Więcej informacji: Grzyby w Narkopedii [H]yperreala
Będę sama w domu, plan to łóżko i muzyka, bez wychodzenia z domu.
Ostatni raz brałam paychodeliki jakieś 10 lat temu, kilka razy grzybki i dwa razy LSD, ale nie bylo tam mowy o żadnym głębszym przeżyciu. Wtedy raczej kierowałam się chęcią próbowania i doświadczania - just for fun ;)
Chętnie posłucham rad bardziej doświadczonych ode mnie.
enjoy:
21:05 - herbatka, 3,2 g zmielonego dobra zalanego gorącą wodą z łyżeczką miodu.
Żona namówiła mnie, żebym poszedł z psem na spacer, póki jest jasno. W sumie - pomyślałem - czemu nie?
I polazłem. Myślałem, że jako że tym razem nie mieszałem z cytryną, to będzie ładowało się nieco dłużej niż za pierwszym razem.
Po drodze spotkałem na budowie sąsiada i zacząłem z nim gadać, i nagle poczułem, że powoli zaczyna się ładować...
Lepszy humorek zaczął się pojawiać, wyostrzył się wzrok. Stwierdziłem, że idę dalej, bo wolę z nikim nie rozmawiać, będąc już na bani.
Tutaj postanowiłem ponagrywać trochę siebie.
W sumie 10 minut filmów, ale z wiadomych powodów nie do pokazania tutaj ;)
Ogólnie, mocno zaczęły mi się zmieniać kolory, na takie bardziej intensywne, bardziej żywe, ale też niektóre rzeczy, np. trawy, zaczęły bardziej... hmm, świecić?
Tak pulsować, jakby były podświetlane. Plus takie uczucie, jakby wszystko stało się takie bardziej piórkowe/pluszowe.
Patrząc na drzewa, trawy i wszystko, co mnie otaczało, miałem wrażenie, jakby było stworzone z najbardziej delikatnego czegoś.
Potem już mocno przyspieszyłem, żeby wrócić do domu, bo ostro już wjechało i około 21:40 byłem w domu już na niezłej bani.
I tutaj wjechała druga faza - DOM.
Patrzyłem na moje dziewczyny w pokoju córki, który tak błyszczał takim ciepłem, taką... miłością? Taką aurę aż czułem od nich i wszystkiego, co je otaczało - łóżeczka, tapety z zajączkiem, dywaniku.
Potem poszedłem do salonu i włączyłem na słuchawkach muzykę - zacząłem od płyty Maxa Richtera ("Cztery Pory Roku" w delikatnie elektronicznej aranżacji - bardzo polecam) i aż mnie rozsadzała radość.
Tańczyłem, patrzyłem na mój DOM, to, co mnie otaczało, i tak czułem z całego serca otaczającą mnie radość i szczęście (oczywiście wszystko w turbo kolorach i w rytm muzyki).
Potem wyszedłem na taras i miałem jakby zupełnie inny świat poza domem. Widziałem tańczący las, piękne niebo, trawy dookoła mnie.
Chwilę nawet zajęło mi głaskanie traw i jakby czerpanie z nich energii.
Potem na chwilę usiadłem na kanapie i patrzyłem na obrazy na ścianie, i wtedy zaczął się spektakl symetrii i dźwięków - widziałem dźwięki, które słyszałem, obrazy zmieniały kształty w rytm muzyki,
i to trwało jakąś chwilę.
Potem znów na taras, ale w pewnym momencie trochę mi muzyka zaczęła przeszkadzać, była zbyt intensywna, i wtedy wróciłem do domu i odłożyłem słuchawki na blacie (odegra to małą rolę potem).
Zacząłem czuć ogromne przyciąganie w stronę kanapy, takie że "muszę się położyć i zamknąć oczy."
I wtedy zaczął się kolejny etap - widzenie z zamkniętymi oczami. Nie miało znaczenia, czy otwierałem oczy, czy zamykałem - ciągle widziałem przenikające się fraktale, układające się w najróżniejsze kształty,
ciągle jasne i piękne. W pewnym momencie zorientowałem się, że oczy mam zlane łzami, ale ciągle uśmiechniętą gębę.
Wtedy też usłyszałem, że żona wraca, i to mnie jeszcze bardziej uszczęśliwiło, aż nie mogłem się doczekać, kiedy przyjdzie i będę mógł ją objąć i poczuć.
Jak już się to stało, to żona po chwili zaczęła mnie głaskać po twarzy i to było takim efektem, jakbym czuł to nie na twarzy, ale jakby głaskała mnie czystym ciepłem i miłością
po jakimś "wewnętrznym" mnie - a dodatkowo, ciągle słyszałem muzykę w słuchawkach, które gdzieś tam leżały, i to jeszcze wzmacniało wszystkie doznania - jakbym się znalazł w jakimś innym
świecie i wszystko odczuwał nie normalnymi zmysłami, tylko takim metafizycznym ja.
Nagle dotarło do mnie, że żona mnie głaszcze, a ja straciłem kompletnie poczucie czasu i nie wiedziałem, czy to trwało 5 minut, czy 50 minut, i wyobraziłem ją sobie taką znudzoną, która siedzi obok mnie,
ale głaszcze mnie dalej, bo chce dla mnie jak najlepiej, i ogarnęła mnie taka głupawa, karuzela śmiechu, z której nie potrafiłem się wyrwać.
Potem miałem jakiś przebłysk, że w sumie tracę kontrolę nad zmysłami, a chce mi się trochę siku, więc na wszelki wypadek pójdę na kibelek.
I ojezusmaria, jaki tam się odegrał spektakl.
Raz, że wzory i oświetlenie lustra w łazience sprawiły, że poczułem się, jakbym wszedł dosłownie do umysłu jakiegoś artysty, który właśnie w tym momencie tworzył wszystko, co mnie otaczało:
tańczące kształty na płytkach, światło odbijające się na wszystkich powierzchniach, i poczułem, że tym artystą jestem ja i to ja mam tworzyć coś, i poczułem, że muszę zobaczyć się w lustrze.
OMG, stałem tak i patrzyłem na samego siebie, ale jakby pojawiały się miliony mnie, z każdym ułamkiem sekundy zmieniało się to, co widzę, ale wiedziałem, że ja mam kontrolę, że to ja jestem
odpowiedzialny za to, co widzę i kim jestem (?), dodatkowo postawą ciała modyfikowałem mnie/tamto ciało/strukturę i przypominało to różne formy, a wszystko jakby malowane pędzlem jak w filmie "Mój Vincent" (takie jakby pociągnięcia akwarelą).
Ciężko to ogólnie opisać (wiadomo), ale było mega niesamowite, nie tylko pod względem wizualnym, ale też takim spojrzeniem we własne ja.
Potem kolejny etap, to poczułem, że muszę wziąć prysznic - i to też było inne, jakbym znalazł się w oczyszczającej macierzy, i te krople wody powoli, powoli mnie oczyszczały z mojej zewnętrznej powłoki.
Przy okazji czułem, jakby ta woda nie była wodą, tylko jakąś - dziwnie to zabrzmi - ale kobiecą/matczyną energią, która oczyszczała mnie z każdą kolejną kroplą.
I poczułem, że zaczyna mi schodzić bania. Wyszedłem, jeszcze chwilę pogapiłem się w lustro (ciągle z "artystycznymi" wizualami, bo jeszcze trip powrócił), ale już niedługo.
Potem chwilę pogadałem z żoną, mówiąc, że mi już schodzi, ale znowu puściłem muzykę i znowu wróciłem do "tamtego świata", ale chciałem się przenieść do łóżka, do ciepłego pod kołdrą i już bez muzyki.
No i wtedy pojawił się ostatni etap, czyli znowu jakby inne byty chciały mi pokazać "ich świat" - pojawiło się pełno takich fraktali ze złota, fioletu, czerni, i mimo że nie widziałem nikogo, to czułem, że te "byty" są ze mną i mi pokazują ich świat,
ale jednocześnie wibracjami skanują mnie (tak jak za każdym razem z resztą) - a czułem, jakby najbliżej do ich świata wyglądał starożytny Egipt, jakby znany z lekcji historii - hieroglify, faraonowie, bogowie (jak Ra czy coś tam), takie pokryte złotem i jakby energią.
No i potem już powoli zaczęło schodzić, ale że ciągle nie odpuściło, a już byłem w łóżku, to przeszło to płynnie (choć po dłuższej chwili muszę przyznać) w sen.
The end. Tak było z grubsza
polecam bardzo
Przeżyłem też coś na zasadzie połączenia ego death i out of body expierience. Dosłownie czułem, jak zostaję odłączony od powłoki zewnętrznej, po kawałku - wyłączyli mi czucie w prawej nodze, potem w lewej, by następnie odłączyć... głowę. I ego może nie umarło, ale jakoby zostało w ciele, >>mnie<< zaś zabrano do matni. Minus tego taki, że całkiem mało pamiętam, bo to bardziej echo niesamowitych odczuć, niż wspomnienia. Pamiętam zatem poczucie "bycia jak w domu", ale jak ten DOM wyglądał, tego już Wam nie powiem. Do tej pory czuję euforię, jaką dała mi wtedy poszerzona świadomość, ale nie potrafię tego nawet nie tyle opisać, co w swojej ograniczonej wyobraźni zasymulować, by znaleźć jakiekolwiek słowa.
Ponowne wczytywanie się świadomości do ciała też było bogatym w bodźce doświadczeniem, gdyż trochę jak niepełny, ale zdolny do ograniczonego funkcjonowania program, odzyskiwałem swoją rzeczywistość dookoła. Miałem wręcz wrażenie, że podczas >>mojej<< nieobecności ego zainicjowało w ciele tryb niskiego poziomu energii, więc zaraz po pierwszym przebłysku powracającej świadomości, wziąłem naprawdę głęboki oddech, jakbym chwilę wcześniej wyłonił się z ciemnych głębin wszechoceanu.
Odnośnie wszechoceanu, rozwiązałem też pewien koncept myślowy: czym jest kropla wpadająca do oceanu? Nadal kroplą? Czy może już wyłącznie oceanem? Odpowiedź wydaje się całkiem prosta: zawsze była tylko wodą. Wszystko inne, to nasze zewnętrzne koncepty, różnice w postrzeganiu kształtu, rozmiaru czy nawet stanu skupienia wynikające z zewnętrzem obserwacji, która w gruncie rzeczy, pomija fundamentalną istotę sprawy.
Oczywiście można to całkiem łatwo przełożyć na ludzkie życie, ale w tym momencie pozostawiam Wam pole do interpretacji. Nie ma przecież sensu bawić się w głoszenie tego typu ewangelii, skoro i tak summa summarum jesteśmy wszyscy jak... dwie krople wody ;)
Zarzucilismy z dziewczyna po 3g (ona 1szy raz) rozumowanie bylo takie ze tripsittujac ja bedzie w stanie ogarnac taka dawke . Weszlo po godzinie chociaz pierwsze efekty czulem juz po 20 min(!) , obserwowalem jak ugina sie pod ciezarem psychodeli . Opiekowalem sie taktownie nie narzucajac sie a jednoczesnie reagujac na sygnaly gdy bylem potrzebny . Przewijaly sie wszystkie emocje : zdziwienie , strach , placz , smiech , milosc etc. W pewnym momencie przypominala dziecko w pozycji embrionalnej - czasami potrzebny jest regres zeby osiagnac progres . Duzo tez zartowalem , smialem co przychodzilo z latwoscia a nawet i glebsze alegorie sie nasuwaly . Na prosbe zmienilem muzyke i zwolnilem tempo nieco i w ten sposob dodryfowalismy do wieczora juz . Kiedy odzyskala mozliwosc skadnego mowienia (na peaku jedynie pojedyncze slowa z trudem) zalala mnie potokiem opowiesci i wrazen . Integracja tego doswiadczenia troche jej jeszcze zajela ale nigdy nie widzialem jej szczesliwszej .
Nie odjebalo mi nic jak po kwasie a wrecz przeciwnie czulem sie bardzo opanowany i nieparainoidalny wiec uznaje za bezpieczne i ich sie tez bede trzymal
I ja mam podobne odczucia, choć to pewnie mocno indywidualna kwestia, ale w grzybach jest taka łagodność, która daje o sobie znać szczególnie w późniejszym okresie relacji. Tam naprawdę nikt nie chce nam zrobić krzywdy, tyle że najważniejszą kwestią jest wcześniej zdać sobie z tego sprawę, dzięki czemu sami się nie nastawiamy konfrontacyjnie.
Problem z fentanylem nas nie ominie i sami sobie z nim nie poradzimy…
Kokaina podróżuje przez Atlantyk w bananach. Porty nie radzą sobie z kontrolą
Marihuana a rak głowy i szyi: Czy używanie marihuany może zwiększać szanse na raka?
Palenie fajki wodnej wcale nie jest nieszkodliwe
Fajki wodne zyskują coraz większą popularność, szczególnie wśród młodych osób. Wiąże się to z powszechnym przekonaniem, że palenie sziszy jest nieszkodliwe dla zdrowia. Nic bardziej mylnego!
Oskarżony o posiadanie narkotyków przyszedł do sądu z narkotykami
Kilka gramów mefedronu miał przy sobie 28-latek, który brał udział w sądzie w Lublinie w rozprawie jako oskarżony o posiadanie narkotyków. Mężczyznę zatrzymali do kontroli policjanci, gdy ten wyszedł już z sądu. Zwrócili na niego uwagę, bo był im znany z wcześniejszej z działalności przestępczej. Gdy pojechali do jego miejsca zamieszkania, znaleźli jeszcze ponad kilogram marihuany i klefedronu.
Kannabinoidy wykazują „obiecujący potencjał jako środki przeciwnowotworowe” – wskazują nowe badania
Niedawno opublikowane badania w Discover Oncology rzuciły nowe światło na możliwości terapeutyczne kannabinoidów takich jak THC, CBD i CBG. Naukowcy wykazali, że związki te mogą hamować wzrost guzów oraz zapobiegać rozprzestrzenianiu się raka, co czyni je obiecującymi środkami przeciwnowotworowymi. Chociaż wyniki te są niezwykle obiecujące, badacze podkreślają, że wciąż istnieje wiele do zrozumienia, jeśli chodzi o mechanizmy działania kannabinoidów oraz optymalne dawkowanie tych substancji.