Polepszanie samopoczucia i funkcjonowania za pomocą substancji nie będących narkotykami. Suplementy, witaminy, nootropy; regeneracja receptorów i neuronów; dieta i trening.
ODPOWIEDZ
Posty: 49 • Strona 3 z 5
  • 70 / 8 / 0
@up: mówię raczej o jakimś ogólnym wyobrażeniu o takim mnichu. Że są wytrwali, rygorystyczni i we wszystkim niezachwiani. Bo że są ludźmi jak my - nie ulega wątpliwości.
Obrazoburca pisze:
O to to. Niestety mam z tym trochę problem. Wykazuję tendencję do popadania w skrajności - wszystko albo nic. Albo prowadzę idealny system i wszystko kontroluję, albo nie robię nic.
Często wystarczy, że nie pyknie mi jedna drobna rzecz w moich postanowieniach i założeniach, to zaraz potem sypie się cała reszta. Mam poczucie porażki, surowo się oceniam i krytykuję, przez co osłabiają się moje morale i wszystko się rozłazi. Wracam do starych nałogów i pocieszam się używkami czy innymi rozrywkami.
Jak prowadziłem swoje radykalne postanowienia, to czułem się niespokojnie, we wszystkim upatrywałem potencjalnej przyczyny swojej klęski, miałem tendencję do obsesyjnego unikania wszystkiego, co w mojej ocenie było sprzeczne z moimi zasadami. Może poniekąd dlatego, nigdy nie trwały one dłużej jak 2 tygodnie. Muszę się koniecznie nauczyć zdrowego umiaru, podchodzić do swoich postanowień i zmian w życiu w sposób wyważony, spokojny, zrównoważony.
Też mam skłonność do szybkiego załamywania się na porażkach, ale o tyle dobrze, że potem się zacinam i staram się trwać w postanowieniu dalej. To jak z dietą - niewytrzymanie i spałaszowanie batonika nie powinno oznaczać zajadania smutku i przegranej kolejnymi, a potraktowanie tego jak nauczkę i wzięcie się w garść.
Jestem zdania, że jak możliwości nie pozwalają inaczej, to trzeba zacząć od choćby najmniejszych kroków. Zawsze to kroczek w przód. Zamiast czuć, że przegrywa się na całej linii, czuje się, że coś się dla siebie robi. Nie ma co się czasami oglądać na tych, co zelżą, że to cackanie się z sobą - w końcu robi się coś dla siebie, nie dla nich ;) jak zwykle mawiam, lepiej się raz dziennie podciągnąć na drążku niż tego w ogóle nie zrobić, wbrew głosom, że trening winien być starannie wyliczony i przemyślany, bo inaczej gówno da.
Myślisz, że jak nie robisz nic, to nie robisz nic złego?
  • 60 / 34 / 0
Jak to jest - z jednej strony sugerujesz umiarkowane zmiany, małe kroki, a z drugiej strony twierdzisz, że z powodzeniem narzuciłeś sobie duży rygor i samodyscyplinę. Trochę mi się to nie klei
Polecam małe kroki, bo zauważyłem u osób z mojego otoczenia, że takie podejście też się sprawdza. Ja jestem akurat takim przypadkiem, że silna samodyscyplina daje u mnie najlepsze rezultaty. Chyba mam to po moim dziadku, który też miał taką łatwość w trzymaniu się swoich postanowień. Któregoś dnia ogłosił że nie zapali więcej papierosa i nie tknie alkoholu. Trzymał się swego postanowienia przez 30 lat aż do swojej śmierci.
Ciekawi mnie to, jak sobie poradziłeś w tym kontekście? Może jakieś sposoby na to, jak skutecznie odmawiać babci/mamie/cioci zjedzenia kolejnego kawałka ciasta, które upiekła specjalnie da Ciebie, albo jak odmówić natrętnemu szwagrowi czy przyjacielowi wspólną najebkę, gdy ten przychodzi do Ciebie z jakimiś rozterkami?
Ogłosiłem wszem i wobec, że robię sobie taki eksperyment przez rok czasu, żeby zobaczyć jak się będę czuł. To był taki test samego siebie, żeby zobaczyć na co mnie stać. Reakcje przeważnie były negatywne i nikt nie wierzył, że coś takiego może mi się udać, ale ogólnie mówili, że będą mi kibicować. Niektórzy myśleli, że po roku będę wrakiem człowieka, a tymczasem uśmiech mi z twarzy nie schodził i zapał do pracy był coraz większy. Kuzyna to zainspirowało i sam postanowił rzucić używki, chociaż wcześniej patrzył na mnie jak na zjeba, któremu coś się poprzestawiało w mózgu.
Taką naukę też wyniosłem od babci, która będąc dzieckiem trafiła do obozu nazistowskiego w Austrii. Ojca nigdy już więcej nie spotkała ( nawet nie wie w jaki sposób zmarł), matkę i siostrę dopiero po wojnie. Mówiła, że w chwilach głodu, osłabienia i wycieńczenia fizycznego obiecywała sobie, że da radę i nie da się tak łatwo wykończyć tym skurwysynom. Postanowiłem analogicznie podejść do swoich destrukcyjnych nawyków, pokus i przeciwności losu. Ogólnie mocno mnie zainspirowała rozmowa z babcią, bo takie świadectwa dają dużo więcej, niż jakieś coachingowe pierdolenie.
Moje problemy (też jestem schorowana od czasów bodaj niepamiętnych) wynikają z kolei z przyczyn zgoła przeciwnych - zawsze nakładałam na siebie zbyt duży rygor, odmawiałam sobie wielu rzeczy, zajmowałam się niemal samymi ambitnymi rzeczami i stale dążyłam do samodoskonalenia się.
Tylko moja zmiana nie miał polegać na ciągłym samodoskonaleniu się. Ogólnie podczas tego okresu wypocząłem jak nigdy wcześniej, bo sobie przewartościowałem pewne rzeczy. Niby pracowałem więcej, ale ta praca była dużo bardziej twórcza i satysfakcjonująca przez co była bardziej zabawą, niż pracą. Dużo czasu spędzałem zajebiście się bawiąc ( często w samotności, bo koledzy woleli najebke) brzdąkając godzinami na gitarze, czytając książki, pracując w wolontariacie, na treningach albo przesiadując w lesie cały dzień. Wcześniej zarabiając dobrą kasę i spędzając urlop w ładnych miejscach musiałem się naćpać albo napić, żeby dobrze się bawić. Zrozumiałem, że najlepsza zabawa jest za darmo i można ją znależć w na pozór błahych czynnościach.
Poznałem faceta chorego na nowotwór ( udało mi się pokonać chorobę) i powiedział mi tak " nawet jak mnie naparzał łeb przez cały miesiąc ( miał guza mózgu) to traktowałem chorobę jako zagadkę, a nie problem. Przez cały ten czas dobrze się bawiłem próbując wrócić do zdrowia. Jakby nie było żle, to pamiętaj, że życie jest zabawą, a nie walką i każdą przeciwność lasu należy traktować jak łamigłówkę do rozwiązania". Także nawet podczas tego okresu rygoru i samodyscypliny bawiłem się coraz lepiej z każdym kolejnym dniem.
Często wystarczy, że nie pyknie mi jedna drobna rzecz w moich postanowieniach i założeniach, to zaraz potem sypie się cała reszta. Mam poczucie porażki, surowo się oceniam i krytykuję, przez co osłabiają się moje morale i wszystko się rozłazi.
Zmianę należy rozpocząć od polubienia samego siebie. Jeśli kogoś lubisz, to nie chcesz mu zaszkodzić. Tyczy się to również nas samych.
Polubiłem siebie i postanowiłem się sobą zająć. Przestałem krytykować samego siebie i podszedłem do tego zadania z przekonaniem, że jak się nie uda to luz, bo coby się nie stało, to mam prawo do błędu i nie wpłynie to na moją samoocenę. W ten sposób podszedłem do zadania na luzie i zdjąłem z siebie presję. Dużo łatwiej idzie wykonywanie wszelkich zadań, gdy podchodzisz do nich bez wygórowanych oczekiwań.
Kiedyś czytałem historię faceta, który chciał zmienić swoje życie i nie potrafił się do tego zabrać. Wszyscy dookoła mówili " musisz się zmienić, zrób coś ze swoim życiem" i im bardziej chciał, tym gorzej mu szło. W końcu jeden przyjaciel powiedział do niego " wiesz co ? lubię cię takim jakim jesteś, dla mnie wcale nie musisz się zmieniać " i co się stało ? naprawdę się zmienił po tej rozmowie.
Tak samo powiedziałem do siebie na samym początku mojej drogi. Naprawdę zacząłem się zmieniać, kiedy zrozumiałem, że będę siebie lubił i szanował nawet jeśli coś pójdzie nie tak.
  • 335 / 116 / 0
Dzięki Randy za świetnego posta. Podziwiam taką konsekwencję i determinację - mi po szybkim czasie niestety brakuje już sił i stare demony krzyczą coraz głośniej, domagając się zastrzyku nagłej i silnej przyjemności. Metoda stopniowych zmian (na miarę aktualnych możliwości) to chyba jedyne co może mnie uratować. Na chwilę obecną radykalnie muszę na pewno podejść do tematu alkoholu, z którym płynę ostatnio nadmiernie - zaprzestać picia i trzymać się tego konsekwentnie (tu akurat nie ma półśrodków i nie ma mowy o umiarze czy stopniowym redukowaniu). Wiem, że nie będę w stanie równolegle wdrażać większej ilości postanowień, gdyż będzie to stwarzało większe ryzyko nawrotu.
  • 906 / 74 / 19
Ricah pisze:
Mysle tez, ze calkowite odciecie sie od jakichkolwiek bodzcow predzej doprowadzi do pierdolca, anizeli wyleczenia, zbyt szybko czlowiek zrezygnuje z tak wielkich postanowien.
Obrazoburca pisze:

Całkowicie nigdy się nie odetniesz - musiałbyś chyba się zamknąć w komorze deprywacyjnej ;)
A czemu by nie? :)
http://www.focus.pl/czlowiek/komora-dep ... nych-13184
Is it time for your medication, Mr. Brown?
  • 906 / 74 / 19
21 października 2016Sengita pisze:
No i co tu dużo mówić, ale nie do zdarcia jak nasi dziadkowie to raczej nie będziemy.
A to czemu?
Is it time for your medication, Mr. Brown?
  • 19 / 1 / 0
Trochę mnie rozbawiło, że szalonykot uzasadniał tutaj swoje o "wejściu na wyższy poziom" cytatami Nietzschego, w którego przypadku człowiek faktycznie został pokonany, ale przez chorobę psychiczną 0o
Osobiście miewam ataki poczucia totalnego bezsensu, w trakcie których moje postanowienia obumierają, silna wola zanika. A jak staram się sobie wmówić, że to jednak ma sens to dopada mnie poczucie winy, że nie jestem nieautentyczny, kłamcą, oszukuję samego siebie i to nie jest droga. Z drugiej strony mówię sobie, że skoro nic nie ma sensu to kłamstwo nie ma sensu tak samo jak prawda, więc co to za różnica, że coś sobie wmówię. A potem mam ataki, że niby zostałem zaprogramowany, narodziłem się człowiekiem i działam jak człowiek istota społeczna, w tym powinienem poszukiwać sensu i wtedy mnie dopada poczucie winy, że nie jestem dobry jak na człowieka.
Jeszcze słaby jest strach przed tym, że jak będę stosował te wszystkie metody typu nofap i stymulacje to po prostu zbuduję sobie osłonkę przed rzeczywistością i będę żył w iluzji. (trochę jak narkotyk, lecz w drugą stronę). Plus poczucie, że ocenianie człowieka ze względu na osiągnięcia to kpina, poczucie, że człowieka powinno się oceniać na miarę możliwości i mimo, że względnie być może jestem sukcesywny, to wciąż nie wystarczająco.
Być może bełkot i trochę nie na temat, ale pisałem z serca xD może ktoś ma podobnie i się wypowie
Jeżeli coś tu piszę to tracę czas i unicestwiam się. Ratuj.
  • 169 / 27 / 0
Czyli sedno tematu to zrezygnowanie ze wszystkich przyjemności i doskonalenie się? Tylko jaki jest cel tego wszystkiego?
  • 4601 / 723 / 0
Bycie najdoskonalszą wersją samego siebie bez wspomagaczy :D
The beautiful thing about DMT is that it makes no sense at all, but everything makes sense at the same time!
The methapor of Life

ledzeppelin2@safe-mail.net
  • 169 / 27 / 0
Myślę, że dieta wegetariańska też by dała dużo. Jeść dużo bananów (potas, magnez, tryptofan budujący serotoninę czy jakoś tak).
  • 398 / 24 / 0
Bez mięsa i tłuszczu zwierzęcego mózg umiera.
Wracając do tematu, to propozycje przedstawione przez autora są ciekawym pomysłem na regenerację układu nagrody. Sam mam zamiar się odmulić i zacznę powoli wdrażać styl życia paleo, niestety muszę brać póki co ssri, zobaczymy jak pójdzie.
Uwaga! Użytkownik ggyo nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
ODPOWIEDZ
Posty: 49 • Strona 3 z 5
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.