Euforia wgniatała, paranoję dobrze tłumił xan z pregą. Wiem że chyba 3 dnia cugu wysypałem wszystką alfę na łyżkę rozpuszczone w 3.5 ml wody (0.5g miałem bazowo), nie wiem ile tam zostało ale dużo za dużo, podane trochę z pompki i dostałem jak pałą w łeb, nie mogłem złapać oddechu, ustać na nogach wybełkotać słowa, ale przez końską dawkę alpry nawet się nie zreflektowalem że coś jest nie tak, było to przyjemne i tak do wieczora aż do wyzerowania pompki, już pojawiły się srogie paranoję, halucynacje realistyczne, sieczka niesamowita, totalny brak mózgu i logicznego myślenia. W tymże dniu dostałem 2 pakiety z nieokreśloną ilością prochu 4cmc od ziomka + 1 trójki. Ubzdurało mi się że mówił że w każdym jest po 0.3g, i gdy skończyła się alfa wysypałem cały pakiet klefa na łyżkę, bez wcześniejszego zważenia co normalnie zawsze robię. Jakoś dużo się wydawało ale nie zreflektowało mnie to rozpuściłem to w 2cm wody podzielone na 2insulinówki. Zajarałem się w opór zioła i strzał, wiem że nie całość trafiłem w kabel ale i tak chyba straciłem przytomność, urywki pamiętam jakiś dziwnych majaków, mega realistyczne halucynacje i poczucia że umieram, serducho wysiada, i ocknąłem się gdy wstawał świt rzucając się po pościeli przerażony nie ogarniając co jest prawdą a co fikcją, totalna derealizacja, że ostatnie dni to tylko halucynacja, czuję jak bym miał zdechnąć, a co to pod poduszką? 2 insulinowka, najpierw garść alpry i potem strzał, tylko pisk w uszach, wysztywnione mięśnie, i znów walka o życie, skurwysyński ból głowy, sztywność ciała, ból nerek i chyba wszystkiego, dożyłem rana, próbując się jeszcze postawić ociupinką 3cmc co oczywiście tylko pogorszyło stan. W końcu przetrzezwiałem na tyle by dotarło do mnie co ja odpierdalam w ogóle. Jak ketony i alpra całkiem puściły zaczeło docierać do mnie co ja robie, ledwo żywy serce nigdy mi tak nie wariowało jak w tedy, ledwo mogłem chodzić od bólu mięśni, głowy, nerek, i wszystkiego, spuchnięte mocno ręce, brak jakichkolwiek widocznych żył na ciele, psychicznie nawet nie mowię, byłem pewny że załatwiłem na amen pikawe tak długo trwało zanim zaczeła normalnie pracować. Co ciekawe przed tym zdarzeniem miałem na ogół wysokie ciśnienie ok 140/60-70 i puls ok 100 na co dzień, a po tym gdy doszedłem do siebie ciśnienie obiżyło mi się na ok 110/60 puls 60-80 wyjaśni mi to ktoś? Zacząłem się dzięki temu bardzo dobrze czuć, a i zrobiłem dłuższą przerwę od ketonów, przed nią w miesiącu z 3-5 razy szły. Gdy wróciłem to nawet na nich nie miałem jak zwykle tahykardi takiej, dopiero po ktorymś razie z metkatem się jak by coś przestawiło i znów puls wzrósł, ale nie aż tak jak przed incydentem. Ma ktoś na to wyjaśnienie? 1 myśl była niewydolność serca, tylko nie zgadzało się, że wysiłkowo zaczęło być lepiej niż kiedykolwiek w ćpuńskiej karierze, serducho nie rozpędzało się do chuj wie jakich wartości z byle powodu. Była to chyba najgłupsza rzecz jaką odwaliłem po dragach, i mogłem sobie poważną krzywdę zrobić lub zejść z tego świata, tylko dzięki dawkom po 8mg alpry bez tolerki zawdzięczam że w tedy nie zdechłem. Nie polecam nikomu ketonów iv, strasznie uzależnia, tolerka rośnie monstrualnie, i mimo że jakoś gorzej działają niż wciągane, to walisz dla tego krótkiego momentu wejścia, wypala baty jak kwas. 1 + zwały łagodniejsze i krótsze niż po wyciąganym. Sorry jeśli mało czytelnie, dziś oddaję się właśnie owemu sportu hahaStatystyki: autor: chlorekturbokofeiny — dzisiaj
]]>