Dział dotyczący grzybów i roślin wykazujących działanie halucynogenne, psychodeliczne lub dysocjacyjne.
ODPOWIEDZ
Posty: 59 • Strona 4 z 6
  • 181 / 4 / 0
Osogun pisze:
Wszystko jest manifestacją Pustki.
Ale co to jest pustka? Ja nie mam pojęcia...

https://pl.wikipedia.org/wiki/Siunjata
Uwaga! Użytkownik moment nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 183 / 10 / 0
moment pisze:
Osogun pisze:
Wszystko jest manifestacją Pustki.
Ale co to jest pustka? Ja nie mam pojęcia...

https://pl.wikipedia.org/wiki/Siunjata
Tak jak pisałem wcześniej - wycofuje się z bredni, które tu pisałem. Wracając do Twojego pytania - w buddyzmie pustość oznacza brak własnej natury, brak trwałego istnienia. Można to w pewnym sensie zrozumieć poprzez skłonność rzeczy do przemijania, zmiany stanu (wg. praw termodynamiki entropia rośnie a więc żaden dowolny układ fizyczny nie posiadający maksymalnej entropii nie jest w stanie równowagi termicznej, a więc zmiany muszą następować).
"Nie rozpamiętuj, nie myśl, nie zastanawiaj się, nie medytuj, nie analizuj, pozostaw umysł w naturalnym stanie"
  • 181 / 4 / 0
Niby racja, ale zobacz - obejrzałem przed chwilą "Stokrotki", film który stał się moim ulubionym. Mogę go obejrzeć jeszcze raz. Odbiorę go oczywiście trochę inaczej, jednak w cyfrowej postaci jest identynczy... zgadza się? Kiedyś może i przeminie, ale aktualnie jest niezakrzywiony.
Uwaga! Użytkownik moment nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 183 / 10 / 0
Nie wiem dokładnie jak zachowują się cyfrowe nagrania z punktu widzenia termodynamiki, ale każdy obiekt we wszechświecie, w każdej sekundzie istnienia traci energię oddając promieniowanie elektromagnetyczne do otoczenia (np. w postaci ciepła).

Z drugiej strony oczywiście masz racje, dlatego buddyści nie twierdzą, że rzeczy definitywnie nieistnieją. Po prostu "istnieć naprawdę" dla buddysty oznacza tyle co "istnieć niezmiennie, wiecznie". Wszystkie dharmy (rzeczy) przejawiają się i zmieniają, dlatego w pewnym sensie pozbawione są trwałej natury - z drugiej strony to własnie ta "pozbawioność" (pustka) jest ich rzeczywistą naturą.

Dla rozjaśnienia:
Była kiedyś taka przypowieść buddyjska. Jak wiadomo starożytne Indie były podzielone na malutkie królestwa i istniały tam w tym czasie także kolonie greckie. W Indiach dominującą religią był hinduizm ale niektórzy greccy filozofowie uczyli się buddyzmu. Pewien król indyjski zaprosił grecko-buddyjskiego filozofa na dwór i poprosił aby ten wytłumaczył mu nauki Buddy. Grek wskazał na wóz stojący przed pałacem:
"Widzisz królu te wóz?" zapytał.
Kiedy król przytaknął filozof kontynuował:
"Czy gdybym odpiął koła od tego wozu, to czy nadal byłby to wóz?"

Oczywiście automatycznie nasuwa się odpowiedź "wóz bez kół". Można by jednak dalej drążyć temat, np: "co gdybym porąbał go na kawałki?"
W ten sposób buddysjki filozof próbuje pokazać że brak esencji rzeczy jest fundamentalny. Można by to też odnieść do człowieka:
Czy gdybyś stracił rękę/nogę/wzrok/rozum to czy nadal byłbyś sobą? Co to w ogóle znaczy być "osobą"?

Koncepcja atomistycznej budowy materii podobno istniała w Indiach na długo przed Demokrytem. Dla Buddysty rzeczy mogą przechodzić tylko miedzy stanami (wóz/kupa drewna, człowiek ze wszystkimi kończynami/bez kończyn), które mylnie określamy jako "ja", podczas gdy prawdziwe "ja" to własnie "pustka", rozumiane też jako "obecność" (Poczucie obecności, bycia. Jest to dla buddystów coś w rodzaju aksjomatu jak punkt w matematyce).

Osobiście nie określam się już jako buddysta ale myślę, że to ciekawa filozofia a związane z nią doświadczenie mocno ukształtowało moją osobowość. Nie jestem też zwolennikiem ćpania (ponieważ nie chce być hipokrytą zaznaczę, że wciąż zdarza mi się zarzucić jakiś dysocjant/stymulant raz na pół roku lecz traktuje to już z dużo większym dystansem).
"Nie rozpamiętuj, nie myśl, nie zastanawiaj się, nie medytuj, nie analizuj, pozostaw umysł w naturalnym stanie"
  • 16 / 4 / 0
@Osogun

Wydaje mi się, że masz (miałeś?) zbyt "fizyczne" podejście do koncepcji przemijania. Przykład @momentu z filmem w tej kwestii jest właśnie nie do obrony - przynajmniej ze strony reakcji fizycznych i oddawania promieniowania elektromagnetycznego. Film jest stały przez swój "ciąg" życia - który w naszym fizycznym czasie wynosi wiele lat - ale z punktu widzenia wieczności - jest to cząstka na tyle mała, że dążąca do 1/inf. Czas ziemski nie ma żadnego przełożenia na czas duszy etc. (używam tu duszy, bo jest to najprostsze w koncepcji reinkarnacji - chociaż tych koncepcji jest wiele).

Ja osobiście odbieram to trochę w kontekście takim, że życie tutaj - to obecne, fizyczne i wszystkie inne, które przez samsarę i związane z tym ponowne inkarnacje będą się pojawiać - są tylko etapem na drodze do nirwany. W związku z tym naszym celem powinno być osiągnięcie oświecenia i wyrwanie się z koła samsary - problem jest tylko jeden i dosyć zasadniczy - nie możemy tego pragnąć, gdyż buddyzm w swoich podstawach zakłada iż osobę dążącą do nirwany cechuje brak pragnień (związanych z nirwaną jak mniemam też). Nie możemy podchodzić do tego w kontekście medytuję, więc dostąpię oświecenia i wyrwę się z koła wiecznego wędrowania - bo to z automatu na nowo wrzuca nas w samsarę. Istotne w tym kontekście jest jedno - czas fizyczny (ziemski) nie ma żadnego znaczenia dla naszej duszy - zatem praktyka medytacyjna trwająca 5, 10 czy 50 lat nie jest niczym wyjątkowym.

Ja osobiście przyjmuję zasadę - medytuj, nie pragnij - nie rób tego z jakiegoś konkretnego powodu - nie oczekuj, iż doprowadzi Cię to do czegoś etc. Psychodeliki oddalają od tego, co jest "tam" - pokazują to, przenoszą nas częściowo w ten świat, ale nie dają możliwości "zrozumienia" nauk w tych zawartych, w związku z tym w dłuższym okresie oddalają od sensu a nie do niego przybliżają - to nie jest droga na skróty, to jest jak pokazanie czegoś przez rzekę, a następnie dodanie "żeby to osiągnąć, musisz pokonać rzekę" bez pomocy psychodelików. Wielu to pomaga, bo są w stanie jednak zobaczyć chociaż namiastkę tego - ale prawdziwe zrozumienie jest możliwe tylko na "trzeźwo".

Natomiast piękne jest to, że każdy powinien podążać swoją własną - indywidualną ścieżką, bo każdy z nas poniesie indywidualną odpowiedzialność za to co zrobi dokładnie "tam" :*)
  • 53 / 1 / 0
@up

Nie jestem do końca pewna co masz na myśli pisząc "tam" ale wydaje mi się, że to jest cały czas TU.

Medytacja jest celem sama w sobie.
Silence is better than bullshit
  • 959 / 91 / 0
Medytuje się żeby medytować?
  • 53 / 1 / 0
Dokładnie. Żeby zanurzyć się w Sobie, inaczej ujmując.
Silence is better than bullshit
  • 37 / / 0
W dodatku stan, który osiągamy po odbytej medytacji z pewnością można zaliczyć do błogości. Wychodząc na rower czy uprawiając rekreacyjnie sport nie rozkminiasz zalet tego typu aktywności, a dopiero po jakimś czasie zauważasz poprawę samopoczucia, większą energię życiową lub zmianę swoich nawyków.
Uwaga! Użytkownik quelitedeschizoide nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 106 / 8 / 0
Przez ~7/8 lat byłem ateistą. Co zabawne, wcześniej byłem harcerzem. Ministrantem nawet! Wierzyłem dość mocno, mimo braku nacisku na to w domu. No, ale w pewnym momencie zacząłem dorastać. Myśleć nad różnymi rzeczami. Dzięki otwartemu umysłowi nie bałem się pokontemplować nawet nad wszystkimi nielogicznościami chrześcijaństwa, czego boi się uczynić każdy dorosły dewota (inaczej - jak ja - przestałby nim być).

Na 1 roku studiów, po zahaczeniu o temat buddyzmu na którymś z tripów w moim gronie spróbowałem się przejść na spotkanie odłamu Diamentowej Drogi (wybrałem losowo. Było blisko). To był raz - kompletnie odrzucił mnie kult jednostki i tona mistycyzmu na twarz.

W październiku 2016 (4 rok studiów) przeżyłem bardzo intensywny trip na 1p-LSD. Wychodząc na Light Move Festival zjadłem 2 kartony, dziewczyna 1 (i to był definitywnie ostatni raz, kiedy zażywaliśmy tak różną dawkę). Zatraciłem ego. Po początkowym załączeniu trybu "spierdalajmy stąd"... pozbyłem się kwasowych paranoi.
(Dygresja: zawsze na kwasie panicznie bałem się ludzi "spoza". Do tego stopnia, że chociażby nie mogłem głośno mówić, idąc miastem. Po prostu się bałem, że po mnie widać. Zupełnie irracjonalnie - bo wiedziałem, że po kwasie widać cholera najmniej. Mniej więcej w połowie tripa, po głębszej rozmowie na ten temat i analizie problemu nagle przeszło jak ręką odjął i zostało. Serio - zupełnie inaczej się tripuje teraz :x Przy okazji: na którymś z wcześniejszych tripów pozbyłem się arachnofobii. Okrutnie mi dokuczała całe życie. Wyrzucenie pająka z domu było niezłą gimnastyką z gazetami i miskami - i paniką, jeśli zwiał. Teraz biorę na ręce :@ To jest całkowicie wymierna korzyść! Więc niech mi ktoś jeszcze powie o bezużyteczności psychodelików.)

Kilka dni później na wykładzie na uczelni usłyszałem o buddyzmie zen. Wzmiankę, przy okazji czegoś zupełnie innego. O tym, jak ważne dla buddystów jest osadzenie się w teraźniejszości itd. Byłem w szoku- czułem dokładnie to wszystko ledwie parę dni temu. ZANIM o tym usłyszałem. Babka nazywała emocje, których nie dałem wcześniej rady sam opisać.
Przeszedłem się na praktyki buddystów Zen. Wprost powiedziałem, co mnie do nich sprowadziło, oczywiście zaznaczając, że nie oczekuję fraktali przy medytacji ;). Wspomniałem o Diamentowej Drodze:
- Nie jestem w stanie w nic uwierzyć. Jestem realistą.
- Świetnie. My wszyscy tutaj jesteśmy realistami.
Poczułem, że tego szukałem. Żadnych dogmatów. Mistrz zadaje pytania, a nie tłumaczy. Medytacja, bez otoczki.
Jednak mimo, że poszedłem parę razy, to jakoś nie byłem wystarczająco zmotywowany, żeby robić to systematycznie. A to zbyt zmęczony, a to naćpany, a to na zjeździe, a to coś innego na głowie - byłem tam parę razy w dużych odstępach. Później na parę miesięcy przestałem. O dziwo cały czas o tym myślałem. Za każdym razem obiecywałem sobie, że pójdę. I nie szedłem. I żałowałem.

Aż do wspaniałego wypadku. Niedawno pierwszy raz jadłem psychodelik w konkretnej ilości sam. Szczerze mówiąc, dość przypadkowo ilość okazała się tak konkretna. Zeżarłem 1,5 kartona AL-LADa (Gieniowy, nie pamiętam mocy, ale jadłem wcześniej taką ilość samą i była to raczej standardowa, "imprezowa" dawka) będąc pod wpływem 900mg dekstrometorfanu. Przy czym dla mnie 600mg to minimum, żeby coś poczuć. Miał być mix, w domyśle coś podobnego do połączenia psychodelik+arylcykloheksamina.
Cóż, wyszło V plateau. (Zdaję sobie sprawę, że dex musiał wpłynąć na doświadczenie, nie tylko je podbić. Dlatego planuję to ponowić, z samym psychodelikiem. Kiedyś sądziłem, że do czegoś takiego trzeba DMT, ale teraz myślę, że czas nie ma przecież wtedy znaczenia - także po prostu zjem ze 3-4 kartony tego AL-LADa. Mam ich od chuja, kupione okazyjnie z myślą o woodstocku jeszcze w zimę ;x)

Nagle zrozumiałem. Zarówno początek jak i koniec Wszechświata są możliwe do odnalezienia jedynie wewnątrz swojego ciała i umysłu. Wszystko, czego mogę doświadczyć zmysłami, jest moją prawdziwą naturą. Sansara to fakt, który można poczuć. To, co wcześniej brzmiało dla mnie jak bełkot - coś, co zakładałem, że może i byłbym w stanie zrozumieć, ale po miesiącach, jeśli nie latach, medytacji, do której przecież nie miałem zapału - a więc chociażby wszystko, co o buddyzmie można przeczytać na wiki, zaczęło być oczywiste. Wcześniej nie mogłem nawet przez to przebrnąć. Ponownie: najpierw to wszystko odczułem, a dopiero po tym o tym czytałem, kiwając głową z błogim uśmiechem.

Nie muszę już w nic z tego próbować uwierzyć. Ja to wiem. Wiem, że to prawda. Doświadczyłem tego.
Teraz mam motywację. Wiem, do czego dążę. Zdaje mi się, że jestem w stanie być tak szczęśliwy, jak jestem po kwasie, NA CODZIEŃ. Wystarczy zbliżyć się do oświecenia drogą nie-na-skróty. Płakałem ze szczęścia większość tripa. Może kwestia tego, że Karmę (oczywiście tak o tym nie myślałem) nawet jako ateista usilnie zbierałem pozytywną.
Czuję, że to może doprowadzić w konsekwencji do końca mojej ścieżki ćpuna. Zwalniam od dłuższego czasu, ale od zawsze powtarzałem z wewnętrznym przekonaniem, że przyjdzie taki moment, że przestanę ćpać bez naprawdę porządnej okazji, mimo że nie wiedziałem, jak do tego dojdę. No i proszę: to w końcu staje się realne. Nawet na szerszą skalę. Może całkowity koniec? Oczywiście nie uważam, żeby to było konieczne, ale czując chociaż część tego, co daje afterglow, raczej bym po prostu przestał pożądać zmieniania takiej świadomości.
Martwi mnie, że w moim małym mieście nie będę miał możliwości praktyk grupowych. Liczę, że do końca semestru dam radę się rozkręcić na tyle, żeby w wakacje medytować samemu. Jestem zdeterminowany do latania tam 2-3 razy w tygodniu, póki mogę.

Na koniec nurtujące mnie pytanie: Jakim cudem można przeżyć V plateau i NIE zostać buddystą...?
21st century hippie.
ODPOWIEDZ
Posty: 59 • Strona 4 z 6
HyperTuba dodaj film
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.