Luźne dyskusje na tematy związane z substancjami psychoaktywnymi.
ODPOWIEDZ
Posty: 2067 • Strona 206 z 207
  • 1167 / 13 / 0
  • 581 / 75 / 0
Uwaga! Użytkownik MrMagnificus jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 102 / 0
USA przegrały wojnę z przemysłem farmaceutycznym. Pochłonęła już 200 tys. ofiar
Magda Działoszyńska

Dziennikarze "Washington Post" ujawnili, jak przemysł farmaceutyczny w USA przechytrzył instytucje nadzorujące rynek, zalał go lekami przeciwbólowymi i doprowadził do wybuchu epidemii uzależnienia od środków opioidowych. Od ich przedawkowania zmarło w 2016 r. prawie 18 tys. osób, to ponad 4 razy więcej niż w 2000 r.

To jedna z tych historii, z których Hollywood zrobi za kilka lat budzący sumienia i świetnie zagrany thriller polityczny. Jest w niej wszystko: chciwe i cyniczne koncerny farmaceutyczne, kupieni przez nich politycy oraz urzędnicy, którzy próbują uczciwie wykonywać swoją pracę, ale docierają do ściany. Jest też ostatni sprawiedliwy – pracownik Agencji Antynarkotykowej, który latami walczył w słusznej sprawie, poległ i jedyne, co mu pozostało, to podzielenie się swoją wiedzą o nadużyciach z mediami. W ekranizacji może zagra go Russell Crowe, który w filmie „Człowiek, który wiedział za dużo” wcielił się w postać Jeffreya Wiganda, byłego pracownika koncernu tytoniowego, który obnażył nielegalne metody stosowane przez branżę.

Wielkie koncerny obchodzą prawo

W materiale „Washington Post” i „60 minutes” tym człowiekiem jest Joseph T. Rannazzisi, który pracę w Agencji Antynarkotykowej (DEA) zaczynał jako terenowy agent w Detroit, potem został szefem jednego z jej oddziałów (odpowiedzialnego za to, by sprzedaż leków odbywała się zgodnie z obowiązującymi przepisami), by w październiku 2015 r. odejść na emeryturę z poczuciem przegranej sprawy.

Sprawa, którą przegrał Rannazzisi, to walka Agencji o zapanowanie nad procederem nielegalnego rozpowszechniania silnych, opartych na opioidach środków przeciwbólowych (jak OxyContin czy Vicodin). Według licznych źródeł, na które powołują się autorzy materiału wewnątrz Agencji oraz w Departamencie Sprawiedliwości, branża przez lata próbowała w sposób karkołomny obchodzić uchwalony w 1970 r. regulujący jej funkcjonowanie Controlled Substances Act. Ustawa nakazuje dystrybutorom m.in. zgłaszanie Agencji podejrzanie dużych albo w inny sposób niepokojących zamówień składanych dystrybutorom przez apteki. Agencji pozwala na zablokowanie sprzedaży, jeśli przedstawi dowody na „bezpośrednie zagrożenia” dla konkretnej społeczności.

Dilerzy narkotyków w białych fartuchach


Tym zagrożeniem jest przede wszystkim ryzyko rozwoju uzależnień. O takim potencjale opioidowych leków przeciwbólowych wiadomo było od dawna, a niektórzy ich producenci płacili kary swego czasu za nieinformowanie o nim konsumentów.

Przemysł miał na swoich usługach rzesze lekarzy i farmaceutów, którzy przepisywali silne leki w przypadkach, które tego nie wymagały. Ten niebezpieczny ekosystem opisał w książce „American Pain” prof. John Temple z Uniwersytetu Zachodniej Wirginii.

Sytuację pogarsza to, że uzależnieni od tabletek szybko stają się niewypłacalni, przerzucają się wtedy na tańszą heroinę. Liczba ofiar jej przedawkowania też rośnie lawinowo. Wedle Narodowego Instytutu Uzależnień z ok. 2 tys. w 2001 r. do 12 tys. w 2014 r.

W połowie ubiegłej dekady, gdy DEA miało jeszcze moc, by ścigać ten proceder, jego centrum była Floryda. Działały tam apteki internetowe oraz „pill mills” – kliniki masowo wydające recepty na tabletki. Prowadząca wzdłuż wschodniego wybrzeża na południe autostrada I-75 zyskała nawet przydomek „Oxy Express”. Dilerzy narkotykowi nowej generacji zjeżdżali tam na zakupy, by potem wrócić w rejon Appalachów, do "pasa rdzy" czy na Środkowy Zachód i sprzedać fiolkę 30 tabletek OxyContinu za 900 dol. Na przyłapanych (np. firmy McKesson Corp. czy Cardinal Health) DEA nakładała wysokie kary. Spraw było w sumie 17, wysokość grzywien opiewała łącznie na 425 mln dol.

Bezpośrednie zagrożenie


Z czasem tryby zaczęły zwalniać. Dystrybutorzy stali się efektywniejsi w walce z DEA, co pokazuje przykład sieci drogeryjno-aptekarskiej Walgreens. W 2010 r. znalazła się na celowniku Rannazzisiego. Agencja chciała zamknąć jej centrum dystrybucyjne, które zaopatrywało ok. 1 tys. punktów sprzedaży na Wschodnim Wybrzeżu, z których niektóre sprzedawały ponad 1 mln tabletek rocznie (podczas gdy średnia dla apteki to 74 tys.). Zaczęła się batalia prawna. W marcu 2013 r. sąd apelacyjny podważył słuszność decyzji DEA.

Dlaczego? Według śledztwa „Washington Post” i „60 Minutes” od 2000 r. 56 pracowników Agencji odeszło, by pracować dla koncernów farmaceutycznych. Zasilali ich działy prawne, a znając metody i procedury DEA, bardzo efektywnie przeszkadzali jej w wykonywaniu zadań. „Big pharma”, bo tak kolektywnie nazywa się wielkich graczy w branży, uczepiła się zawartego w ustawie sformułowania „imminent danger” jako nieprecyzyjnego, a sądy zaczęły przyznawać jej rację.

Miliony na zmianę prawa


Równocześnie koncerny pompowały miliony dolarów w kampanie wyborcze polityków (11 republikanów i 3 demokratów) i pracę lobbystów. Według danych z senackiego biura monitorowania lobby w latach 2014-16 wydały na ten cel 105 mln dol. Członek Izby Reprezentantów Tom Marino, Republikanin z Pensylwanii, dostał od nich na kampanię 100 tys. dol., a sen. Orrin Hatch, Republikanin z Utah, 177 tys. To głównie dzięki nim w kwietniu weszła w życie nowa ustawa – Ensuring Patient Access and Effective Drug Enforcement Act. Jak wynika z materiałów, do których dotarli dziennikarze, pomógł ją napisać były główny radca prawny DEA, a od 2011 r. pracownik branży farmaceutycznej D. Linden Barber. Według ustawodawców miała precyzować zapisy. W efekcie związała DEA ręce.

Ustawa dużo wyżej stawia Agencji poprzeczkę pozwalającą nałożyć blokadę na dystrybutora leków. Liczba takich blokad spadła z 65 w 2011 r. do 8 w 2016 r. Ani kongresmen Marino, ani ówcześni szefowie Agencji Antynarkotykowej czy Departamentu Sprawiedliwości nie chcieli się wypowiedzieć na potrzeby materiału „Washington Post” i „60 Minutes”. A reprezentujący północno-wschodnią Pensylwanię polityk dostał ostatnio od prezydenta Donalda Trumpa nominację do objęcia stanowiska Biura ds. Polityki Antynarkotykowej w Białym Domu. Od 2014 r. w jego dystrykcie 106 osób zmarło z powodu przedawkowania opioidów. Tylko tego lata przedawkowały je 53 osoby, trzy z nich zmarły.

Dwa dni po ujawnieniu raportu, po apelach kilku kongresmenów, Marino wycofał swoją kandydaturę. Poinformował o tym w tweecie prezydent Trump.




Ameryka uzależniona

Spoiler:
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 102 / 0
[mention]JSC[/mention] zdaje się, że Ty chwalisz się dziadkiem z AK?



Jarosław Maringe, pseudonim "Chińczyk" i "James". Twórca i szef polskiego narkobiznesu lat 90. Skazany za przemyt narkotyków na 12 lat więzienia. Opisuje kulisy swojej przestępczej działalności w książce Chińczyk. Dziś jest biznesmenem, restauratorem i deweloperem.


Był szefem polskiego narkobiznesu.'' Nie wiem, ile zarobiłem. Dziesięć, dwadzieścia milionów?''

Angelika Swoboda

Przepuściłem fortunę. Gdybym ją dobrze zainwestował, nie musiałbym dzisiaj nic robić - mówi Jarosław Maringe.

Patrzę na pana kryminalną przeszłość i bardzo mi się ona kłóci z tym, że wyrósł pan w patriotycznej rodzinie z zasadami.


- Mój dziadek, Jerzy Maringe, tworzył z generałem Witoldem Pileckim Tajną Armię Polską w mieszkaniu na Szucha. Z kolei stryj, Stanisław Wyganowski, był prezydentem Warszawy od 1990 do 1994 roku. Proszę spojrzeć na to zdjęcie (Jarosław Maringe pokazuje na czarno-białe zdjęcie wiszące na ścianie w jego restauracji - red.). To batalion Czata z Powstania Warszawskiego. Zginęło w nim moich dwóch stryjów - Andrzej i Leszek.

Więc jak to się stało, że pan został przestępcą?

- Miałem dość tego, że uczono mnie etykiety, że kazano całować kobiety w rękę. Wychowywały mnie tak babcia i prababcia, zresztą prababcia Antonilla Maringe, z domu Wyganowska, też bardzo zasłużona. Miała pseudonim Ciocia Tola, działała w kontrwywiadzie. Cała moja rodzina była w kontrwywiadzie Armii Krajowej, a w domu panował reżim wojskowy.

Za komuny ojciec legalnie wyjechał do rodziny we Francji. Po urodzeniu mieszkałem na Marszałkowskiej 4, ale potem, nie wiem na jakim patencie, komuniści wykwaterowali nas na Grochowską. Przyjeżdżała do nas babcia od strony matki, bo mama dużo pracowała. Zacząłem wchodzić w patologiczne towarzystwo na Pradze. Wciągnęło mnie. Zobaczyłem, że już w wieku 13 lat mogę na siebie zarabiać. Sprzedawałem na giełdzie na Grzybowskiej gry i programy komputerowe, potem handlowałem na Skrze. Jeździłem taksówkami, wyobraża sobie pani? W weekend potrafiłem zarobić 100 dolarów. Szedłem do Baltony i kupowałem sobie słodycze.

To musiało się panu już wtedy w głowie poprzewracać.

- Ja bym to raczej nazwał żądzą niezależności. Nie potrzebowałem słuchać rodziców, bo sam świetnie dawałem sobie radę. I tak w wieku 16 lat już siedziałem.

Szybko.

- Rodzice zostawili mnie samemu sobie, a prababcia, która tak zabiegała o moje wychowanie, zmarła. Próbowała mi pomagać ciocia Tosia z Sopotu, ale co ona mogła zrobić na odległość?

Czemu trafił pan do więzienia?


- Zacząłem jeździć z sąsiadem na handel do Niemiec. Sąsiad, wykładowca z SGH, zapier***ał ze mną z tobołami na plecach, a w nich browary i czekolady z Aldika. Podróżowaliśmy tym słynnym pociągiem Warszawa - Berlin i to w tym pociągu poznałem złodziei samochodowych. I wtedy, jak oceniam z perspektywy czasu, popełniłem największy błąd z moim życiu. Miałem na Skrze trzy stoiska z rzeczami z Niemiec, zarabiałem gruby hajs, ale wszedłem w kradzieże. Po co mi to było? Nie wiem. Ale od tego momentu zszedłem na złą drogę.

Po co panu to było?


- Wie pani, wybijałem się w tym towarzystwie intelektualnie. Imponowałem im. W efekcie, jak wszedłem w narkobiznes, wszystkich złodziei przerobiłem na dilerów.

Ale zanim ich pan przerobił, to...


- ... kradłem z nimi radia samochodowe. I za drugim czy trzecim razem wpadłem. Właśnie wtedy poszedłem siedzieć. To było niemieckie więzienie dla nieletnich, w sumie to gorsze niż to dla dorosłych. Sporo tam przeszedłem. Połowa więźniów to byli Turcy i Kurdowie na fałszywych paszportach.

Czegoś pana tamtejsze przejścia nauczyły?

- Jak wyszedłem na wolność, to po złości ukradłem radia ze wszystkich stojących pod więzieniem aut pracowników. Chciałem szybko jakieś pieniądze zarobić. Siedziałem z recydywistą, który mówi do mnie: "na pusto nie możemy wracać, coś musimy zarobić". Jego po tej kradzieży pod więzieniem złapali tego samego dnia. Na parkingu był monitoring, o czym nie mieliśmy pojęcia, bo wtedy nigdzie u nas jeszcze kamer nie widzieliśmy. Mnie im się nie udało złapać, spokojnie przewiozłem te radia do Polski.

Jak?

- Miałem swoje szlaki, na przykład taki przez Skandynawię. I sposoby. To ja wymyśliłem, żeby w naładowanych butlach gazowych przemycać amfetaminę. Przy dokładnym sprawdzeniu butla działała, a amfetamina, całe dziesięć kilo, była niewykrywalna. Przemycałem kokę w przerobionych autach i tirach. Mieliśmy nawet przemytnika bez nogi i bez ręki, który przemycał towar w protezach. Całe kilogramy.

A wracając do pani pytania, radia przewiozłem pociągiem.

I co dalej?

- Chciałem zwiedzać świat. Jeżdżąc najpierw na radia, a potem na samochody, zwiedziłem całą Europę. Zaczynałem sam, a potem miałem swoje ekipy, które woziłem na kradzieże. Ja już nie musiałem kraść. W dzień leżałem sobie nad Jeziorem Bodeńskim pod namiotem, małolat, 19 czy 20 lat miałem. Wieczorem rozwoziłem swoich złodziei, rano ich odbierałem i byłem turystą. Na radiach byłem nawet w Finlandii pod biegunem. Pamiętam, że miałem wtedy starego amerykańskiego forda kombi, w którym można było spać, więc z ciekawości pojechałem aż pod sam biegun, bo chciałem te noce polarne zobaczyć.

Nie ma pan poczucia, że gdyby wtedy wykorzystał pan swój zmysł legalnych interesów, byłyby pan dziś bogaczem przez przeszłości kryminalnej?


- Ale oczywiście! Byłbym multimilionerem! Tak by było. Ale co mam teraz zrobić? Wtedy nad Jeziorem Bodeńskim stwierdziłem, że z radiami koniec. Chciałem mieć większy prestiż, więc wymyśliłem, że teraz moi ludzie będą kradli samochody z belgijskich i luksemburskich komisów. Musieli też wchodzić do biur, gdzie były dokumenty z kluczykami. Wystarczyło zbić szybkę i już.

Wyjeżdżałem taką furą z kompletem dokumentów, a potem sprzedawałem ją w Polsce. Na granicy trzeba było pokazać umowę, że się to auto kupiło od Belga czy Luksemburczyka. No to robiłem te umowy i miałem. Ale wpadłem. I trafiłem do więzienia w Luksemburgu. Pani sobie nie wyobraża, jaki tam rasizm był! Wsadzili mnie w największą patologię, do ludzi z dożywociem. Z kolei gdy siedziałem w Szwajcarii, ogoliłem się na łyso i przez 40 dni nie jadłem, a potem podciąłem sobie żyły. Kupili mi więc bilet w biznesklasie i wysłali do Polski.

Czemu pan to zrobił?


- Bo chciałem wyjść. W Polsce pewnie bym się wykrwawił i umarł. Pani sobie nie zdaje sprawy, ile w więzieniach jest samobójstw. Ja sam się trzy razy chciałem zabić, już w Polsce. Powiesiłem się na lince, ale się urwała, grzałka tak samo. Przywiązałem do kraty kabel od grzałki, ale spadłem razem z nią i tylko się poobijałem.

Potem przypomniało mi się, że na giełdę komputerową, od której zaczynałem, handlarze przywozili tony towaru. Pomyślałem, że ich wszystkich opie***lę. Potrafiłem być tak bezczelny, że okradałem samochód ustawiony na parkingu strzeżonym. Psa z cieciem zwabiałem na drugi koniec i wchodziłem do wypchanego transportera. I przez dwie godziny wymontowywałem z komputerów same pamięci i twarde dyski. Jeden strzał i miałem towar za tysiące dolarów.

Jak pan trafił do mafii pruszkowskiej?


- W jednym z lokali w Warszawie ich poznałem. Patrzę, takie buraki, słoma z butów, a wszystkie d**y się koło nich kręcą. Też tak chciałem, więc dałem zarobić na częściach komputerowych Adrianowi z gangu "Rympałka". Już nie żyje. To właśnie on ciecia z psem wywabił na drugi koniec parkingu, a ja kradłem. Podzieliliśmy się po połowie i tak się do mafii wkręciłem.

Wszyscy oni wtedy wciągali koks, jak też chciałem. Zacząłem więc koksem handlować, po dwóch tygodniach stworzyłem własną siatkę dilerów, z tych, co ze mną wcześniej kradli radia. Dostali nową robotę. Nietrudno było namierzyć przemytników. Kupowałem koks od nich, z pierwszej ręki, najpierw po pół kilo. I tak rozkręciłem biznes, że obsługiwałem nie tylko mafię pruszkowską, ale i wołomińską.

Czemu panu nie zrobili krzywdy?


- To był rok 1998, uzależniłem od siebie dwie największe grupy przestępcze w Polsce. Miałem trzech ochroniarzy i osiem samochodów, każdy na dzisiejsze realia wart pół bańki, m.in. dwie beemki piątki, jedną po tuningu przez Schnitzera, mazdę DX7, grand cherokee, audi A8. Całą ulicę zajmowały. Jak to musiało wyglądać!

To było wtedy, gdy pan pieniądze z narkotyków nosił w reklamówkach?


- Tak, wtedy przepuściłem fortunę. Nie wiem, ile zarobiłem na dzisiejsze realia. Dziesięć, dwadzieścia milionów? Gdybym to wtedy dobrze zainwestował, nie musiałbym dzisiaj nic robić.

Na co pan jeszcze przepuścił tę fortunę?

- Głównie na samochody. Sporo też podróżowałem. Byłem w prawie pięćdziesięciu krajach.

koks pan dalej brał?


- Przestałem, bo miałem po nim zaburzenia lękowe. Bałem się. Choć z tymi zaburzeniami do końca pewien nie jestem, czy na pewno je miałem. Wszędzie widziałem policjantów po cywilu. Koledzy wmawiali mi, że to zaburzenia, a potem się okazało, że byłem już wtedy obserwowany. I że to rzeczywiście była policja. W końcu trafiłem do więzienia za narkotyki. Wyszedłem w 2008 roku.

Ma pan taką samą łatwość wpadania w nałogi, jak i wychodzenia z nich?


- Przeszedłem pełną diagnostykę psychologiczną. Jestem wybitnie inteligentny, mam też ogromną łatwość wchodzenia i wychodzenia z nałogów. Potwierdził to biegły psycholog sądowy. Nie mam za to tendencji do manipulowania i zmyślania. Jako jedyny w Polsce potrafiłem zapewnić stałe dostawy najlepszych narkotyków dostępnych na rynku. W każdym czasie i w każdej ilości. Bardziej niż o kasę chodziło mi o moje bezpieczeństwo. Jakby mnie zabili, straciliby dopływ najlepszego koksu i kasę, jaką im odpalałem. Doszło nawet do tego, że mnie ci z wołomińskiej i pruszkowskiej pilnowali, żebym za dużo nie imprezował.

Poza tym moi klienci to były VIP-y i ci, którzy dopiero do bycia VIP-em aspirowali. Moi główni klienci to byli artyści. W środowisku muzycznym może z 5 procent nie bierze kokainy. Wiem to, bo moi ludzie im narkotyki dostarczali. Opisałem to zresztą w mojej książce.

Czytając ją, odniosłam wrażenie, że może być odebrana jako promowanie przestępczego życia.


- Spotkałem się z takimi zarzutami. Mam jednak nadzieję, że wtedy ludzie zobaczą, jaką zapłaciłem cenę i zastanowią się, czy warto. W kolejnych zamierzam opowiedzieć o tym, że za przestępstwa trzeba odpłacić.

Pan odpłacił?

- Oczywiście. Odsiedziałem siedem lat, mam też trzy lata za przemyt narkotyków zawieszone na 10 lat. Odpłaciłem nie tylko więzieniem, ale i chorobami, w tym depresją. Wyleczoną. Poza tym oddałem państwu zyski z działalności przestępczej wyliczone przez sąd. W sumie było to półtora miliona złotych.

Uważa pan, że to wystarczy jako zadośćuczynienie dla osób, które pan skrzywdził?


- Proszę pani, po pierwsze nie uważam, żebym kogokolwiek skrzywdził.

A ludzie, których pan okradł w Polsce i za granicą?

- Co prawda nie byłem wtedy dojrzały emocjonalnie, ale podchodziłem do przestępstw jak do biznesu. Poza tym nikogo do złego nie namawiałem, nikogo od przestępstw nie uzależniałem. Po prostu konstruowałem parszywy biznes. I będę za niego bekał do końca moich dni. Niedawno zaproponowano mi prowadzenie programu w jednej ze stacji. Ale właściciel się zreflektował, że jednak nie mogę, bo jestem byłym przestępcą. Mam piętno do końca życia. Chociaż zerwałem z przestępczością.

I nagle okazało się, że pomówił mnie "Masa", który został świadkiem koronnym. Pomówił mnie do dwóch najcięższych przestępstw: zabójstwa i usiłowania zabójstwa. Na szczęście sąd wszystko zweryfikował i oddalił.

Wie pani, to, że byłem przy bójce, nie znaczy przecież, że brałem w niej udział, że pociąłem kogoś nożem.

Robi pan z siebie ofiarę. Nie przesadza pan?

- Podam pani inny przykład. Gdy zostałem deweloperem, kupiłem chyba ze sto domen internetowych i odpowiednio je pozycjonowałem, by zrzucić na niższe miejsca w wyszukiwarkach artykuły o mnie. O tym, że znany gangster, czyli ja, wyszedł na wolność. A i tak miałem problemy przy sprzedaży mieszkań. Ludzie bali się, że coś będzie nie tak, mimo że nigdy nikogo w tym biznesie nie oszukałem.

Dajcie mi jeszcze szansę, a zobaczycie, że zdziałam wiele dobrego. Nie chcę się chwalić, ale pomagam na przykład polskim domom dziecka na Ukrainie. Zaczęła tam jeździć moja kuzynka i mnie wkręciła. Ja wykładałem pieniądze, ona zajmowała się całą resztą. Pomogliśmy dzieciakom z polskich parafii w takich miejscowościach jak Łuck, Stanisławów, Buczacz, Czortków, Skałat czy Ostróg.

A powie mi pan na koniec, skąd ta blizna na twarzy?


- Pies mnie ugryzł. Byłem kiedyś z pewną bogaczką. Odwiedziłem ją w domu w Magdalence, 1200 metrów. Miała pinczera, który nie toleruje konkurencji. Karmiłem go szynką w łóżku i nagle mnie ugryzł w usta. Jeszcze potem zakażenia dostałem. Powiedziałem pani, jak było. Nie będę przecież bajek wymyślał.



e.jpg
eeee.jpg
eeeeeee.jpg
eeeeee.jpg
eeeee.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 404 / 39 / 0
Nevil Schoenmakers – założyciel pierwszego banku nasion i „król konopi to on 1988 stworzył skunk1 i od tamtej pory kazde dobre palenie jest nazywane skunem,stworzył super skunk i najmocniejszego skuna shiva skunk,jak i ponoc najlepsza odmiana na swiecie Northern Lights plants5,jack herer,G13

https://www.cannabisnews.pl/nevil-schoe ... ol-konopi/


Jego geny i odmiany są ponoć w

https://sensiseeds.com/pl/nasiona-konopi

Jack Herer® Seeds zwykły 163 euro,bo jak wyrwiesz przed zapyleniem meny,z zenskich matke do klonowania,która bedzie nalepiej rosła,bo automaty feminizowane,są wygodne ale słabsze.
  • 4594 / 719 / 0
Napisał na Wykopie, że "dla żartu" wrzucił metalową rurkę do silnika Airbusa.
#polska #wydarzenia #bezpieczenstwo #wykop #policja #katowice

Spoiler:
The beautiful thing about DMT is that it makes no sense at all, but everything makes sense at the same time!
The methapor of Life

ledzeppelin2@safe-mail.net
  • 4594 / 719 / 0
https://ujarani.com/291633

Narkotyki w armiach II W.Ś
The beautiful thing about DMT is that it makes no sense at all, but everything makes sense at the same time!
The methapor of Life

ledzeppelin2@safe-mail.net
  • 912 / 202 / 1
Zawilska JB (2017) An Expanding World of Novel Psychoactive Substances: Opioids. Front. Psychiatry 8:110. DOI: 10.3389/fpsyt.2017.00110
fpsyt-08-00110.pdf
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
  • 581 / 75 / 0
Uwaga! Użytkownik MrMagnificus jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1972 / 471 / 0
Bardzo ciekawy artykuł od Pokolenie Ł.K.
https://hyperreal.info/news/ten-kannabi ... szy-od-thc
Traktuje o octowym estrze THC, który jest łatwy w otrzymaniu i 2-3 razy silniejszy od THC. Ciekawa jest kwestia legalności tej substancji w Polsce. Ponieważ nie jest ona wymieniona w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii. A jednocześnie do grypy I-P nie ma adnotacji charakterystycznej dla innych grup o tym, że prawo obejmuje również estry i etery substancji psychotropowych wymienionych w niniejszej grupie, jeżeli istnienie takich estrów i eterów jest możliwe, chyba że są one wymienione w innej grupie. Skoro istnieje wyjątek od reguły to znaczyłoby, że ester octowy THC jest legalny.

W artykule się wkradł mały błąd: "której używa się podczas ekstrakcji morfiny w heroinę". Powinno być raczej konwersji albo syntezy heroiny z morfiny i bezwodnika octowego. Natomiast podobieństwo produkcji do heroiny i fakt, że substancja działa dopiero po 30 minutach mogą świadczyć o tym, że tak jak w przypadku morfinowych sióstr tak i tutaj THC-O-octan będzie prolekiem THC.
ODPOWIEDZ
Posty: 2067 • Strona 206 z 207
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.