Dyskusja na temat grzybów halucynogennych, m.in. łysiczki lancetowatej i muchomora czerwonego.
Więcej informacji: Grzyby w Narkopedii [H]yperreala
ODPOWIEDZ
Posty: 70 • Strona 1 z 7
  • 45 / / 0
Ile najwięcej na raz zjedliście/ wypiliście w wywarze sztuk/ gramów grzybów na raz? Jakie są wrażenia po ekstremalnych ilościach psylocybów?

Ja pobiłem swój rekord 2 dni temu i było to 75 sztuk w postaci wywaru + zjedzenie pozostałości ( były wysuszone i stwierdziłem, ze lepiej tak bo szybsciej sie załadują). Przyjęliśmy tyle samo razem z kumplem. Nie była to najmocniejsza podróż jaką miałem bo 10 lat temu miałem duzo grubiej po 45, z tym, ze mialem wtedy "nascie" lat.

Nie traktuje jedzenia grzybow do konca rekreacyjnie chociaz za kazdym razem jest smiesznie, pieknie i wesolo. Grzyby jem raz, dwa razy w roku wlasnie jesienia i jest to dla mnie cos w rodzaju podsumowania i resetu. Za kazdym razem czuje sie po jakbym zaczynał wszystko od nowa - wchodze na kolejny etap z z przemysleniami nad tym co bylo. W zasadzie za kazdym razem mam w trakcie fazy moment badtripu i sa to momenty kiedy dociera do mnie z cala moca wszystko to co zrobilem zle z tym, ze jest to pod kontrola - nie ma mowy o myslach samobojczych. Po prostu widze jak na dloni to co spieprzylem i mysle, ze to konstruktywny aspekt dzialania grzybow.

Zauwazylem, ze mimo malej czestotliwosci jedzenia moja tolerancja w jakis sposob rosnie. Tym razem bylo podobnie. Kumpel jadl pierwszy raz i jak rozmawialismy juz po wszystkim o tym jak bylo to mowil, ze mial momenty kiedy kompletnie nie ogarnial - nie wiedzial gdzie jest i w zasadzie jedynym punktem odniesienia bylo wlasne imie, ktore powtarzal sobie w myslach. Ja przez caly czas zachowalem pelna swiadomosc tego gdzie i kim jestem. Oczywiscie mialem tez konkretna psychodele. Wszystko falowalo, po zamknieciu oczu widzialem charakterystyczne fraktale itd ale czulem, ze mogloby byc jeszcze duzo lepiej.

Zastanawiam sie nad zjedzieniem w przyszlym roku ilosci trzycyfrowej przy czym mam pewne pewne obawy zwiazane z tym, ze mogloby mnie pokrecic na tyle mocno, ze odbiloby sie to w wyrazny sposob na psychice na dlugi czas. Co o tym myslicie, macie jakies doswiadczenia?
Ostatnio zmieniony 29 lipca 2014 przez Thirteen, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Zmieniono nazwę tematu.
  • 1951 / 13 / 0
4,5g bodajże B+. Kto mnie pobije, kto jest lepszym ćpunem?
Uwaga! Użytkownik 69plateau jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1392 / 8 / 0
Proponuję, aby regułą dla tego wątku, prócz podania liczby spożytych grzybów, było napisanie TripNote'u, krótkiego, bądź dłuższego, aby temat ten miał sens. Coś pokrótce o S&S, itd. Bo jak każdy napisze liczbę i "ale faza ja pierdolę", będzie to bezcelowy, spamerski wątek. Passionman dobrze zaczął. Plateau, rozwiń, jak znajdziesz chwilę! ;-)

Ostatnimi czasy dość często używałem psychodelików, 4-HO-MET, 25C-NBOMe. Gdy po tych zabawach sięgnąłem po grzyby, okazały się działać słabiej, niż zawsze, dlatego postanowiłem zrobić przerwę od psychodelików. Akurat tak się złożyło, że w jej trakcie rozstałem się ze swoją jedyną kobietą, co niesamowicie ciężko przeżyłem. Do tego, po tygodniu czasu, doszedł mój ogromny błąd, który przyjacielskie relacje między nami obrócił w niemalże nienawiść. Niczego tak w życiu przez te dwadzieścia kilka lat nie żałowałem, daję słowo.
Od jakiegoś czasu myślałem o tripie, wydawało mi się, że jestem już gotowy. I tak mnie tchnęło, właśnie w ten najgorszy dzień, żeby to zrobić. Wiedziałem, że S&S wykluczają cokolwiek pozytywnego, co mogłoby się zdarzyć podczas podróży. Mimo wszystko, postanowiłem sobie dokopać, spróbować coś zrozumieć, obrać nową drogę, a przede wszystkim stawić czoło największemu bólowi w najbardziej niesprzyjających warunkach. Stało się. Wieczorem, w swoim pokoju, zjadłem 4g suszonych łysiczek. Nigdy wcześniej nie przekraczałem 2,5g.

Zwykle pierwsze działanie grzybów odczuwam po 25-30 minutach. Tym razem początkowa fala otarła się o mnie po niecałych dziesięciu. Już wiedziałem, że będzie to coś nietypowego. Kolejne 10' było podsycaniem ciekawości, wzrastaniem podniecenia czymś nowym. Minęło 25 minut od konsumpcji, a ja miałem już dość. O ile do tej pory obserwowałem, co się dzieje, tak teraz zaczęło mnie wciągać gdzieś głęboko. Nie chciałem, aby było mocniej. Mało tego, chciałem wrócić. Świadomość, że nie mogę tego cofnąć, oraz że przez najbliższe pół godziny działanie psychodeliku będzie narastać, była przerażająca. Nie chciałem tego, co nieuniknione, co będzie się ze mną działo już niebawem.
Nie będę opisywał konkretnych przemyśleń, ze względu na ich osobisty charakter, skupię się za to na ogólnym stanie, w jakim się znalazłem. Uczucie wciągnięcia pomiędzy koła zębate nieskończenie wielkiej machiny, w której się pojawiłem. Czułem, jak się obracam wraz z trybami, jestem przez nie przemielany, wtłaczany, wsysany coraz głębiej. Nie istniało nic prócz tego, co było w mojej głowie. Próby złapania kontaktu z rzeczywistością spaliły na panewce. Zapaliłem światło chcąc się wyrwać poprzez skupienie uwagi na czymś z zewnątrz. W efekcie tylko patrzyłem błagalnym wzrokiem wokół siebie, nie mogąc przebić zasłony, która oddzielała mnie od rzeczywistości. Nie potrafiłem ukierunkować swoich myśli na co innego, niż własne życie i problemy, które napływały same, w zastraszającym tempie. /Krótka wstawka na temat OEVów: Obraz pocięty na pionowe, powykrzywiane paski oraz przeróżnie powyginane łuki. Fragmenty mojego pola widzenia, rozczłonkowane przez świetlne linie, nakładały się na siebie. To już nie było po prostu falowanie i wykrzywianie. To zaburzało ostrość widzenia i możliwość rozpoznania otoczenia. Można to sobie wyobrazić jako analogię do kuli ziemskiej i jej płyt tektonicznych, jednak znacznie liczniejszych, niż w rzeczywistości, pływających i nakładających się na siebie, tyle, że w tempie setek kilometrów na sekundę. Albo po prostu: kupka puzzli, jeden na drugim. I jak tu rozpoznać, co przedstawia obrazek?/ Poddałem się. Zgasiłem światło i wróciłem na mój materac-łóżko.
Masakrujący badtrip trwał jakieś 3 godziny. Nie istnieją słowa i sposób wyrażenia jego intensywności. Trzeba po prostu obyć się świadomością, że takie stany istnieją. W najgorszych momentach prawie płakałem, a prawie-płacz na grzybach, do tego w takiej dawce, odpowiada stanowi największej beznadziejności, jaką można sobie na trzeźwo wyobrazić. Zaryzykuję stwierdzenie, że to gdzieś niedaleko samobója.
Po około 3 godzinach efekty działania alkaloidów zaczęły słabnąć, a demoniczna machina się rozpływać. Zostałem uwolniony. Zbiegło się to z czasem zrozumienia najważniejszych aspektów sytuacji, a jakiej się wtedy znajdowałem, oraz pogodzenia z trawiącymi mnie wówczas uczuciami. Zdążyłem, udało się. Piekielne koła zębate zdarły ze mnie cały ciężar, dzięki czemu wraz ze zniknięciem machiny stałem się tak lekki, że mogłem odlecieć. "Zlatywanie" upłynęło pod znakiem ogromnej ulgi i uspokojenia, wręcz ukojenia. Nabrałem sił, optymizmu, chęci do walki i powstania po upadku. Naprawienia błędów, wzięcia się i życia w garść. Po jakichś 6h udało mi się usnąć, co jest dla mnie stosunkowo długim czasem, jak na grzyby.
Z efektów fizycznych: W okresie ok. 20-50 minut od zjedzenia grzybów miałem wrażenie spłycenia oddechu. Co raz musiałem nabierać pełne płuca powietrza, bo wydawało mi się, że inaczej się uduszę (choć wiedziałem, że to nierealne). Po 2-3 godzinach zaczęła doskwierać niewygoda - żadna pozycja ciała nie była odpowiednia, odczuwałem mięśnie i stawy, non stop musiałem się ruszać.
Rzecz o CEVach: Dla mnie (nie znaczy, że w ogóle) - nie istniały. W praktyce, były przytłoczone przez psychikę. Nie dało się ich obserwować. Tyle jestem w stanie powiedzieć.

Podsumowując: Nie żałuję, a wręcz cieszę się, że to zrobiłem. Jednak nigdy nie chcę powtórzyć. Było to dla mnie coś epokowego, coś, co kiedyś musiało się stać. Czułem to podświadomie, przyciągało mnie. Grzyby chciały, abym poznał je od piekielnej strony.

P.S.
Trochę tego tekstu chyba wyszło, może wrzucę na NG. :-) Ale poczekam jeszcze jakiś czas i przeczytam parę razy, żeby w razie czego uzupełnić.

Pozdrawiam!

P.P.S.
Aby nie kończyć raportu smutną nutą, dodam, że nasze relacje wróciły na dobrą, przyjazną drogę. Znowu mogę żyć, przez wielkie Ż. :-)
Ostatnio zmieniony 15 października 2012 przez dsn, łącznie zmieniany 5 razy.
  • 705 / 15 / 0
@dsn dzięki za ten post.
Obecnie znajduję się w podobnej sytuacji życiowej. Nie identycznej, ale podobnej, chcę zacząć od nowa i zresetować się i wiem że grzyby mogą w tym pomóc, jednak bałem się przekraczać dawki 30+ sztuk (od kilku razów większe dawki wywołują u mnie niemiłe odczucia).
Odnośnie tematu najwięcej zjadłem ok. 110 sztuk łysic, to było chyba 4 czy 5 lat temu. Wywar z pociętych na wióry grzybów nie działał przez jakieś 1,5h od wypicia (tak wtedy myślałem), co mnie strasznie zdziwiło, więc zostawiłem zrobionych towarzyszy i wróciłem do domu. Zjadłem jeszcze kilka pozostałych grzybków (nie więcej niż 30) i położyłem się do łóżka. Już wtedy czułem że wchodzi. Poleżałem chwilę z myślą że zasnę, ale nie udało się. Całość tripu odbyła się w kompletnej ciemności, nie widziałem wiele, CEV'y ograniczyły się do czerwonawego fraktala który wyglądał jak wąż i sunął od prawej do lewej strony.
Nie pamiętam o czym myślałem, czy w ogóle o czymś myślałem. To był bardzo beztroski okres w moim życiu, regenerowałem organizm po kilku latach na fecie i "wyłączenie" umysłu (a'la medytacja) nie było dla mnie sztuką. Najlepiej pamiętam muzykę którą słyszałem. Szybki, mocno metaliczny (nie metalowy!) utwór w stylu goa, jednak dla mnie to było arcydzieło techno, nigdy nikt takiego nie stworzył. Grało mi tak w głowie. Nie wiem po jakim czasie zasnąłem. Kiedy wstałem rano byłem bardzo zadowolony... wtedy nawet nie pomyślałbym że po grzybach można mieć niemiłe doznania :-)
Inna rzecz że grzybki które wtedy jadłem nie dorównują mocą nawet w 1/3 tym, które jadam teraz.
Ostatnio zmieniony 15 października 2012 przez Bakoosiowy, łącznie zmieniany 1 raz.
Ryyyyyyyba!
  • 143 / 1 / 0
dsn - mam pytanie na temat tego odczucia wciagniecia przez machine, czy odczuwales w jaki produkt machina chce cie przemienic? rozebrac na czesci pierwsze? cz raczej przeksztaucic w cos innego? wyobrazam sobie jak bardzo przejebane to musialo byc.
Sam kiedys w ktoryms temacie tu wspomnialem o bad tripie jaki mi sie przydazyl. skoro pojawil sie ten temat to odswieze tamto przezycie. Zjadlem wowczas 120sztuk usrednionej wielkosci. Ale znaczenie tu mialy rowniez s&s otoz bylo to ok. 5 rano w sierpniu po nocy spedzanej przy ognisku. Wypilem w ciagu tej nocy 7browarow pierwszy ok 19ej wiec dosyc rozlozne w czasie ale jakby to bylo malo to na dodatek ok. 250ml(0,5l z kumplem) mojej specjalnej cytrynowki tzw. psyholandi o mocy ok 50% etanolu na dodatek aby niebyc sennym zjadlem jakos w srodku nocy 5tabsow tusipectu wypilem puszke napoju o nazwie cocaine oraz kubek mocnej kawy. Wciagnalem tez pare buchow maryski. Błednie myslac ze jestem prawie trzezwy zjadlem te 120szt na dodatek gdy wchodzily sluchalem korna z glosniczka mp3. Bylo to 3 albo 4 lata temu musial bym szukac sladow gdzies w archiwach zeby dojsc teraz kiedy dokladnie wiec z racji czasu jaki uplynal i zwazywszy na moj stan pdczas tripa niezapisalo sie w mojej pamieci wiele wartosciowych doznan. ale byl to pierwszy raz kiedy odczulem ze poprostu nieistnieje... Fizycznie mialem zabuzona motoryke i przez dluzszy czas lezalem na sciezce nieopodal jeziora poczym zaczalem sie przemieszczac z trudem i przerwami na lezenie znow na srodku sciezki po drugiej str jeziorka, pamietam ze mijali mnie ludzie a ja w koszulce z napisem narkoman lezalem jak scierwo. byl pewien moment ktory dobrze pamietam gdy z trudem przeszedlem przez dosyc niskie ogrodzenie w glowie pojawila sie mysl ze teraz juz niema powrotu! czulem sie odzucony przez wszelkie zywe stwozenia, wygnany, widzalem podrodze jakies wiedzmy(zapewne stare babcie na wsi). Pamietam ze probowalem cos mowic sam do siebie ale to co wydobywalo sie ze mnie niebylo mowa tylko belkotem, niepotrafilem poprostu mowic. Obraz mozno falowal, drgal,sniezyl, i byl poprzecinany ta struktura siatki tła. Za wszelkimi poruszajacymi sie obiektami ciagnely sie dlugie smugi a np. samochody zdawaly sie poruszac skokowo ciagnac za sobo po kazdym takim skoku smuge jak wracajaca guma. Trzezwosc umyslu odzyskalem nagle gwaltownie po godz. 16ej bedac ok 12km od miejca poczatkowego tego bad tripa. Niesamowicie cieszylem sie wtedy ze istnieje, zyje, ze rozpoznaje ten swiat ktory znalem, ze wrocilem i jestem czlowiekiem. Czekal mnie jeszcze ok 3km marsz do sklepu gdzie potfornie odwodniony bo niepilem nic od czasu zjedzenia grzbow a byl upal ponad 30st, wreszcie kupilem i bardzo szybko wypilem 1l coli oraz 1,5l wody wracajac finalne 7km do domu.
  • 1392 / 8 / 0
@Bakoosiowy: Nie ma za co. ;-) Rozszerzyłem trochę i poprawiłem ten raport. Staram się go teraz wrzucić na NG, ale z serwerem chyba coś nie tak, bo cały czas odrzuca z racji braku jakiegoś filtru antyspamowego, czy coś w tym rodzaju, i każe próbować za parę minut. Od południa tak. Jak wreszcie się uda i przejdzie - wrzucę tu link.

@narkomanuss: Ta machina w nic nie przemieniała, nie taki był jej sens. Nawet nie wiem, jak wyglądała, bo od razu znalazłem się w środku. Wciągany byłem na zasadzie wcięcia się między dwa koła zębate, potem miażdżony do grubości ubrania i przemielany do następnych kół, których było prawdopodobnie nieskończoność. Wszędzie było ciemno, widziałem tylko je. Masywne, kamienne/żelazne, na grubych, drewnianych wałach. Sama maszyneria. Po mnie był tylko ślad - ubranie wkręcone i obracające się wokół trybów. Tak więc celem tej struktury było raczej rozebranie mnie na części pierwsze, jak to ująłeś. Przejebane było doprawdy bardzo.
Nie wiem, co Ci strzeliło do głowy, aby po takiej "imprezie" wszamać jeszcze grzyby, chyba młody i rzeczywiście pijany byłeś. ;-) Wydaje mi się, że Twoje zaburzenia motoryczne były wynikiem raczej wcześniejszych substancji, jak i zmęczenia, niż samych grzybów. Choć przy takim nawale używek ciężko coś konkretnego wywnioskować. Najbardziej z tej opowieści nie wyobrażam sobie spotkań z ludźmi, zwłaszcza leżąc na ścieżce. Gdyby w takim stanie ktoś się do Ciebie doczepił, Twój badtrip zostałby prawdopodobnie mocno spotęgowany. :-)
  • 227 / 5 / 0
Też dorzucę taki "średnio długi" TripNote dotyczący 80 łysiczek. Jadałem później maksymalnie 95 ale nigdy mnie tak nie "wyczesało" jak ten raz co opiszę niżej. Sorki za długość tekstu.

Był to rok 2000
Zaplanowaliśmy we czterech (ja, mój dobry kolega, oraz jego 2 kolegów, których nie znałem) wieczorny wypad za lotnisko sportowe (mało zabudowań, a dalej tylko górki) w celu konsumpcji grzybów.
Miałem wówczas świeżo osiągniętą pełnoletność, doświadczenia z niczym żadnego (może parę piw jakoś w liceum).
Mój kolega mi raz wspomniał, że miesiąc wcześniej „zjadł kilka grzybków i przez chwilę wydawało mu się, że jego ręka jest jak wąż”, i że „strasznie się z tego śmiał”.
Na podstawie tej jego relacji zdecydowałem się dołączyć do nich na najbliższe grzybienie i..... zażyczyłem sobie 80 łysiczek! Wiedziałem, że to podwójna porcja, ale byłem twardy ;)
Nikt nie powiedział mi czego się spodziewać [nota bene nikt z nas nie wiedział, była tylko ta relacja co pisałem wyżej].
Poszliśmy, w drodze na lotnisko zjedliśmy,.. minęło kolejne 15-20 min. i zaczęły się dzikie śmiechawki nie do kontrolowania. Zajebiście – pomyślałem! Robiło się ciekawie!
Najpierw gdy szliśmy to pojawiły się dziwne OEVy, jak bym przemieszczał się po jakiś torach – wzdłuż symetrycznych linii. W poprzek gruntu, po którym chodziłem również zaczęły się pojawiać powtarzalne motywy. Czy chodziłem po trawie czy asfalcie, szedłem jakby ciągle po tym samym, nie mogłem nigdzie dojść i nie chciał się pojawić żaden inny motyw. Gdy spoglądałem w górę – zdziwienie budziły przybierające na sile „odbicia” elementów z dołu pola widzenia w górną jego część, oraz z lewej do prawej to samo – niekończące się chmury i drzewa, wszystko na co patrzyłem było widziane jakby przez lustrzaną rurę. Do tego wszystkiego moje ciało odczuwałem jako nie moje: płuca jak by na ciągłym wdechu, wrażenie mokrego nosa bez końca, po raz tysięczny próba wytarcia go, i realizacja, że jest suchy. Lekkie obawy, że znowu to samo co przed chwilą i do czego to prowadzi.
Niepokój zaczął gasić śmiechawki – ponieważ „zapętlanie” zaczęło wnikać w sposób myślenia i stawało się jasne, że nie możemy się dogadać ze sobą, pomimo wrażenia, że jakiś telepatyczny kontakt się wytworzył.
Scena była jak w jakimś obłędzie, gdzie każdy z nas z poważną miną wypowiadał jakieś wyrwane z kontekstu słowa/monosylaby, aby zaraz odwrócić się na pięcie i rozpoczynać obłęd od nowa.
OEVy osiągnęły apogeum, z każdym ruchem gałek ocznych „nasuwały” się na siebie odmienne rzeczywistości, jak by poziome kotary jedne bliżej, a inne dalej od oczu. Przewijały się ich dziesiątki, a każdej towarzyszyły inne emocje i myśli, chociaż nie mogły być doświadczone do końca, bo wypierały je inne znaczenia. Twarz jednego z kumpli, nie była już twarzą na jakimś tle, tylko poruszającym się „wybrzuszeniem” tła, które stało się na moment jak zaśnieżony obraz z telewizora w czerni i bieli [coś bardzo podobnego jak widzenie obcych w filmie „pitch black”]. Chwyciwszy się drzewa i patrząc w ciemny las oświetlony tylko blaskiem księżyca, przestał to być dla mnie las, obraz płynnie zmienił się w wizerunek czyjejś twarzy będącej 10 cm od mojej i wypowiadającej jakieś niezrozumiałe słowa. Powalający realizm w połączeniu z milionem skojarzeń na sekundę, przybierających emocjonalne formy, był czymś czego się na pewno nie spodziewałem. Byłem tak zrobiony, że nawet się nie bałem. Tak po prostu musiało być od zawsze.
Szczyt działania psychodelicznego przypadł na skrzyżowanie w „dalszym rogu” lotniska, a było tam małe skrzyżowanie, gdzie zazwyczaj wieczorami spacerowały „zakochane pary”. Wtedy zacząłem popadać w głęboki dyskomfort, bo nagle zdałem sobie sprawę, że nikt nas nie minął od długiego czasu. W przebłysku logicznego myślenia, pomyślałem, że ludzie się nas boją – i ku jeszcze większemu zaskoczeniu, zauważyłem, ludzi zawracających na nasz widok.
To był właśnie moment przełomowy, wtedy zaczął się bad trip. Ogarnęło mnie dziwaczne poczucie wstydu i niechęci do obrazu jaki sobą przedstawialiśmy, skoro aż takie były reakcje ludzi. Nie mogłem w tamtym momencie znaleźć nikogo z mojej ekipy – jak by rozpłynęli się w powietrzu.
Wówczas zaatakował kolejny schizogenny czynnik, czyli możliwość, że wśród tych ludzi na spacerze mógł znajdować się mój starszy brat z laską. Na pewno obczaili i wiedzą!! Na pewno poleciał ją odprowadzić i jest już w drodze do domu, żeby zaalarmować moją rodzinę co się dzieje!!
Tego było już za wiele i zapadła decyzja, że lecę do domu. Jako, że nie mogłem znaleźć mojego towarzystwa. Poszedłem sam. W drodze widziałem jak przede mną „uciekają” dwie pary ludzi.
Na kolejnym skrzyżowaniu, tamci wymiękli i postanowili mnie „przeczekać”, jak już ich minąłem, usłyszałem czyjś komentarz: „to możemy się tutaj już rozdzielić” - do był dla mnie cios – cały czas idąc za nimi [nie miałem innego wyjścia] dręczyło mnie poczucie winy, że doprowadziłem ich do panicznej niemal ucieczki, więc jak to usłyszałem, to tyko utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę wyglądać i zachowywać się jak „oszalały ćpun” i sam o tym nie wiem.
Idąc do domu, zaczęła zbliżać się godzina 1 w nocy. W porywie grzybnej logiki, doszedłem do wniosku, że jak w domu ktoś jeszcze nie będzie spał – to na pewno dla tego, że brat mnie uprzedził.
Jak bym wywołał wilka z lasu! Po powrocie, zastałem wszystkich na nogach, przemknąłem do swojego pokoju. Wiedziałem, że oni wiedzą! Tylko dlaczego nikt nic nie mówi?!
Jedyna logiczna odpowiedź: „boją się mnie!!”
Na pewno czekają aż narkotyki przestaną działać. Ale czy dzwonili gdzieś już? Czy czują się bezpieczni z kimś takim w domu?
Okropnie zaczęło mi to ryć beret – to wszystko działało już tak okropnie długo – leciała dobra 8 godzina, a ja w coraz większej panice przewracałem się w łóżku pławiąc się w coraz bardziej paranoicznych koncepcjach i teoriach. Gdy wyewoluowały one w stronę mojego zdrowia psychicznego i tego, czy kiedykolwiek jeszcze będę w stanie normalnie funkcjonować, wtedy po prostu wymiękłem. Zacząłem się modlić, żeby mi to już przeszło, przepraszać Stwórcę w myślach za to co sobie zrobiłem mimo że byłem zdrowy i młody.... nie miało to końca......
Była to jedna z najbardziej hardkorowych nocy w moim życiu.

Było to dość dawno temu – jednak bardzo dobrze pamiętam większość z tego co się wówczas wydarzyło. Doświadczeniu oczywiście towarzyszyły też pewne konstruktywne przemyślenia i pozytywne przeżycia, aczkolwiek zeszły zdecydowanie na dalszy plan, ze względu na niesamowity natłok bodźców.
  • 22 / / 0
Interesuje mnie jak te przeżycia wpłyneły na Ciebie, na to, co działo się dzień, miesiąc, rok, 5lat później i jak jest teraz, jak oceniasz to z perspektywy. Nauczyło to Ciebie czegoś?

Pozdro :)
  • 227 / 5 / 0
Jeśli mnie pytasz, to spróbuję odpowiedzieć...
Czy mnie to czegoś nauczyło? hmm... prawdę powiedziawszy chyba nie. Wręcz przeciwnie. Jak tylko mi przeszedł stres i lęk związany z tym doświadczeniem, zaczęła mnie drążyć coraz większa ciekawość takich substancji i w ten sposób zacząłem się regularnie psychodelizować oraz zaglądać tu i ówdzie celem zdobycia coraz większej wiedzy na ten temat - ale to chyba tylko, żeby usprawiedliwić się samemu przed sobą, dlaczego dalej chcę eksperymentować z czymś, co było tak stresogenne. Jak inaczej można nazwać powtarzanie czegoś, co za pierwszym razem zmusiło mnie do kłamliwego przysięgania sobie i Bogu, że już nigdy tego nie zrobię?
Z biegiem czasu jednak "stan psychodeliczny" przestał charakteryzować się tą przerażającą obcością i zaczęło/zaczyna mnie coś innego w tym uwierać. Mianowicie dostrzegam, że to chyba jest niepotrzebne katowanie się tą psychodeliczną perspektywą, która obnaża wszelkie nieprawidłowości własnego zachowania i funkcjonowania społeczeństw. Tak naprawdę ja to wiem już od drugiego czy trzeciego razu, a jednak praca nad sobą odbywa się i tak na trzeźwo.
Są poza tym rzeczy, których nie będę zmieniał - przykładowo nie wyprowadzę się do lasu tylko dlatego, że społeczny system "miejskiego niewolnictwa zawodowego" - jak to nazywam, jest tak wynaturzony i chory. Nie wyprowadzę się chociażby dlatego, że są ludzie w moim otoczeniu, dla których chciał bym coś zrobić - w pewnym sensie mają tylko mnie, a ja ich.
Coraz bardziej nie chce mi się jeść psychodelików, nie ze względu na to, że "przerośnie mnie faza" [moje dawkowania raczej to uniemożliwiają], ale raczej z powodu tego, że to co się z ich pomocą dowiedziałem, jest mi już wiadome, a nie potrafię ich zajadać dla rozrywki.
Paradoksalnie wydaję mi się, że zatoczyłem z tym pewien krąg - może jeszcze nie do końca zamknięty, ale jednak coraz bardziej mam wrażenie, że wracam do tego samego co wykminiłem podczas tamtego pierwszego tripa, tylko ubrane w inne słowa i....po 12 latach dopiero ;)
  • 1519 / 18 / 0
69plateau pisze:
4,5g bodajże B+. Kto mnie pobije, kto jest lepszym ćpunem?
Nie pobiję, ale za to powiem że taka sama ilość :). I właściwie to ogarniałem. Wtedy też widziałem najpiękniejszy zachód słońca...
Żeby życie miało smaczek, raz grzybek a raz maczek...


Breslau jest niemieckie!
ODPOWIEDZ
Posty: 70 • Strona 1 z 7
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.