Dział poświęcony wpływowi substancji psychoaktywnych na działalność człowieka.
ODPOWIEDZ
Posty: 3455 • Strona 251 z 346
  • 559 / 68 / 0
Topi się w popołudniowym słońcu bruk na ulicy Grottgera. Przechodzę obok gorejących kamienic, których zdewastowane fasady, niszczejąc, ukazują przechodniom stary, jeszcze niemiecki tynk i niemieckie na nim napisy: "R.G. Leuch". O ile pod wpływem fenyloetyloamin teksturowość tych fasad miałaby "tysiące linii papilarnych", teraz to wszystko zlewa się, rozlewa. Ile farb, i ile kolorów! Zderzają się niedostępny mi świat przeszklonych biurowców i zagrożone zawaleniem osiemnastowieczne rudery. Jestem na III plateau dekstrometorfanu. (...)

W swoim pokoju już człapię zniewieściale lub jak porażony (czym? przez co? - nie wiem, tak nasunęło mi się na myśl), zapętlając swoje działania. Co podnoszę, to upuszczam, i tak w kółko. Oprócz tego ścielę jeszcze sobie łóżko do wygodnego podróżowania.

Do domu wchodzi mama.

- Piłeś? - pyta.
- Nie! Ćpałem! To... eter z dekstrometorfanem... leki! - odpowiadam.

Żadnego eteru nie było (marzenie...). Posłużyłem się nim tylko dlatego, że eksperiencję określałem w tamtym momencie "duchową", "eteryczną", poza tym eter dla kobiety z rocznika '62 jest na pewno bardziej znany, niż nasz millenialski DXM.

- Ty jesteś zamroczony... Zjesz pierożki? - zagaiła zupełnie spokojnie.
- Tak. A mogę tutaj usiąść?

Ona, zazwyczaj agresywna słownie, apodyktyczna i zaburzona osobowościowo, teraz potulna jak baranek. Z myślą o trosce i opiece nad intoksykowanym synem. Ja, zazwyczaj agresywny słownie, narcystyczny, zaburzony osobowościowo, teraz grzeczny, potulny jak baranek.

Praktycznie przekonałem matkę o obecności w naszym domu duchów - dusz zmarłych kolejno w 2015, 1999, 1994, 1990, 1954 babci Ireny, dziadka Antoniego, prababci Weroniki, pradziadka Stanisława i brata Ireny Henryka. Wspólnie płacząc, wznosiłem ręce i wykonywałem bliżej niezidentyfikowane ruchy, mające mieć charakter rytualny. Całość określiłem "zmarłych obcowaniem". 11 września.

Wielokrotnie powtarzałem matce, że ją kocham, jednocześnie płacząc i całując ją po stopach.
11 sierpnia 2020CATCHaFALL pisze:
Ty kurwo już sklej tą pizdę tak samo, bo ani to śmieszne, ani żałosne w twoim wykonaniu.
  • 1507 / 217 / 0
To będzie bardzo krótka anegdota. I smutna, a jednak w jakiś sposób wesoła, jeśli chodzi o wykiwanie pożyczkodawcy.

Mój bardzo dobry kumpel , nazwijmy go Marek, wjebał się przed laty w speeda, a następnie jakieś eufokryształy. W pewnym momencie jebnął studia i całe dnie spędzał poza domem sępiąc hajs albo "na łapę", albo grając z innymi osobami na ulicy. Kiedyś, gdy w zimie brakowało mu kasy na dragi, wziął pożyczkę w Providencie. Oczywiście nie miał jak jej spłacić i zaczęli do niego do domu przyjeżdżać windykatorzy. Pamiętam, że któregoś dnia, gdy już zrobiło się ciemno na zewnątrz, przyszliśmy jakąś małą ekipą do niego do domu, bo uznał, że tylko napasę babkę, która była babcią leżącą. Dał jej jakieś jedzenie, jebnęliśmy kryształem po nochalach i wymykamy się z chaty. W tym momencie jego matka otwiera okno na piętrze i zaczyna się drzeć w stylu "A tylko mi spróbuj skurwysynu naćpany wrócić do domu!".

Żeby tego było mało, drogę zajeżdża nam jakiś typ, wysiada szybko z auta i wrzeszczy, że on z Providenta w sprawie spłaty. Marek jebnął mu na odchodne coś typu "Nie mam teraz czasu, mleko na gazie, panie, mleko!" i gość, taki ok. 50-tki, zrezygnował. Może dlatego, że było nas tam ok. 5 osób, więc gdyby każdy się na niego zasadził z powodu zawracania nam dupy, to prawdopodobnie przegrałby tę walkę.

Zaczęliśmy iść w stronę wyjścia z uliczki, a matka kumpla dalej swoje z okna: "Nie wpuszczę Cię do domu naćpanego, skurwysynu Ty!", etc. Po drodze jeszcze żartowaliśmy z tego Providenta i wymyślaliśmy, jakby tego uniknąć. Pojechaliśmy na miasto - bary, najebka, doćpanie, powrót nad ranem, itp., itd.

Kilka dni później Marek powiedział, że spłacił jakąś tam ratę z tego Providenta, bo matka mu jednak dała hajs i zaznaczyła, że ma iść do roboty, by oddać i jej, i Providentowi. Chwile później też zaczął strzelać tym szajsem po kablach, a że nie potrafiłby tego sam zrobić i brzydził się krwi i iniekcji, to robił mu to nikomu nieznany z imienia i nazwiska Gacek, który za chwilę też zniknął bez śladu i nigdy więcej nikt go nie widział.

A stało się tak dlatego, że po pewnej takiej iniekcji tego nawozu, tej trutki, kumpel nie miał gdzie przekimać, a że była już wiosna i stosunkowo ciepło, to poszedł do otwieranego kartą bankomatu przy oddziale jakiegoś ING z tego, co pamiętam, w środku miasta i tam niestety zmarł. Znaleziono go martwego po ok. 8-10 h od zdarzenia. Gacek, dowiedziawszy się o aferze (każdy, ale to KAŻDY - od kwiaciarek i kelnerów po meneli i ludzi z "ekipy"- znał Marka jako takiego wesołego pancura, który ze wszystkiego i każdego sobie żartował i każdego uwielbiał, całował po głowie i twarzy, itp.), spierdolił chuj wie gdzie.

Ostatecznie Marek zrobił w chuja Providenta, bo zmarł, zanim spłacił pożyczkę.

------------------------

Another one today. Niechaj się sypią, leją anegdoty! Trochę dłuższa i złożona.

Cofnęłam się do wspomnień z roku ok. 2008 i przypomniałam sobie, jak to moja własna matka dojebała mi srogim mindfuckiem.

Zawsze byłam zbuntowana, więc gdy w gimbazie zaprzyjaźniłam się z kilkoma osobami, które słuchały muzyki okołorockowej, punkrockowej i metalowej, zaczęliśmy też próbować typowych, stereotypowych dla takich subkultur aktywności, jaką było np. picie taniego wina na terenie starej fabryki samochodów. Rok później jarałam pierwszy raz zielsko, ale nie o tym historia. W którąś kwietniową lub majową sobotę ustawiłam się z kolegami i koleżanką i poszliśmy walić prytę na tę fabrykę. Tego dnia bolało mnie gardło, więc zaczęłam jojczyć o tym mamie, która dała mi Cholinex. Dostałam jednego cukierka do ryja i kilka w blistrze, który schowałam do kieszeni kurtki.

Nikt by nam nie sprzedał wtedy pewnie nawet piwa (nie próbowaliśmy się porażać i prosić), więc poprosiliśmy jakiegoś żula o kupno kilku prycioszek w zamian za resztę z 2 dyszek i papieroska. Zgodził się i za chwilę przyniósł nam kilka winek. Poszliśmy na wspomnianą fabrykę i daliśmy w palnik. Wcześniej w życiu wypiłam chyba tylko jedną Perłę Mocną i co jakiś czas takie tanie wino w towarzystwie innych ok. 5 osób szło w obieg, więc teoretycznie doświadczenie z alkoholem zerowe. Nie powiem, mając ze 3 wina na, powiedzmy, 5-6 osób, nie podjebaliśmy się tym czymś, bo podjebaliśmy się.

Jeden z kolegów był później umówiony gdzieś na mieście, więc uznaliśmy, że skoro już mamy w czubie, to odprowadzimy go na przystanek. Po drodze część się rozeszła do domów, część niby gdzieś dalej pić (ta, jasne xD), więc zostałam ja, kolega i koleżanka. Odprowadziłyśmy tego jednego na przystanek i siedzieliśmy sami na przystanku, czekając na coś, co go zawiezie w dane miejsce. Znowu rozbolało mnie gardło, więc sięgnęłam do kiermana po Cholinex, który dała mi mama. Wyjęłam blister, wycisnęłam z niego tabletkę i chciałam włożyć sobie do gęby, ale nie trafiłam i gdzieś spadła. Schyliłam się po nią, ale nigdzie nie zauważyłam, więc wzięłam drugą i schowałam blister z powrotem do kieszeni.

Przyjechał autobus, kolega pojechał, gdzie miał jechać, my z koleżanką poszłyśmy na jedno piwo na pół, które kitrała cały czas w torbie. Po tym mixie tanich win i ciepłego piwa, miałam dość, stwierdziłam, że jestem najebana i idę do domu. Tak też zrobiłam, rozstałyśmy się na moście dzielącym nasze osiedla i każda poszła do siebie.

Gdy byłam już w bloku, uznałam, że nie będę szukać klucza, tylko otworzy mi matka lub siostra. Otworzyła ta pierwsza. Na pewno zauważyła, że byłam napierdolona, ale - jak to ona - uznała, że na razie odpuści, a czas na zemstę sam da o sobie znać, że nadszedł. Wcale długo nie czekała. Zapytała, czy będę jadła obiad. Dla świętego spokoju powiedziałam, że tak, żeby nie pytała “A dlaczego nie?” czy coś w tym stylu. Dała mi szamę i usiadła naprzeciwko. Pamiętam, że wisiałam nad tym talerzem i jadłam to, a tego wcale nie ubywało. Mogę się założyć, że słyszałam jej chichot nad sobą, chylącą się z jednym otwartym okiem nad talerzem.

W pewnym momencie moja mama powiedziała, że zaraz wróci i wyszła do przedpokoju. Przez chwilę jej nie było, a gdy wróciła, położyła mi na stole tabletkę Cholinexu i powiedziała “Zobacz, kto do Ciebie przyszedł!”. Popatrzyłam przerażona na nią i na Cholinex i zapytałam krótko i zwięźle “Co?”. Mama kontynuowała: “Poszłam do przedpokoju i usłyszałam pukanie do drzwi. Otwieram, a tam nikogo nie ma. Zamknęłam drzwi, ale na szafce z butami coś się wierci i szeleści. Patrzę, a to Cholinex! Powiedział mi, że do Ciebie przyszedł!”.

No czegoś takiego się nie spodziewałam. Totalny mindfuck, jaki mi zafundowała, który wydawał mi się wtedy logiczny i prawdziwy sprawił, że przetrzeźwiałam. Powiedziałam, że już nie będę jednak jeść i idę do siebie. Poszłam i przez dobre 2 h leżałam i patrzyłam się w sufit/ścianę i myślałam nad tym, jak ten Cholinex do mnie przyszedł i jak zapytał o mnie tak, że ja tego nie słyszałam. Pisali do mnie wtedy znajomi, z którymi się niedawno widziałam, ale wstydziłam się im o tym powiedzieć. Chwilę później jeszcze matka wygnała mnie na jakieś zakupy, więc już kompletnie wytrzeźwiałam, ale nadal nie wiedziałam, co tak naprawdę się stało. Rozwiązanie przyszło z czasem i do tej pory jest tylko domysłem, bo nigdy nie poruszyłam z mamą tematu.

Otóż po wyjęciu tabletki z blistra, nie trafiłam do gęby. Gdy odpadła mi od ryja, spadła na kurtkę, dlatego nie mogłam znaleźć jej pod nogami i ławką, na której siedzieliśmy. Gdy się zgięłam, by jej poszukać, tylko bardziej przykleiłam ją do kurtki tak, że trzymała się na niej gdzieś, dopóki nie przyszłam do domu i nie odwiesiłam odzieży na wieszak. Gdy moja mama poszła na chwilę do przedpokoju, którym przechodziła z kuchni do swojego pokoju, zauważyła obok szafki z butami leżącą tabletkę lub wiszącą jeszcze na mojej kurtce (moja mama zawsze lubowała się w oglądaniu moich ubrań po różnych melanżach i próbach “dociekania” co ze sobą i ubraniami robiłam i udowadniania mi, że się upodliłam) i uznała, że dojebie mojemu pijanemu, nastoletniemu umysłowi taką historią, bo na pewno kupię ją w tym stanie.

*kurtyna*

Scalono. taurinnn
"My addiction is based on my shame and sorrow"
"Uuuuh, yea-e-yeah!" ~ Robert Plant
Pisząc na hexankova@yahoo.com, masz pewność, że odczytam wiadomość/odpiszę.
  • 3345 / 512 / 0
12 września 2019Baltimore pisze:
Topi się w popołudniowym słońcu bruk na ulicy Grottgera. Przechodzę obok gorejących kamienic, których zdewastowane fasady, niszczejąc, ukazują przechodniom stary, jeszcze niemiecki tynk i niemieckie na nim napisy: "R.G. Leuch". O ile pod wpływem fenyloetyloamin teksturowość tych fasad miałaby "tysiące linii papilarnych", teraz to wszystko zlewa się, rozlewa. Ile farb, i ile kolorów! Zderzają się niedostępny mi świat przeszklonych biurowców i zagrożone zawaleniem osiemnastowieczne rudery. Jestem na III plateau dekstrometorfanu. (...)

W swoim pokoju już człapię zniewieściale lub jak porażony (czym? przez co? - nie wiem, tak nasunęło mi się na myśl), zapętlając swoje działania. Co podnoszę, to upuszczam, i tak w kółko. Oprócz tego ścielę jeszcze sobie łóżko do wygodnego podróżowania.

Do domu wchodzi mama.

- Piłeś? - pyta.
- Nie! Ćpałem! To... eter z dekstrometorfanem... leki! - odpowiadam.

Żadnego eteru nie było (marzenie...). Posłużyłem się nim tylko dlatego, że eksperiencję określałem w tamtym momencie "duchową", "eteryczną", poza tym eter dla kobiety z rocznika '62 jest na pewno bardziej znany, niż nasz millenialski DXM.

- Ty jesteś zamroczony... Zjesz pierożki? - zagaiła zupełnie spokojnie.
- Tak. A mogę tutaj usiąść?

Ona, zazwyczaj agresywna słownie, apodyktyczna i zaburzona osobowościowo, teraz potulna jak baranek. Z myślą o trosce i opiece nad intoksykowanym synem. Ja, zazwyczaj agresywny słownie, narcystyczny, zaburzony osobowościowo, teraz grzeczny, potulny jak baranek.

Praktycznie przekonałem matkę o obecności w naszym domu duchów - dusz zmarłych kolejno w 2015, 1999, 1994, 1990, 1954 babci Ireny, dziadka Antoniego, prababci Weroniki, pradziadka Stanisława i brata Ireny Henryka. Wspólnie płacząc, wznosiłem ręce i wykonywałem bliżej niezidentyfikowane ruchy, mające mieć charakter rytualny. Całość określiłem "zmarłych obcowaniem". 11 września.

Wielokrotnie powtarzałem matce, że ją kocham, jednocześnie płacząc i całując ją po stopach.
Mame ma sie tylko jedna niewazne jaka jest z tego co piszesz widze ze masz do niej szacunek. I dobrze.
"Ty mi powiesz nie rób nic: ja Ci powiem i tak już wiele zrobiłeś."
  • 2916 / 795 / 5
Ale głęboki tekst xD I nie prawda, bo można mieć dwie albo i trzy matki i do tego wszystkie pokroju Fritzla.

To alkoholowo-mamowa anegdotka ode mnie.
Lat chyba 13 albo i mniej. Załatwiliśmy skądś butelkę absolwenta żurawinowego i dawaj picie u kumpla. Środek dnia, słońce świeci, a my napierdoleni przewracamy się po pokojach. Ktoś rzyga, ktoś zgonuje, jeszcze inny ktoś przynosi browary i wino. I dawaj picie u kumpla. W pewnym momencie wjazd na chatę robi jego sąsiadka (pod 40 lat wtedy) i odwala borutę no to jebs ją na ścianę i wypierdalamy. Pamiętam jak szedłem do domu i były pod blokiem trzy schodki.
Pierwszy schodek: bleeeeeeeeeee rzyg.
Drugi schodek: uaaaa rzyg.
Trzeci schodek: leeeee rzyg.
I tak na czerwono i wesoło obrzygany wbijam na chatę, a tam w salonie matka z goścmi xD
Wbija do przedpokoju, a ja napierdolony:
- Siea szyszedłem...
- Ty najebany jesteś?
- Nooo...
- Ty skurwysynu jebany taki sam jak twój ojciec pierdolony blablabla
- Ssssspierdalaj...
Kulturalnie wtaczając się do pokoju i nie słysząc już tego pierdolenia ległem obrzygany w łóżku. Jeszcze brat z kolegą oglądali pornosy na jakiejś chujowej stronce to im lepszą poleciłem, zastrzegłem sobie prawo do korzystania z kompa kiedy oni skończą i zasnąłem spokojnym snem sprawiedliwego.
Narkotyki są dla przegranych
  • 62 / 14 / 0
Mikro anegdotka z dzisiejszej nocy. Poszedłem spać dosyć wcześnie (22:22) i spałem do ok. 8 rano. Mam wrażenie, że przez całą tą noc miałem jeden sen (obiektywnie nie wiem jak długo on trwał może 2 minuty - subiektywnie cała noc). Był dziwny i o ćpaniu. Często w moich snach pojawiają się postacie "podmienione" np. mój wujek wygąda jak zupełnie inna osoba (której nie znam) ale we śnie to mój wujek i cześć. No i szedłem sobie z moim wujkiem (mąż ciotki) chyba leśną drogą i on poszedł się odlać w krzaki. Zawołał mnie "patrz co znalazłem" a tam worek (samarka) wypełniony po brzegi "koksem". Mówię "oooo panie, strach testować takie rzeczy w erze RC, fentów itp" ale wujek mnie przekonał, że luz %-D Pamiętam, że powąchałem i pachniał chrzanem i po próbce mi zdrętwiał język, więc zacząłem walić. Najlepsze, że kokaina w tym śnie wyglądała jak kryształ z Breaking Bad - niebieskie kryształki. Całą noc odkurzałem nosem, pod koniec snu nawet zaczęło mi to sprawnie wychodzić (max. 2 razy w życiu sobie cokolwiek w klamę podałem i była to amfetamina), w międzyczasie miałem moralniaki itp %-D Stasznie pojebany sen, ale przyjemny. Obudziłem się zrelaksowany i wypoczęty z energią na sobotnie lenistwo, pozdrawiam.
Uwaga! Użytkownik WhiteMaskTBK jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 2916 / 795 / 5
Jakieś 10 lat temu.
- Mordo nie ćpaj tych dopalaczy, bo se mózg usmażysz. mefedronu sobie zapierdol, a nie.
%-D %-D %-D
Narkotyki są dla przegranych
  • 904 / 173 / 0
Siedzę sobie upierdolony sajko na ławce. Co jakiś czas zamykam oczy żeby popodziwiać fraktale. A napierdalało jak przy wchodzeniu w nadświetlną w gwiezdnych wojnach %-D
Po którymś razie patrzę pod nogi i kurwa leży gówno. Nie chciało mi się zmieniać miejsca to siedzę twardo. Byłem pewny, że ktoś wysrał mi się pod nosem. Kolejna odcinka, otwieram ślepia i ten kloc jest już trochę dalej. Rozkminial co się dzieje. Kto to kurwa przesuwa? Ktoś sobie robi ze mnie jaja? Chciałem pójść na chatę ale bałem się chorych wkrętów po drodze. Zdałem sobie sprawę, że jestem ostro zajebany.
Po kilkudziesięciu minutach intensywnego lotu trochę mnie puściło. Przypomniałem sobie o tym wędrująctm gównie. Okazało się, że to taki brązowy ślimok bez muszli. Śmiałem się jak debil. Szybko spierdoliłem bo ludzie dziwnie się patrzyli %-D
Uwaga! Użytkownik acodinhejabanana nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 2430 / 573 / 155
Wchodzę do znajomej apteki, w której farmaceuci mnie znają i wiedzą o mojej, delikatnie mówiąc, słabości do niektórych substancji (mam tam też ,,bana'' na wszelkie OTC, Rp i Rpw opio).

- Dzień dobry, poproszę nadmanganian potasu.
- 9 złotych.
- Przepraszam, zapomniałam portfela, mam przy sobie tylko 5 zł, czy mogłabym resztę oddać dzisiaj, jak wezmę z domu?
- W porządku.

Jak wchodzę po godzinie czy dwóch do apteki, za ladą stoi już druga farmaceutka.
- Dzień dobry, przyszłam oddać 4 zł.
- Dobrze, już patrzę na paragon.
Po chwili pyta:
- A po co Pani nadmanganian potasu?
- No, do...
W tym momencie do apteki wchodzi następny pacjent.
- Dzień dobry, poproszę Sudafed.

Mało nie ryknęłam śmiechem na całą aptekę. Zabrałam się do domu, nie wdając się już w dalszą dyskusję o nadmanganianie potasu %-D
Uwaga! Użytkownik taurinnn nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 4603 / 2172 / 1
Co oto znaczy "ban" na leki RP i RPW? Może masz ochotę na kilka tysięcy odszkodowania od właścicieli tejże apteki? No chyba, że sama im zabroniłaś sobie sprzedawać... Wtedy bym to jeszcze zrozumiał..Natomiast jeżeli sami zdecydowali się nałożyć bana to są idiotami którzy zasługują na skazanie w procesie .. Aha. Aptekarz nie ma prawa odmówić sprzedaży leku na RP, bądź RPW. Odpowiedzialność za zastosowanie leki w tym przypadku przejmuje wystawiający -lekarz. Natomiast moze odmówic leku OTC jeśli może on zagrażać życiu lub zdrowiu pacjenta (art. 96.5.1 Pf.). Dotyczy to również sytuacji gdy istnieje podejrzenie, że produkt leczniczy może być zastosowany w celu pozamedycznym (art. 96.5.2 Pf.).

No chyba, że opierają się na klauzuli sumienia. PAMBuk może im zabronić sprzedawać nadmanganian potasu. Tosz to diabelski pomiot... czy jak to tam pleban rzecze.

Na klauzule sumienia nic nie zrobisz. To "siła wyższa"
  • 2430 / 573 / 155
@DexPL, znali mnie od czasów kodeiny. Nie mam im tego za złe, sama dawałam im znaki,że lecę po równi pochyłej. W dodatku farmaceuta może odmówić wydania leku, jeśli zachodzi uzasadnione podejrzenie, że lek spowoduje uszczerbek na zdrowiu. Prośba o ,,bana'' też mogła w sumie paść między wierszami...
Uwaga! Użytkownik taurinnn nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
ODPOWIEDZ
Posty: 3455 • Strona 251 z 346
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.