Więcej informacji: Morfina w Narkopedii [H]yperreala,Heroina w Narkopedii [H]yperreala
Polecam go serdecznie. Myślę, że to i tak niewiele da, jeśli jesteś z osobników, którzy są naprawdę zdecydowani na to i takie rzeczy ich tylko zachęcają (jak wydanie My, dzieci z dworca Zoo zachęciło w latach 80. niemieckie dzieci do pójścia w ślady swojej idolki - bohaterki książki), ale wydaje mi się, że to dość ciekawa lektura. Jeśli jesteś jednak do "odwrócenia", to tym bardziej poczytaj. Moim zdaniem spoko się czyta, a przy okazji trochę się wyedukujesz i pomyślisz, czy warto wchodzić w opioprzygodę, a na pewno czy naprawdę potrzebujesz od razu strzelania helu. ;)
"Uuuuh, yea-e-yeah!" ~ Robert Plant
Pisząc na hexankova@yahoo.com, masz pewność, że odczytam wiadomość/odpiszę.
Tacy jesteśmy, @Hexe.
@Ivival
Dzięki :) już wczoraj czytałem to "od kodeiny do heroiny" podobno osoba ta już nie żyje :(
Ogólnie wczoraj z 3h siedziałem na hyperalu i jestem rozjebany jak np. " wiecie co z xxx bo nie aktywny już pół roku" ? "aaa xxxx nie żyje bo ...".
ja pierdolę, mam wrażenie że czasem niektóre tematy albo posty to czarny żart ... ale nie .. tak to nie jest..
Co do książki "my dzieci z dworca zoo" :D no to ktoś mi tą książkę polecił z 3 tygodnie temu, a ja ją przeczytałem w 3-4 dni. Bardzo mnie wciągnęła i wtedy w sumie po niej mocno zacząłem interesować się heroiną :D
Ogólnie książka niby spoko, ale chyba wiem co ludzi jarało. Oczywiście niezależność głównej postaci w tym co robiła, spontaniczność tego co robiła (nie żyła w systemie - tylko ciągle się coś działo). Ale w sumie największy minus tej powieści jest to, że ona kończy się w sumie "happy endem". Tak nie powinna się kończyć i uważam, że dla wielu odbiorców w tym również mi pokazało, to że jak chujowo nie będzie, da radę z tego wyjść. Uważam, że ta pisarka i jednocześnie autorka specjalnie to zrobiła lub ktoś ją do tego zmusił, dzięki czemu książka miała taką a nie inną poczytność.
A sama Christian okazało się że dalej ćpała, w 1994 przeszła na program metadonowy (18 lat po wydarzeniach z książki ) a w 2008r. państwo zabrało jej dziecko, bo znowu wpadła w nałóg (w sumie nigdy z niego nie wyszła). Ale tego już nie każdy wie.
Ja wiem jedno. Nie tykam żadnej heleny, żadnych thicodinów, żadnej nadprogramowej nawet witaminy C. Pierdolę to serdecznie.
Pozdrawiam i życzę udanych spełniania własnych celów (oczywiście w ramach wychodzenia z ewentualnych nałogów).
Ja wiem jedno. Nie tykam żadnej heleny, żadnych thicodinów, żadnej nadprogramowej nawet witaminy C. Pierdolę to serdecznie.
18 września 2019crash700 pisze: Dzięki :) już wczoraj czytałem to "od kodeiny do heroiny" podobno osoba ta już nie żyje :(
Ogólnie wczoraj z 3h siedziałem na hyperalu i jestem rozjebany jak np. " wiecie co z xxx bo nie aktywny już pół roku" ? "aaa xxxx nie żyje bo ...".
18 września 2019crash700 pisze: Co do książki "my dzieci z dworca zoo" :D no to ktoś mi tą książkę polecił z 3 tygodnie temu, a ja ją przeczytałem w 3-4 dni. Bardzo mnie wciągnęła i wtedy w sumie po niej mocno zacząłem interesować się heroiną :D
18 września 2019crash700 pisze: Ja wiem jedno. Nie tykam żadnej heleny, żadnych thicodinów, żadnej nadprogramowej nawet witaminy C. Pierdolę to serdecznie.
Za te pieniądze, które musiałbyś wydać na dragi, idź sobie na jakąś zajebistą pizzę. :D Albo nie wiem... to, co lubisz. Ja bym poszła na pizzę. Wszak kochusiam motzno pitcę. :D Pitca to ten pokarm, na który każdy zawsze ma ochotę. Nie znam osoby, która nie zjadłaby kawałka piccy, będąc nawet mocno najedzona albo kompletnie bez apetytu. Każdy kocha pitcę i każdy je pitcę, gdy dają! :D Albo jakieś inne żarcie, ale wybierz coś, na co na co dzień nie możesz sobie pozwolić, bo np. uważasz, że takie żarcie nie jest warte ceny, trzeba zamawiać stolik i czekać na niego albo nie jesteś pewien, że będzie smakowało. Właśnie teraz idź na żywioł i idź na jakąś "szaloną" szamę. ;) Żebyś poczuł, że to była Twoja zajebiście dobra decyzja i że dała Ci możliwość takiego żarcia, a nie za miesiąc czy rok użerania się z brakiem hajsu na towar/skrętem/innym nieprzyjemnym skutkiem wjebania się w opiaty. Ja bym tak zrobiła, będąc na Twoim miejscu. ;) I życzę Ci wszystkiego najlepszego.
A na koniec jeszcze odniosę się do tego:
18 września 2019crash700 pisze: Ogólnie książka niby spoko, ale chyba wiem co ludzi jarało. Oczywiście niezależność głównej postaci w tym co robiła, spontaniczność tego co robiła (nie żyła w systemie - tylko ciągle się coś działo). Ale w sumie największy minus tej powieści jest to, że ona kończy się w sumie "happy endem". Tak nie powinna się kończyć i uważam, że dla wielu odbiorców w tym również mi pokazało, to że jak chujowo nie będzie, da radę z tego wyjść. Uważam, że ta pisarka i jednocześnie autorka specjalnie to zrobiła lub ktoś ją do tego zmusił, dzięki czemu książka miała taką a nie inną poczytność.
A sama Christian okazało się że dalej ćpała, w 1994 przeszła na program metadonowy (18 lat po wydarzeniach z książki ) a w 2008r. państwo zabrało jej dziecko, bo znowu wpadła w nałóg (w sumie nigdy z niego nie wyszła). Ale tego już nie każdy wie.
Po pierwsze, Christiane (nie Christian; Felscherinow btw).
Po drugie, fakt, kończy się happy endem pod względem wyjścia z nałogu, ale IMO, wiadome było, że powrót do niego jest kwestią czasu. Nie wiem czy tak bardzo już wtedy znałam ćpuńskie mechanizmy działania, bo miałam jakieś predyspozycje do tego i w wieku tych 13-15 lat, gdy czytałam My, dzieci z dworca Zoo po raz pierwszy, wiedziałam, że ona - stety-niestety - wróci do dragów i po skończeniu czytania zaczęłam przegrzebywać Internety w poszukiwaniu informacji o tym, czy w ogóle żyje. Po części "happy end", jak sam mówisz, a z drugiej strony nie uważasz, że w sumie bardzo ładnie pokazane jest, ile straciła przez to, co zaczęła odwalać (ćpanie, prostytucja w tak szczenięcym wieku!)? Straciła kontakt z siostrą przez to, że ona wyniosła się do ojca, ale nie zabiegała jakoś o odnowienie kontaktu z nią, poprawienie ich stosunków (jeśli dobrze pamiętam, jeśli nie mam racji, popraw mnie, bo jesteś "na świeżo" po lekturze), straciła znajomych, przyjaciół przez to, że zaczęli umierać z przedawkowania albo wycieńczenia organizmu, straciła chłopaka i innych, pozostałych znajomych, bo musiała się drastycznie odciąć od dawnych znajomości (do dzisiaj tak działają terapie), straciła szansę na lepsze wykształcenie, bo (również nie wiem czy w 100% dobrze pamiętam) wyleciała z jakiejś dobrej szkoły, a latało jej to koło dupy, za przeproszeniem, bo wtedy liczyły się spotkania na dworcu, ćpanie i zarabianie dupą, wiadomo - ćpuńskie priorytety, itp., itd.
Dlatego uważam, że to taki nie do końca happy end, ale na pewno pokazuje właśnie potencjalnym ćpunom, jarającym się heroiną nastolatkom, a nawet starszym osobom, że nawet, jeśli nie spróbują raz tak, jak sobie większość z nich postanawia, to nawet, jeśli się wjebią, to wyjdą z tego, bo przecież ona wyszła, a była tylko gówniarą, ja jestem starszy/-a i mam odpowiedzialne, poukładane życie, itp. Nikt nie zmusił jej do opowiedzenia takiego, a nie innego zakończenia, nikt go też nie sfabrykował. Jak pewnie wiesz - bo było to napisane w książce, jest też w Internetach informacja o tym - książka powstała z wywiadów, które przeprowadziło z nią dwóch dziennikarzy, gdy ją wyczaili podczas jakiegoś procesu dotyczącego jakiegoś ćpuna czy jej samej. Pewnie tak było, że wyjechała z Berlina i pewnie dopóki była nieletnia, to jakoś się w trzeźwości może nawet trzymała, a dalej... pewnie napisane w drugiej książce. ;)
Po trzecie, Christiane wydała kolejną książkę, według opinii osób, które ją przeczytały - dużo gorszą (nie czytałam, ale pewnie przeczytam, z tym, że nie mam ciśnienia). Odnoszę wrażenie, a wnioskuję to po komentarzach spod opisu książki Christiane F. Życie mimo wszystko (to właśnie jest tytuł drugiej biograficznej książki Christiane, wydanej po latach), że ludzie odbierają ją dużo gorzej, niż My, dzieci z dworca Zoo, twierdzą, że to chała pisana na siłę i inne tego typu opinie, bo oni ewidentnie spodziewali się takich samych drastycznych opisów prostytucji za dragi, tylko w wykonaniu starszej Christiane. Czekali na sensację, obleśne sceny i ich opisy, upadek ćpunki, najlepiej, jakby jeszcze wylądowała na tym swoim dworcu Zoo na jakimś kartonie ze śpiworem. Mieliby wtedy potwierdzenie, że wcale nie wyszła z hery, że dalej robi to, co robiła, czyli to, czego się nauczyła za gówniarza, bo musiała mieć na prochy, itp. Wydaje mi się, że takie coś by ich nawet ucieszyło, nie czuliby się zawiedzeni tak, jak się czują, gdy przeczytali, że przez ileś lat próbowała coś zdziałać muzycznie, że była przez pewien okres szczęśliwa z jakimś typem, że mieszkała sobie zagranicą i jednak jakiś czas NIE ĆPAŁA, etc. To dla żałosnych ludzi szukających sensacji i ludzkiej tragedii oraz mających satysfakcję z czytania i oglądania ludzkiego upadku, byłaby dobra książka, godna polecenia, powtórzenie sukcesu My, dzieci z dworca Zoo. Tymczasem z tego, co czytałam o książce i coś chyba sama Christiane w jakimś wywiadzie mówiła, to jest opisanie jej życia po My, dzieci z dworca Zoo i stwierdzenie, że nigdy tak naprawdę z tego nie wyszła, a teraz zamiast hery wali alkohol i ma zrujnowane ciało i psychikę. Z deszczu pod rynnę znaczy się.
I jeszcze dodam, że mnie się My, dzieci z dworca Zoo podobała, bo to klimat lat 70., a ja się tym jaram jak pojebana. Wczuwałam się cholernie, gdy to czytałam. Później, po latach widziałam też film. On był nagrywany w latach 80. i już widać było, że to nie ten sam klimat, co w 70-tych, że gdyby nagrali to wtedy, gdy wydali książkę, to pewnie jeszcze by ten klimat uchwycili. Szkoda... Żadne czasy mnie tak nie interesują, nie jarają no, nie sprawiają, że chciałabym wtedy żyć i świadomie uczestniczyć w tym życiu (a nie być niemowlakiem w np. '76 ), jak te lata 70. To moje takie marzenie, które nie ma szansy się nigdy spełnić, ale no jest. ;)
@Ivival, troszkę prawda. :(
17 września 2019dryzdek pisze: Przyszła później pora na morfinę (jw.) 200mg. To już jest solidna rzecz. Trzy podejścia, za każdym razem super. No i chcę zobaczyć co ma do zaoferowania legendarna heroina. Jaka dawka iv będzie git? W ogóle jest sens zabawa iv? Bo szkoda mi życia na babranie się w palenie i później przechodzenie na iv. Chcę spróbować, zaspokoić ciekawość i zobaczyć czy dam radę się nie wjebać.
"Uuuuh, yea-e-yeah!" ~ Robert Plant
Pisząc na hexankova@yahoo.com, masz pewność, że odczytam wiadomość/odpiszę.
18 września 2019Ivival pisze: Nic bardziej nie zacheca takich jak "My", od książki "My...".
Tacy jesteśmy, @ Hexe.
Oglądałam ten film i czytałam książkę jeszcze na długo przed pierwszym zażyciem i wjebaniem się ogólnie, wtedy wydawało mi się wręcz niewyobrażalnym, ,,co te narkotyki robią z ludźmi'' i jak można doprowadzić się do takiego stanu, w którym za nic nie chciałabym być.
A po paru latach...
..,,Jak widać, można''. Heh.
Jakby mi ktoś w miarę szybko odpowiedział.
@Hexe
@taurinnn
Żeby mi tam serducho nie jebło, nie wiem, nie znam się, a wiem, że dziś poleci H zamiast M. A dtx mam za 5 dni i wypadałoby go dożyć.
A w speedballach zwłaszcza z krótko działającymi stymulantami (koka właśnie) helu bierzcie mniej, nawet jak macie tolerkę wyrobioną. W takim połączeniu oba działają mocniej, ale myk jest taki że koks szybciutko puszcza i nagle może się okazać że nadal działającego helu jest za dużo i przejażdżka na sygnale gotowa.
Nie bierzcie moich rad poważnie, konsultujcie to z bardziej obeznanymi osobami a najlepiej lekarzem. Słuchacie mnie na własną odpowiedzialność.
Ale jeśli chodzi o hel solo iv, to ja przy przechodzeniu z M na H sypałam na oko taki kopczyk wielkości szczypty i jeśli nie poklepało odpowiednio (bo poklepać to zawsze jakoś porobiło, tylko że chodziłam niedogrzana i wkurzona na to, że wiatr wieje nie w tę stronę), to dorzucałam 1/2 tego, co wcześniej. W heroinie przeszkodą w dokładnym dawkowaniu jest to, że jeśli masz to uliczne, a nie acetylowane, to nigdy nie wiesz, ile jest helu w tym helu, a po drugie, ile naprawdę dostałaś. Chyba, że ważyłaś, wtedy wiesz. :D Ale z czystością to nadal jest kwestia uwierzenia na słowo osobie, od której to masz i nie wiesz przez ile łap przeszło, itp. Dlatego, gdy dorwałam pierwszy raz samodzielnie porcję, w której były chyba 3 ćwiary, czyli teoretycznie 3x200 (to 200 przecież zawsze jest ok. 200; niektórzy dostają 200, inni 180 od tej samej osoby w zależności od pory dnia i roku chyba Jeszcze inni wiedzą, na co się piszą, że dając za ćwiartkę u innej osoby 45-50 zł dostaną ok. 150 mg), to właśnie sypałam szczyptę, kilka ziarenek kwasku (miałam gruboziarnisty). Jeśli miałabym zaufanie do tej osoby, od której to dostałam i wiedziałabym, że tam jest to 180, to podzieliłabym na 3 i próbowała najpierw 1/3 i dorzuciła ewentualnie 1/2 kolejnej cząstki.
Widzę, że post jest sprzed kilku dni, niestety nie mogłam go wcześniej zobaczyć, dlatego zakładam, że już po całej akcji. Daj więc znać, kochana moja, co tam, jak tam, jak poszło i że wszystko okej przede wszystkim. ;)
"Uuuuh, yea-e-yeah!" ~ Robert Plant
Pisząc na hexankova@yahoo.com, masz pewność, że odczytam wiadomość/odpiszę.
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.