Więcej informacji: NBOMe w Narkopedii [H]yperreala
-w pewnym momencie przekręciłem się na brzuch i zacząłem odpływać. Mózg zadbał o to, żebym przypadkiem nie odpadł - ewidentnie poczułem, że ktoś (z rodziny?) nakrył mnie na harcach, złapał za ramię i odwrócił z powrotem na plecy. Mógłbym przysiąc, że widziałem cudzą rękę na moim ramieniu (bo dotyk i uczucie zaciskania - jak prawdziwe). Padło wtedy moje donośne "O JEZUS!" , a w pokoju nie zastałem nikogo.
oh everywhere,
she comes in colors
Generalnie wizuale po B są... może nie subtelne, bo to złe słowo, ale w całej swojej formie takie, że nie w każdym warunkach są interesujące. Nie rzucają się w oczy, że tak to ujmę
Oczywiście staż, doświadczenia i tolerancja też swoje robi, bo jak ktoś wyćpał wszystkie sajko świata to raczej trudno go czymś zaskoczyć :D
oh everywhere,
she comes in colors
I wtedy stało się.
Najeźdźca zaczyna puszczać polski hip-hop .
Przy czym się nie krzywiłem. Leżąc w bezruchu mózg miał szansę ukonkretnić wizuale. Z tworu mojej dłoni mógłbym zrobić ikoniczną okładkę do jakiegoś psychowego retro albumu. Muzyka napierała coraz bardziej. Włączały się kolejne zmysły. Tak na co dzień, jak i na tripach jestem wiernym zwolennikiem przekazu słuchawkowego, ale tym razem musiałem uznać wyższość otwartej prezencji. Czułem, jak fale dźwiękowe mnie otulają, tworząc nade mną kołderkę (była i ta prawdziwa, też milsza niż zwykle, ale jakby zniknęła w obliczu dźwięku). Otrzymując bodźce całym ciałem, dalej nie poruszając się, zacząłem odpływać w inny świat. Obraz spluszowiał, śnieżył, jakbym odarł się z tej umownej percepcji, która nam pomaga poruszać się po świecie dzięki zmysłom, a została sama obiektywna rzeczywistość. Czułem się trochę jak jakieś roztocze buszujące po włóknach pościeli - jak prosty organizm, który bez sensualności ma zaprogramowanych ledwie kilka najprostszych czynności biologicznych. Przed oczami wyrasta mi takie bawełniane włókno, z którego zaczynają się wyplatać słowa z tych hip-hopów, które zaczynają do mnie w końcu docierać. Na szczęście operowały na tematach bardziej introwetyczno-egzystencjalnych. Kontaktowałem jeszcze na tyle, by w głowie przewijała się myśl z pierwszej próby ("ale żenada™"), lecz to już na tyle w tle, by nie zakłócać odczuć płynących z odbierania tej bandyckiej muzyki. Słowa rozkwitały na bieżąco z tego włókienka i tworzyłem własne teledyski pod te kawałki. Każda sytuacja była na bieżąco, w czasie rzeczywistym, na równi ze słowami ilustrowana "filmem", przy czym film to trochę złe słowo na coś, co zdawało się dziać naprawdę (bo zagłuszało moje ego wątłego roztocza). Słowa były PRAWDĄ (tak, wiem, hiphopy) i w jakichś mniej sprzyjajacych okolicznościach, mniej fortunnych słowach i większej dawce substancji chyba istnieje ryzyko zrobienia czegoś bardzo niemądrego. Niektóre utwory były na tyle trafne, że aktywowały motyw o dążeniu do osiągnięcia "kosmicznej jedynki", złapania ogona i dociśnięcia kręgu życia. Wiem, też miałem żal, że lepszy byłby jakiś muzyczny filozof przynajmniej pokroju Davida Tibeta albo co, ale euforia była ukierunkowana na spijanie szybko wypluwanych słów, najlepiej po polsku, bym miał pewność ich ogarnięcia. W końcu przestałem złorzeczyć na dobór repertuaru, tylko syczałem w myślach "więcej! Więcej!". Nie wiem, na ile to kwestia czysto psychicznej wkręty, czy faktycznych halucynacji słuchowych (nie poszukiwałem już później oryginałów do porównania), ale panowie raperowie kilkukrotnie nawijali o rzeczach, których pierwotnie na bank nie było. Najbardziej przemawiały do mnie słowa "JESTEŚ NAĆPANY! JESTEŚ NAĆPANY!" , recytowane rzeczywistym głosem aktualnego rapera i nawet trafiały w bit . Kompletnie nie pilnowałem zegarka, więc ram czasowych opisywać celnie nie będę, ale po jakiejś godzinie zostałem w końcu sam. Pokój tańczył salsę. Przysiadłem do kompa, próbując odtworzyć coś z zasłyszanych utworów, jak i znaleźć podobne. Przy okazji puściłem sobie w końcu link, który miałem zapisany od dłuższego czasu do przesłuchania, a nie wiedziałem kompletnie cóż to. No więc leci sobie TO. Przypominam - słowa były PRAWDĄ. Wkręta była taka, że naprawdę wierzyłem, że obok mnie zaraz stawi się matula, której przybycia nie zarejestrowałem, przyjadą panowie z kaftanem i adios. Lub, co gorsza, wróci JEZUS (albo inny Ważny Gość), pojawi się deus ex machina i w krótkim ułamku sekundy załączy się bullet time, a ja zostanę w zwolnionym tempie unicestwiony za zbytnie grzebanie w drodze do prawdy. Ponownie miałem wrażenie, że mózg stworzył tekst (mówiony i pisany), którego na wideo na nie ma, co spotęgowało uczucie, że ten filmik i muzyka była tworzona na bieżąco przez Jakieś Siły, które na koniec mnie odstrzelą. Nie było w tym jednak żadnego przerażenia o znamieniu bad tripowym, raczej oczekiwanie z wypiętą klatą. Pojawił się motyw. Motyw muzyczny, a zarazem motyw moich niespełnionych ambicji kompozytorskich. Mózg zaczął sam grać sobie muzykę, a klawiatura błagała mnie, bym zarejestrował te dźwięki. Wnioskuję, że błagała, bo zalewała się łzami. Ogólnie motyw "ściekania" (najpierw ten szlam w łazience, potem płacząca klawiatura) był dość powszechny. Powybijałem motywy palcami licząc, że rano będę je jeszcze pamiętał. Zapomniałem już po paru chwilach.
Postanowiłem się glebnąć na łóżko w ciemności, jak pierwotnie zakładałem. Przez krótki czas pojawiały się jeszcze ciekawe efekty - w teledysku oglądanym już na telefonie facetowi leżącemu kulturalnie na podłodze domalowałem rozłupaną czaszkę z walającymi się wokół kawałkami mózgu. Chwilę później krawędź telefonu i jack słuchawkowy straciły twardość - stały się oślizgłe, miękkie. Na ekranie kolejne "przywidzone" flaki. No to już wiedziałem, co mam takiego miękkiego pod palcami. Bywały też efekty milsze - w utworze utrzymanym w stylu retro (Ghost of Sabre Tooth Tiger - Johannesburg - swoją drogą polecam, całkiem ładna płytka) czułem słodki smak i zapach cytrusów, jak w letnim, owocowym sadzie.
Niemniej doszedłem do wniosku, że nie tylko dość szybkie zejście ze szczytowej formy nbomka ma wpływ na dość niewielką już radochę, ale również ta ciemność i słuchawki. Jednak potrzeba więcej światła, a przede wszystkim wystawienia ciała na bodźce. Muszę pomyśleć o jakimś złotym, nieprzypałogennym środku (może uda mi się w końcu namówić kogoś ze znajomych, którzy nie tolerują niczego poza alko). Kompletnie nie wchodziła mi muzyka, którą znałem i zawsze słuchałem. Siła słów nie działała. Jeśli o machinacje przy brzmieniu chodzi, to trzymały się w ryzach. W jednym utworze widziałem przed oczami wzmacniacz gitarowy, który żarzył się od wypluwanych riffów. Więcej się działo na etapie chowania się pod kołdrą przed hip-hopem - typowe psychodeliczne rozciągnięcia głosów, wyimaginowane śmiechy, które opływały mnie naokoło. W związku z brakiem odpowiedniej stymulacji IMO muzyka instrumentalna odpada. Najlepiej zaopatrzyć się w jakieś concept albumy o rzeczach wielkich i liczyć, że na bieżąco będziemy sobie produkować do tego film na miarę The Wall. Schyłek tripa poświęciłem na rozmyślanie o Bogu, systemie wartości gwaratującemu stabilny rozwój i o absurdzie lewackiej mentalności, przez co miałem szczerą ochotę, niczym Stanley Kubrick, zadzwonić w środku nocy do znajomego i zapewnić go, że jest oderwaną od rzeczywistości spierdoliną . Było też trochę refleksji o swym zastoju, o relacjach z innymi ludźmi, ale nie ma co bezcelowo próbować opisywać tego i typowych wkręt myślowych, tylko samemu zarzucać na dziąsło .
Wjazd na ciało - efekty psychodeliczne były na tyle aktywne, że dało się o nim zapomnieć. Słabiej było po schyłku, kiedy zakończyło się clue programu i raczyłem się tymi drobnostkami pokroju telefonu z mięsa, ale i tak było lepiej niż poprzednio. Po jakichś pięciu godzinach od zarzucenia znużenie również zaczęło maskować ucisk brzucha. Dopomogłem sobie tabletką Etizolamu i niedługo potem odpłynąłem w sen jak śpiąca królewna.
Konkluzja: wygląda na to, że tak właśnie ma działać standardowa dawka, tylko ponownie okazuje się, że muszę ładować więcej. Nie było żadnych poważnych zjawisk jak - z jednej strony - pojawianie się przerażających postaci i istot, a z drugiej poważna utrata ego (były znamiona, ale po dysocjantach wiem, że można rozłupać się bardziej) czy opuszczanie ciała. Stąd przewiduję próbę z ilością ~3mg, którą chyba mógłbym w uproszczeniu przyjąć jako odpowiednik 2,3 dla przeciętnego zjadacza kartonu. Ogółem nawet mi się podobało, aczkolwiek chyba lepiej się rozejrzeć za innym nbomem, skoro jest tyle głosów o mniej intensywnych, lecz lepszych jakościowo wizualach i mocniejszej warstwie myślowej.
magicznamagiczka pisze:
Oczywiście staż, doświadczenia i tolerancja też swoje robi, bo jak ktoś wyćpał wszystkie sajko świata to raczej trudno go czymś zaskoczyć :D
Na peak'u 450mg DXM dorzuć 1mg 25b-nbome i wtedy chcę poznać twoją opinie. :old:
Na mocy obowiązującego prawa na terytorium Polski ZABRANIAM kopiowania moich postów, które de facto są fikcja.
Życie to najlepszy narkotyk...
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.