wspaniałej natury i spędzania czasu na jej łonie nie było. Już prędzej byłoby nawrócenie w stronę siłowni, bo danie sobie wycisku to też pewna forma ukarania się, ale... no ale... teraz to na siłowni są naloty psiarskie, a nie treningi.

W skrócie - cholernie zły moment wybrałam sobie na wyjście z opio, gdzie potencjalnie mogłaby mi naprawdę dupa odżyć, mogłabym sobie poukładać nieźle pewne sprawy gdybym... szybciej stąd uciekła, szybciej dorosła do tej decyzji, odłożyła więcej pieniędzy, mogła jak człowiek pójść na basen/siłownię i w coś się wkręcić, no i nie miała pewnych komplikacji hormonalnych, które teraz jeszcze się uwydatniły.

Przez cały czas pisania tego posta tłucze mi się w głowie pewien cytat:
"Pamiętam taką scenę z filmu Hazardzista: główny bohater przegrywa wszystko, cud, że nie trafia do więzienia. Siedzi u psychoterapeuty i tamten go pyta:
– Załóżmy, że kiedy pan grał, pańskie życie było stuprocentowe. Na ile procent oceniałby pan
je bez grania?
Bohater zastanawia się bardzo długo i w końcu odpowiada:
– Na dwadzieścia.
– I co? – pyta psychoterapeuta. – I da pan radę do końca żyć na dwudziestu procentach?
"
You wouldn't? Yes you would. You would lie, cheat, inform on your friends, steal, do *anything*
to satisfy total need. Because you would be in a state of total sickness, total possession, and not in a position to act in any other way.
  • 20 / 13 / 0
Trafny cytat z filmu, dobrze obrazuje nasze myślenie po odstawce.

Przyjąłem następujące założenie. Wszystko co wymyśla mój przećpany umysł to kłamstwo. Prawie wszystkie wyobrażenia na temat siebie, przyszłości, przeszłości, tego, co myślą o mnie inni, to po prostu bzdury. 90 procent z tych poglądów jest nieprawdziwych, 10 procent - przeinaczonych. Umysł zrobi wszystko, żeby mnie zwieść, okrężnymi drogami zaprowadzić z powrotem do zaćpania. Słowem, umysł to wróg.

Terapeuci zawsze tak mówią - Proszę Pana, proszę przeżywać swoje emocje, nie tłumić ich! Po próbach i błędach wybrałem drogę środka - ani nie tłumić, ani nie przeżywać. Po prostu pozwolić im być i obserwować je z boku, następnie patrzeć, jak odchodzą. Muszę zaakceptować ich obecność, nic na to nie poradzę, że jest złość, przygnębienie, jednak traktuję to, jako nietrwałe stany umysłu, iluzje. To samo zresztą dotyczy pozytywnych stanów emocjonalnych - radości, zadowolenia itp. Fajnie ze są, ale generalnie staram się ustawiać do nich z pozycji obserwatora. Bo przecież kiedyś przeminą, jeśli się do nich wcześniej przywiążę, to pojawi się smutek, ze już ich nie ma. Jedyną wartość przywiązuje do absolutnego spokoju umysłu i... zobaczyłem światło w tunelu. Są takie chwile, ze w tym spokoju odnajduję błogość. O wiele szczerze mówiąc lepszą, niż wtedy, kiedy ćpam. To motywuje mnie do dalszej pracy w tym kierunku.

Jamedris, zolpi i inni dotknięci tym cholerstwem. Oby każdy z nas znalazł swoją drogę do wyjścia. Ja Wam bardzo gorąco kibicuję! Z zainteresowaniem będę czytał o Waszych postępach. Jamedris, kiedy czytałem Twoje posty w wątku o fencie, to aż mnie ciarki przechodziły. Wspaniałe, że udało Ci się podjąć decyzję.
  • 3901 / 559 / 0
od nawróconego ćpuna gorszy jest tylko martwy ćpun
  • 141 / 22 / 0
NA działa!!! Przez zooma.
Da się, jakbyśmy na prawdę chciały to by były morskie opowieści puszczane każdego dnia.

Ja ciągnę, czuję się jak zaprzęgnięty do pługa muł ale ciągnę, wpieprzam tabsy, prozac + naltrexon 25 mg + olej CBD i ciągnę.

Jest chujowo, ale spójrzmy prawdzie w oczy, jak ma być inaczej niż chujowo? Można to przetrwać lub nie, takie są możliwości.
ODPOWIEDZ
Posty: 1785 • Strona 117 z 179
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.