Odstawiałeś te dwie substancje razem, czy oddzielnie?
Brałem ją ok 6 miesięcy jako substytut, po czym redukowałem. Po tygodniu redukcji wpadłem na pomysł, żeby to samo zrobić z klonem. Obie substancje odstawiłem jakoś w obrębie tygodnia - w sensie w poniedziałek klon, a w piątek Bunondol. Redukcja trwała kilka miesięcy.
25 marca 2019SandS pisze: O, też moje najwyższe ciśnienie to 90/60 nawet po kawie, a mi nic nie powiedzieli, że ten lek koliduje z niskim ciśnieniem.
--------------------------------------------------------------
Ibuprofenem?24 marca 2019LittleQueenie pisze: Totalne cold turkey od U-47700. Po tygodniu somatycznie było już zupełnie ok, tylko byłam przybita i nic nie sprawiało mi radości. Pomagałam sobie ibuprofenem. Trzymało mnie tak może z miesiąc, po czym wróciłam do being my old miserable self
Scalono. taurinnn
Co do samej @SandS przerabialas juz takie detoxy i widze powrot do korzeni.
Wg mnie to troche glupota detoxowac sie i pchać znow w to samo...
https://hyperreal.info/talk/viewtopic.php?t=77897&start=700
Mile widziane krótkie uzasadnienie.
No to sobie myślę,.że jak i tam mam nie żyć, to ostatni raz się porobię. I odechciało mi się umierać, potem znowu 3 miesiące ma czysto i ZNOWU TO SAMO. Cały czas w jednym, tym samym punkcie. Zero zmian. Tak samo, jak było pierwszego dnia, to tak samo było po trzech miesiącach na sucho. Czyli znowu powtórka z rozrywki - ile to ma trwać? Całe życie?
W końcu koleżanka mnie poczęstowała połówką ćwiartki, NARESZCIE mi to pomogło, zaczęłam żyć, poszłam do pracy i było zajebiście. Potem coraz więcej h, tolerka idzie w górę i trzeba było pomyśleć o odstawce. Tyle.
Byłam na dtx w szpitalu, i tam mi zeszli z 600mg majki na dzień IV przez oksy i tramal.
Fizycznie było ok bo były kroplówki, kroplówki anestozjologiczne jakieś, elektrolity.
Do tego zeszli mi pierw z opio, a potem benzo. Tragedii nie było fizycznie (przeleżało się parę dni w wyrku).
Psychicznie to straszna apatia, anhedonia.
Dostawałam neuroleptyki (Olanzapina, Amisulpryd), na sen Tisercin, na depresję Depakine, Karbamazepine i Lamotrygine (zmieniali mi w czasie leczenia).
PAWS były straszne, czasami nawet po paru tyg. od odstawki miałam "skręty, że mnie wyginało i się wiłam. Z czasem nawet wyrobiłam sobie strach do igieł.
A po wyjściu z szpitala to straszne przytłoczenie tym ile ludzi, straszne wyczulenie na zimną temperaturę.
Ogólnie to najbardziej się bałam bezsenności, ale Tisercin dał radę.
11 kwietnia 2019SandS pisze: Nawet nie wiesz, o co chodzi, a komentujesz. Długa historia, ale w skrócie: po roku 1000% na czysto czułam się tragicznie
Co to znaczy, wg Ciebie: "szłaś do przodu, budowałaś sobie trzeźwe życie"?
A uzależniłam się, jak to porucznik kiedyś powiedział, tylko nie odnajdę teraz cytatu, nie z powodu "ciężkiego dzieciństwa bla bla bla", tylko dlatego, że ćpanie jest przyjemne.
Zaczęłam ćpać opio, jak byłam najszczęśliwszą w życiu, miałam naprawdę udane życie (przed wjebaniem w opio). Z głupoty, kolega na jakiejś imprezie namówił i trafił na poddany grunt, czyli na osobę, która nie boi się że wszystkim eksperymentować.
A coś mi tu zalatuje monarowską gadką.
Oczywiście to trochę dlatego, że nie wypracowałam sobie mechanizmów trzeźwego radzenia sobie z wieloma rzeczami, które są dla mnie bardziej przytłaczające z powodów fobicznych od i tak trudnego do przejścia szlaku nauki "normalnego" życia po wyjściu ze strzelania.
Wracając do pytania w temacie - fatalnie. Kiedyś wysmarowałam taki dłuższy post, konkluzja była taka, że każdy kolejny dzień na sucho uświadamiał mi kolejną rzecz (uśredniając, wiadomo, że nie codziennie dowiadywałam się czegoś nowego o sobie), której wykonywać już albo nie potrafię, albo przychodzi mi to z niezmiernie wielką trudnością. I to mówię już po okresie najgorszych męk, kiedy organizm powinien się zregenerować nieco i w istocie tak było, jednak strona psychiczna leżała i kwiczała. Czasem te przerwy (dwie takie mam w pamięci) były spowodowane sprawami finansowymi, czasem chęcią autentycznego zerwania w chwilach wkurwienia na swój nałóg, a właściwie to wtedy nałogi. Niemniej ta pustka mi towarzysząca, która nawet po przygrzaniu siedzi gdzieś na ramieniu i szepcze czasem do ucha (podczas wielu interakcji socjalnych), przypominając o swoim istnieniu, po odstawieniu (co było w trakcie - można sobie wyobrazić, zwłaszcza, że w odstawienie jedno był zamieszany fent i to dość mocno) pustka ta zwiększyła swą masę niczym jakaś pierdolona czarna dziura, zasysając dookoła wszystko, co jeszcze mogłoby mnie ratować = jakiekolwiek chęci do podjęcia aktywności, niezależnie czy chodziło o spacer wokół parku, czy o seks, a także nadzieję. Prędzej czy później dochodzi się do takiego wniosku, że "jeśli ma tak być cały czas, a nawet być gorzej, to ja to pierdolę" i wraca się do grzania. No i na początku jest przefantastycznie, szybko jednak robi się jak zwykle, czyli strzelanie by przetrwać, z namiastką kilkusekundowej euforii - bardziej ulgi - po wpompowaniu w siebie roztworu, obojętnie czy to jakieś miksy alpejskie w stylu fnt+benzo w szkle, czy może standardowo morfina+może czasem oksy i pod język benzo.
Jako dziecię, moja rodzina niestety spierdoliła kwestię socjalizacji i przez nadopiekuńczość osoby, z którą byłam zostawiona nie zdołałam rozwinąć w tej kwestii należycie skrzydeł, a z czasem nieśmiałość zaczęto zamieniać w tych śmiesznych szkolnych raportach na "zachowania antyspołeczne", szeroko pojęte. Żaden wandalizm, po prostu samotność albo, jak czasem rzeczywiście było, a jak czasem sobie wmawiałam dla 'komfortu', bycie na boku z własnej woli. Ale nie jestem z tych, co to 90% powodów swojego grzania przypisują dzieciństwu, bo owszem, moje było z tym nałogiem nierozerwalnie związane (nie moim wtedy, oczywiście), natomiast istnieją DDA, DD z rodzin dysfunkcyjnych, którzy radzą sobie z jakimiś tam standardowymi (jeśli już) lekami albo i bez, radzą sobie trochę gorzej, ale są pozbawieni być może takich rozkmin egzystencjalnych albo wglądu w siebie. Czasem myślę sobie, że i ja chciałabym poddać się takiej lobotomii, oczywiście piszę to nie w sensie dosłownym, ale to wszystko sprowadza się do bycia głupszym, a bardziej płytkim i szczęśliwszym na swój sposób, zaś po przeciwnej stronie tego kontinuum mamy mój stan obecny. Nie uważam się za kogoś wysoko funkcjonującego (można z pewnością lepiej, ale na wyższych dawkach), uważam się za kogoś funkcjonującego w miarę optymalnie jak na swoje dawki i, co najważniejsze, za kogoś kto nabrał w swoim nałogu stałości; rzadko mi już odpierdala i pozwalam sobie na jakieś skakanie z dawkami, choć bardzo często mam się ochotę typowo fentowo odciąć. Zdałam sobie jednak sprawę z wielu osobistych rzeczy, czy to podczas skrętów, czy to przy spotkaniach z terapeutami (nawet niekoniecznie takich klasycznie rozumianych, a podczas prelekcji czy słuchania o czymś, co rozpatrzyłam w swoim kontekście) i szczerze piszę, że nie dorosłam jeszcze do decyzji o rzuceniu grzania definitywnie, więc nie męczę swojego ciała kolejnymi pożal-się-boże detoksami, bo taka sinusoida grzania jest o wiele bardziej męcząca i szkodliwa (jak się przekonałam), niż fałszywie pojmowana stabilizacja, ale jednak stabilizacja. Traktuję to jako potrzebę fizjologiczną swojego organizmu, doskonale zdając sobie sprawę, że tak być nie powinno, ale póki co nie jestem w stanie pomyśleć nad lepszym zamiennikiem; nie chcę euforii, nie chcę ciepła, nie chcę przysypiania, chciałabym po prostu żyć bez lęku. A po odtruciu ten lęk przybiera na sile tak, że zabrakłoby mi skali, gdybym miała go jakoś bardziej plastycznie opisać. Nie jest to taki lęk schizoidalny, jak np. na zejściach czy psychozach stimowych, tylko jest to czasem lęk egzystencjalny, a czasem lęk przyziemny, związany z całkowicie realnymi scenariuszami danych problemów w moim życiu - i każdy jego rodzaj jest jednakowo paraliżujący. Z pomniejszymi rzeczami nauczyłam się dawać sobie radę bez dodatkowych porcji benzodiazepin, co uważam za niejaki sukces w tragedii, ale nawet leżąc w rynsztoku warto czasem spojrzeć na gwiazdy i pomyśleć sobie "tak, ta jest moja".
A PAWS czy "suche skręty" które bynajmniej mitem nie są i doświadczyłam ich zarówno ja, jak i znane mi osoby na moich oczach, to już w ogóle coś koszmarnego i wierzę, głęboko wierzę, że u niektórych osób cierpienie PAWSowe jest na tyle głębokie i STAŁE - to jest najgorsze, nic się nie zmienia w jego natężeniu, NIC! - że to właśnie jest decydujący wyzwalacz.
Podsumowując, doprowadzenie się fizyczne jest tylko początkiem podróży. Psychika post-skrętowa nie różni się w chwilach napięcia tak wiele od tej na peaku skrętu, jest wręcz bardziej niebezpieczna, bo w końcu jesteśmy po odtruciu, "mądrzejsi" (a gówno!) o doświadczenie kolejnego wychodzenia, więc co może się stać, prawda? Ale tak, jak to kiedyś Alien mi przyznał rację, że to klasyczny objaw uzależnienia - ciało i umysł nie chcą pamiętać swoich cierpień i prowadzą tą samą drogą, czasem może troszkę na okrętkę i troszkę dłużej im to zajmuje, ale ostatecznie zawsze przecina się w tym samym, opiatowym punkcie.
to satisfy total need. Because you would be in a state of total sickness, total possession, and not in a position to act in any other way.
18 kwietnia 2019SandS pisze: Blu, to są straszne ogólniki.
Co to znaczy, wg Ciebie: "szłaś do przodu, budowałaś sobie trzeźwe życie"?
Dużo ludzi pewnie pomyśli, że po odstawieniu wraca depresja i chuja można budować z takim stanem umysłu i będą mieli poniekąd rację, ale trzeba próbować i trzeba dawać z siebie 100%.
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.