Co to jest? metylofenidat czy co?
5 dni to juz niezle, gratulacje. Ale mowisz o opio? Czy o predze bo juz nie wiem?
Za kilka dni juz powinienes lepiej się czuć. Znam ten stan, wczoraj czulem dokladnie to samo...
Jak podejść do zejścia?
EDIT
Jestem też na kwetapinie, lamotryginie, baclofenie i paroksetynie
@Sawant brałem w ubiegłym roku AL-LAD i LSD. Trochę uwierało mnie momentami nie samo uzależnienie, ale to co uwiera mnie też w codziennym życiu i pcha do nałogu. Nazywam to uwieraniem, bo do BT jeszcze daleko i tripy były całkiem udane. Kwestia jaką ktoś ma sytuację w życiu, u mnie dramatu nie ma, więc dramatów na tripie też nie było.
Gdybym się uparł to wytrzymałbym codzienność na trzeźwo, ale prościej jednak jest jeść tramadol.
29 grudnia 2020wildwolf pisze: kurwa masz rozpiskę na początku wątku, prosz mordo
Od czego zacząć? A no od tego, że znalazłem się "nagle" (czyli obudziłem się z ręką w nocniku przy okazji pierwszego małego skręta, już dawno temu) w kilkumiesięcznym ciągu kodeinowym, dzień w dzień - dawki jednorazowe w okolicach 800mg, dzienne do 1,2g. Przy czym tolerancja już zdecydowanie wyleciała w górę, bo 50-60 tabletek Thiocodinu (jednorazowo) przez ostatnie pół roku były ledwie odczuwalne. Jak to mówią, it just scratched the itch. W ogóle przez ostatnie miesiące wiecznie byłem niedogrzany niezależnie od tego ile opakowań zeżarłem. Co prawda główny, ten codzienny ciąg, trwał od bodaj pół roku, to na wspomnianych wyżej dawkach leciałem już z półtorej. A że nie miałem dostępu do cięższych rzeczy, bo w zasadzie w dobrym środowisku się obracałem, kontynuując tylko swój nałóg potajemnie, to na kodeinie głównie skupiało się moje ćpuńskie życie. Mój staż jako nałogowca to około trzy lata grzania - lata temu co prawda eksperymentowałem z kodeiną, DXM, THC, ale nigdy w ciągach, z przerwami pomiędzy dawkami po parę tygodni czy nawet miesięcy. I dopiero później, w wieku 25 lat tak naprawdę zaczął się mój trwający już trzy lata nałóg, gdzie początkowo brałem co-nty-dzień, a od dłuższego czasu dzień po dniu. Zaznaczę, że wyłącznie kodeinę. Nawet alkoholu nie piję.
Zastanawiając się nad tym dlaczego znalazłem się w tej sytuacji nie znalazłem dobrej odpowiedzi. Znudzenie? Bo po prostu dobrze się po tym czułem? Chęć odpoczynku po cięższym dniu w pracy? Pewnie wszystkiego po troszkę, chociaż wydaje mi się, że najzwyczajniej w świecie polubiłem ten stan. Większych problemów w życiu nie miałem.
Żyjąc w dużych miastach bardzo łatwo kontynuować ten nałóg. Aptek wiele, można przecież chodzić do różnych przez dłuższy czas i jest git, prawda?Przy moich dawkach pomimo ogromnej ich (aptek) ilości w mieście, w tych w promieniu 7km od mojego mieszkania stałem się regularsem. Panie farmaceutki witały mnie uśmiechem o godzinach nieznacznie różniących się tylko od godzin otwarcia. Zawsze byłem uprzejmy, schludnie ubrany. Tyle dobrze, że pracę od lat miałem dobrą - na kodeinę przeznaczałem miesięcznie pomiędzy 2000-2500zł. Myślałem, że mniej, ale specjalnie sprawdziłem wyciągi z banku. Nawet więcej wliczając przejazdy Uberem czy Boltem w bardziej odległe części miasta. Wracając do aptek, czasami aż mi już głupio było jak po przywitaniu Pani w okienku pytała czy dziesięć czy szesnaście. I znowu twarz czerwona jak maki pod Monte Cassino. Oczywiście były też apteki, w których po jakimś czasie słyszałem za każdym razem, że niestety już się thiocodin skończył, a żadnych innych leków na suchy kaszel, no niestety, nie posiadają. Częste pytania, czy aby nie za dużo tego wszystkiego w innych aptekach. A w jeszcze innych wymowne spojrzenia i milcząca akceptacja.
Zaskakująco nigdy nikt nie był dla mnie bardzo niemiły, nie odczuwałem też zbytniej pogardy. Zwyczajnie często mi było wstyd, bo wiedziałem jak to z ich perspektywy wygląda. I z mojej zresztą też.
Zdarzały się też wyjazdy w inne miasta, dwudniowy obchód po większości aptek w tychże, oraz powrót do domu z zapasami na najbliższy tydzień, żeby odciążyć nieco miejscowy street cred, żeby panie mogły odpocząć od mojej twarzy przez chwilkę.
Ostatnie miesiące mojego życia to codzienne wstawanie (oczywiście po pobudce nie następowało żadne śniadanie, bo tym były tabletki zapijane sokiem pomarańczowym), lot po aptekach z dzielnicy znajdującej się w obecnej rotacji (prowadziłem notatki na temat tego w jaki dzień i w której aptece byłem, ba nawet wyznaczałem na duckduckgo mapach trasy zapewniające najkrótszą wycieczkę po kilku punktach), potem osiem godzin programowania, w międzyczasie Uber Eats na obiad, a po pracy znowu na szybko do aptek po doładowanie na wieczór. Wieczorem zazwyczaj się uczyłem nowych rzeczy do pracy, tak to już bywa kiedy hobby pokrywa się z robotą. Albo oglądnąłem jakiś film, względnie czytałem książkę.
I tak leciało mi życie. Bez większych zainteresowań. Bez ambicji. Bez celu. Nie wiem co się stało, nie wiem kim się stałem. Nie poznaję już człowieka, którym kiedyś byłem. I parę dni przed świętami, z dnia na dzień po prostu przestałem. Umówiłem się na konsultację z psychiatrą, opowiedziałem mu swoją historię - na samo odstawienie dostałem parę leków - lorafen, chlorprothixen i parę innych, już nie na receptę. W zasadzie tragicznie było tylko przez pierwsze trzy dni - standardowe objawy poruszane już w tym wątku tyleż razy. Najbardziej przeszkadzało mi chyba pocenie się - do tego stopnia, że przez te dni dłonie miałem wiecznie jakby wyciągnięte z gorącej, godzinnej kąpieli. Pomarszczone w sensie. Nie wspominając o zmianie ubrania co parę godzin. Na biegunkę pomagał loperamid, uspokajał lorafen, chlorprothixen pomagał zasnąć.
Po trzech dniach zaczęło się lepiej, choć dalej miewam naprzemienne zimne dreszcze i zlewam się potem po wypiciu kawy. Po pięciu dniach przepisanych przez psychiatrę leków już nie brałem. Jelita zaczęły normalniej pracować. A dziś po raz pierwszy od odstawienia mam dobry humor. Przyznałem się do swojej sytuacji paru osobom, jestem w kontakcie z psychiatrą. Mam wsparcie. Bardzo szczęśliwie nie rozwaliłem sobie bebechów - tu i ówdzie wyniki odbiegają od normy, ale nic strasznego (głównie lekka proteinuria i nieco zbyt kwaśne ph moczu dla zainteresowanych). Kończę tym pozytywnym akcentem, trzymajcie za mnie kciuki. A ja będę trzymał za Was.
No tak, kodeina to nie fentanyle, które po odstawieniu śniły się miesiącami.
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.