Wikingowie, wilkołaki i halucynogeny

(obszerne fragmenty książki)

Tagi

Źródło

Jerzy Tomasz Bąbel
"Wikingowie, wilkołaki i halucynogeny"

Odsłony

15706

cz. I

"W roku [793 n.e.] ukazały się przerażające znaki nad Northumbrią, które mocno przestraszyły mieszkańców. Były to wielkie wiry powietrzne i pioruny, a w powietrzu widziano plwające ogniem smoki. Wkrótce po tych znakach nastąpił wielki głód, a nieco później, w tym samym roku, napady pogan zniszczyły w straszliwy sposób Bogu poświęcony kościół na Lindisfarne, siejąc mord i rabunek."

(Kronika anglosaska)

Rok 793 tradycyjnie przez historyków określany bywa jako początek "epoki Wikingów", których rozbójnicze najazdy przez kilkaset następnych lat nękały ludy europejskie. Obecnie, w dobie jednoczącej się Europy współcześni historycy wspomagani przez archeologów, starają się wskazywać na te elementy z przeszłości naszego kontynentu, które jednoczyły różne społeczności, na wymianę handlową, okresy pokojowego współżycia i kolonizacji, wzajemnego przenikania się kultur itd. Jednakże mimo upływu wieków, dociekliwych badań naukowych oraz licznych i znaczących odkryć wykopaliskowych, które ukazują świat wczesnośredniowiecznej Skandynawii w obiektywnym świetle, wciąż w zbiorowej pamięci Europejczyków dominuje postać krwawego, okrutnego wojownika - Wikinga i jego długa "smocza łódź" - drakkar. Właśnie tej postaci poświęcimy niniejsze rozważania.

Jak się sądzi, przyczyny wielkiej ekspansji Skandynawów miały charakter wewnętrzny i zewnętrzny, leżały bowiem zarówno w przeludnieniu skalistej krainy północy i w stosunkach politycznych tam panujących jak i w słabości militarno-politycznej wielu państw ówczesnego świata. Stosunkowa łatwość szybkiego wzbogacenia się, tworzyła zachęcający klimat do organizowania licznych wypraw oraz opiewany przez rodzimych skaldów i sagamandrów etos wojownika - łupieżcy.

Organizatorami grabieżczych rajdów byli słynący z wojennego szczęścia wodzowie i królowie, którzy zazwyczaj uważani byli za potomków najwyższego germańskiego boga. To on miał być np. przodkiem późniejszych władców angielskich i saksońskich. Jak rozumiano ów związek świadczy zwrotka 12 wiersza "Pieśń o Haraldzie Grafell", ułożonego przez skalda Glumra Geirasona, która mówi, że "w królu był sam Sig - Tyr " (t.j. Odin). Pierwszy człon określenia tego boga łączy się z pojęciem walki, przewagi i zwycięstwa. Oznacza to także, iż w królu w czasie bitwy objawiał się ten bóg i skutecznie kierował jego słowami i czynami.

Przypomnijmy, że naczelnym bóstwem Germanów był Wodan (st.nord. Ođinn, anglo-sax. W_den, st. sax. Woden, st. frank. Wodan, st.górn.niem. Wutan, Wuotan). Był on ojcem bogów, bogiem poezji, śmierci, wojny, magii, run i ekstazy. Był także bogiem poległych w walce i reprezentujących ich wojennych związków mężczyzn - "w_d" ("* W_danaz" - pan "w_d"), a więc bogiem wtajemniczenia wojowników. Już Tacyt (Publius Cornelius Tacitus), historyk rzymski żyjący w latach 55/56 - 120 n.e. wśród naczelnych bóstw Germanów wymienił m.in. Merkurego (tj. Wodana), najbardziej czczonego, któremu w oznaczonych dniach mieli oni składać ofiary ludzkie (Germania, 9).

(...)

Zmiany jakie zaszły w społecznościach germańskich w epoce brązu i początkach epoki żelaza, w dobie demokracji wojennej, wędrówki plemion oraz niekończące się wojny jakie prowadziły te ludy, doprowadziły do wysunięcia na pierwsze miejsce klasy wojowników. To oni mieli decydujące znaczenie w ówczesnych populacjach i decydowali o ich życiu i śmierci.

Pierwszoplanową rolę odgrywali oczywiście mistrzowie walk oraz inicjacji wojowników, nauczyciele zabijania, wielcy manipulatorzy i deformatorzy psychiki, którzy z młodych chłopców potrafili uczynić sprawne, niesłychanie skuteczne w boju maszyny i krwiożercze, bezlitosne bestie. Albowiem wojna zawsze była sytuacją niezwykłą dla życia społeczności, stanem permanentnego śmiertelnego zagrożenia, w którym objawiają się skrajne uczucia ludzi - od wielkiego poświęcenia począwszy, aż po sadystyczną żądzę zemsty i niepohamowanego mordu. Skala jest wielka, lecz bezwzględnie dominują w niej uczucia negatywne.

Warstwa wojowników nie była jednolita. W trakcie licznych walk wyłonili się z niej ci najlepsi, najsprawniejsi a zarazem najokrutniejsi - "arystokracja miecza i krwi", ci, co bronili swe plemię przed wrogami i dostarczali mu obfitych łupów i niewolników. Zasługi ich znajdowały sowitą zapłatę nie tylko na tym, lecz również na "drugim świecie". Elita posiadała własny elitarny zaświat, własną bliską bogom krainę zmarłych. Odin ich bóg i zarazem wzorcowy mistrz inicjacji prowadził ich do Walhalli, swojej krainy szczęśliwości i wyznaczał im zaszczytną misję kosmiczną. Czynił ich wręcz współodpowiedzialnymi za losy tego świata i całego Kosmosu.

Członków elity wojennych społeczeństw germańskich aż do schyłku ery wikingów w Skandynawii nazywano berserkami, mężami w niedźwiedzich koszulach, magicznie przekształconymi w bestie, wojami walczącymi w amoku, siejącymi strach i śmierć. " Wodan, czyli gwałtowność, prowadzi wojowników i daje ludziom siłę przeciw wrogom" - zanotował w XI w. kronikarz Adam z Bremy w "Gesta Haburgensis ecclesiae pontificum".

(...)

Z postacią berserka łączą się liczne nowożytne opowieści, legendy i wierzenia o wilkołakach. Podobne zjawiska notuje się nie tylko u ludów indoeuropejskich lecz także wśród narodów afrykańskich, u Indian amerykańskich i na Dekanie. Wiele nazw grup etnicznych bierze się od słowa "wilk" (np. Luwijczycy, Lukanowie, Luceres, Hirpini, Dacy, Likaonowie, Hyrkanowie, Lykokranci, zachodniosłowiańscy Lucice itd.), co dowodzi starożytności inicjacji wilkołackich. Zainteresowanych tym tematem odsyłam do książek L.P.Słupeckiego "Wilkołactwo" i "Wojownicy i wilkołaki".

Transformacja duchowa w drapieżnika (wilk, niedźwiedź, lew), byka, psa bojowego lub zwierzę antastyczne np. smoka, była typowa dla obszaru Europy.

Generalnie rzecz biorąc, u Indoeuropejczyków miejsca inicjacji wilkołackich znajdowały się na krańcach świata ludzkiego, w puszczy, nad wodą, na szczycie dzikiej góry, w zamkniętym kręgu kultowym lub w kultowej chacie. Zaopatrzone były one w symbole Centrum (axis mundi), "bramę" do świata podziemnego. Inicjacje wilkołackie odbywały się w zimie, w czasie pełni księżyca około dnia przesilenia słonecznego. Adeptów rozbierano do naga (= ostateczne zerwanie ze światem ludzi). Transowa muzyka towarzyszyła ekstatycznym tańcom. Serwowano im napoje halucynnogenne i zadawano ciałom cierpienia. Kandydaci poddawani byli rytualnej śmierci, zakopywano ich w ziemi, pogrążano w wodzie lub dotykano skrwawionym mieczem. Potem powstawali do nowego życia jako wilczy bracia. Wdziewali na siebie wilczury i uczestniczyli w uczcie kanibalskiej. Odrażający zwyczaj picia krwi wroga i kanibalizm były pogwałceniem szczególnie silnego tabu, wstrząsem psychicznym wyzwalającym tłumione instynkty i wprowadzającym w amok.

Germańscy "nadludzie" inicjowani byli w tajnych stowarzyszeniach wojowników ("Mannerbunde"). Ich inicjacje miały mroczny, demoniczny charakter typowy dla gnozy "lewej ręki". Odbywały się one w "domu mężczyzn", w chacie w lesie. W wielu sagach skandynawskich, szczególnie w "Sadze o Volsungach", zachowały się informacje o przebiegu takich inicjacji. Próby zaczynały się już pod opieką matki. Był to okres prześladowania przez wrogów a zarazem szczególnej opieki Odina, izolacja i odosobnienie. Sama inicjacja obejmowała typowe militarne próby odwagi i wytrzymałości fizycznej a także wprawienie się w kontroklowaną ekstazę, potęgujacą agresję, siłę fizyczną, wytrzymałość na zmiany temperatury, okrucieństwo, stłumienie bólu i lęku przed wrogiem. Praktykowano również rytualny kanibalizm. Zdaniem Jeana Przyluskiego, badacza wilkołactwa, początkowo berserkerzy zabijali i spożywali starych konfratrów, potem dopiero zaczęli zastępczo stosować napoje oszałamiające. Wierzono, że spożycie ciała człowieka - wilka, pozwala samemu stać się wilkołakiem. W magiczny sposób przejmowało się moc i wszelkie właściwości spożywanego.

(...)

Ludy Skandynawii już co najmniej w epoce brązu znały skutecznie działające substancje psychoaktywne, które były znakomitymi środkami zagrzewającymi do ciężkiej pracy lub walki. Wojownicy po ich zażyciu w stanie całkowitego obłąkania dokonywali czynów wręcz niemożliwych.

(...)

"Berserkerzy Odina nie tylko przypominali wilki i niedźwiedzie (...) swoją siłą i krwiożerczością, ale do pewnego stopnia sami byli tymi zwierzętami " - twierdzi G.Dumezil, wybitny znawca mitologii indoeuropejskich. Można ich było wręcz określić jako zwierzęta drapieżne pochodzenia ludzkiego. Kontrolowany amok wojenny czynił z nich bezlitosne, okrutne bestie. To oni i ich przodkowie, wojownicy indoeuropejscy potrafili podczas walki psychicznie utożsamiać się z najgroźniejszymi zwierzętami, dając tym samym początek niezliczonym podaniom, legendom i baśniom o wilkołakach.

(...)

Cechy bereserkerskie były dziedziczone, czego najlepszym przykładem może być Ulf zwawny Kweldulfem ("Nocnym Wilkiem"), jego wnuk Egil oraz syn Skalla - Grim, o którym król Harald powiedział : "Kiedym miał przed sobą ten wielki, łysy łeb, zobaczyłem, że mu wilkiem z oczu patrzy. Skoro się tylko dorwie, pozabija mi moich najlepszych ludzi" (Saga o Egilu, 25).

Wytrzymałość tych wojowników była zdumiewająca. Islandzki berserk Otrygg znany z "Sagi o Njalu" (103), potrafił przejść przez dwa płonące ogniska (= odporność na wysokie temperatury) i tylko lek przed czarami chrześcijan nie pozwolił mu przekroczyć płomieni roznieconych przez wyznawców Chrystusa.

Istotą berserka, jak to mówiliśmy, był szał. Kiedy Ljot Blady przybył na holmgang (pojedynek), by zabić Fritgeira, wtedy - jak powiada "Saga o Egilu" (64) - "Zaczął nakładać odzież odpowiednią do boju i zbroję; na końcu wziął do ręki miecz i tarczę. Był to olbrzym o nadludzkiej sile. Gdy szedł łąką ku holmowemu boisku, ogarnął go szał berserka, ryczał jak zwierz i gryzł własną tarczę". Ta sama saga mówi (27), że " z tymi, którzy się przemieniają w wilki albo dostają berserkerowego szału, sprawa się tak ma, że póki owa przemiana trwa, są tak mocni, że nikt i nic nie jest w stanie im się przeciwstawić, lecz skoro minie, wówczas są zupełnie wyczerpani z sił."

(...)

Umiejętność wprowadzania się w szał bojowy znana była również ludom celtyckim, z którymi przez wiele wieków wojowali Germanowie. Znakomity opis furii wojennej deformującej ciało (ang. warp-spasm) w jaką wpadł heros irlandzki Cúchulainn ("Pies Culanna"; syn lub wcielenie boga Luga) pochodzi ze średniowiecznego utworu "Táin Bó Cuailnge" :

"I ogarnął Cúchulainna pierwszy szał, i przekształcił go w potwora Szkaradnego, Bezkształtnego i Niesłychanego. Golenie jego, kości jego, kosteczki jego od czubka głowy aż po palce stóp zatrzęsły się niby drzewo w czas powodzi albo też trzcina miotająca się pod naporem nurtu. Ciało skręciło się wewnątrz skóry, stopy i kolana odwinęły się w tył, a pięty ruszyły do przodu. Ścięgna pięt przekręciły się ku goleniom, a każde zawiązało węzeł wielki niby pięść wojownika. Ścięgna głowy napięły się od skroni aż po kark w kłęby większe niźli głowa miesięcznego dziecka. Twarz zmieniła w purpurową kulę. Oko zassało w oczodole tak głęboko, aż nawet dziki żuraw nie wyciągnąłby go z czeluści. Drugie oko spływało wzdłuż policzka. Usta rozwarły się, wargi rozłupały przez szerokość szczęk, aż gardło pokazało wnętrzności. Płuca i wątroba zatrzepotały u podniebienia. Warga dolna waliła o górną z hukiem godnym sapnięcia lwa. Flaki, skręcone wściekle niby runo górskiego tryka, wywalały się poprzez przełyk. Serce biło w piersi na podobieństwo psiego ujadania albo niby ryk lwa walczącego z niedźwiedziami. Mgła i ogień buchały w krwawych chmurach gotujących się nad ogarniętym szaleństwem ciałem. Włosy głowy Cúchulainnowej splątały się niby krzew cierniowy tak gęsty, że gdyby królewska jabłoń zatrzęsła nad nim owocem, nie wiadomo, czy jakie jabłko przebiłoby się przez ostrze jego włosów. Najeżyła je bowiem wściekłość. Brwi bohatera uniosły się niby aureola. Okrągła jak ryj, twarda niby brus, na którym ostrzy się miecze... I ruszył waląc w tarczę, krzycząc na woźnicę rydwanu. A ze środka jego czaszki strzeliły magiczne mgły podobne do masztu ogromnego okrętu, podobne do ciemnego bluzgnięcia krwi, podobne do dymów królewskiego domu w tę godzinę, gdy służba czeka na wracającego u schyłku zimowego dnia władcę."

(przekł. E.Bryll i M.Goraj)

Powyższy tekst, w sposób poetycki opisuje zmiany psychofizyczne zachodzące w ciele wojownika (częściowo obserwowane przez innych i zarazem osobiście odczuwane przez samego bohatera), po zażyciu silnych środków psychoaktywnych. Twarz celtyckiego herosa przypomina wyrzeźbione w XIII - wiecznym drewnianym kościółku (stavkyrkor) w Hegge (Norwegia) oblicze ...Odina wykrzywione berserkerskim szałem.


"Magiczna " transformacja człowieka w zwierzę, nie jest wyłącznym "wynalazkiem" wojowniczych przodków dzisiejszych Europejczyków i umiejętność ta bynajmniej nie należy do zamierzchłej przeszłości. Przemianę człowieka w drapieżnika praktykowało wiele ludów Afryki, Azji i Ameryki. Utożsamiano się z wilkiem i szakalem saharyjskim, kojotem północnoamerykańskim, tygrysem indyjsko - indonezyjskim, lampartem zachodnioafrykańskim, hieną abisyńską, jaguarem południowoamerykańskim, lwem, niedźwiedziem syberyjskim itd.

Zdaniem badacza tej problematyki R.P. Eckelsa, wiara w wilkołactwo oraz informacje o różnego typu transformacjach ludzi w bestie, mają swe przyczyny w obserwacjach takich faktów jak: choroby (psychozy, epilepsja, paranoja, szał wścieklizny), zjawiska społeczne (tajne bractwa, banici, żołnierze - szaleńcy) oraz rzadkie stany psychiczne z zakresu psychotroniki. Do tych ostatnich należą sugestie czarowników - szamanów, autosugestie, zauroczenia, stany półsnu - półjawy, telepatia i sympatia na odległość.

Psychiczna transformacja w bestię mogła nastąpić za przyzwoleniem i chęcią kandydata na wilkołaka (szczególnie dotyczy to członków tajnych związków), a także wbrew woli człowieka, na skutek choroby psychicznej (likantropia) lub celowego działania czarowników.

Pewne światło na problem celowej deformacji psychicznej rzucają współczesne badania etnologiczne prowadzone we wschodniej Afryce. Mówią one o zabiegach magicznych stosowanych przez szamanów skupionych w tajnych związkach na terenie Tanzanii. Ludzie ci posiadają m.in. umiejętność stosowania różnorakich środków powodujących śmiertelne zagrożenie życia oraz przemianę młodzieńców w tzw. ludzi - lwy (mbojo). Człowiek - lew był m.in. karmiony przez szamankę jadłem składającym się z surowego małpiego lub psiego mięsa zmieszanym z silnym środkiem obezwładniającym umysł. W końcowym etapie obróbki psychicznej młodzieniec przechodził całkowitą i bezpowrotną zmianę osobowości - psychiczną transformację w lwa. Poruszał się jak to zwierzę. Nosił na sobie również szczelnie przylegającą do ciała skórę lwa i nasadzony na głowę lwi pysk. W podobny sposób preparowani są wschodnioafrykańscy niewolnicy zwani vizuu oraz karaibscy zombi - "żywe trupy".

(...)

Inicjacje wilkołackie będące gnozą "lewej ręki", odwołują się do najmroczniejszych sił tkwiących w ludzkiej psychice. Psychoanalitycy nazywają je archetypem Antypersony, chrześcijanie mówią wprost o Szatanie. Zjawisko psychicznej transformacji człowieka w zwierzę na skutek celowych działań lub też straszliwej choroby mają wspólną przyczynę. Amerykański naukowiec czeskiego pochodzenia, Stanisław Grof od dziesięcioleci badający strukturę podświadomości człowieka, stwierdził istnienie tzw. doznań transpersonalnych, w trakcie których można doświadczyć "świadomości" zwierzęcia (np. głodnego węża, żółwia itd) a nawet rośliny. Tą iście szamańską umiejętność czasowego wykorzystania doznań transpersonalnych posiadali m.in. skandynawscy berserkerzy.

Cz. II

"Są oni opętani przez różne wizje, przerażające lub przyjemne [...] z powodu których niektórzy skakali, tańczyli, inni płakali i byli przerażeni, jeszcze innym wydawało się, że niewielka szpara jest tak szeroka jak drzwi, a beczułka wody głęboka jak morze".

Stefan Kreszennikow (1755)

" Zażyty wewnątrz, wzbudza w ciele ludzkim nader niebezpieczne, lubo nie zawsze śmiertelne zjawiska. Upojenie, pomieszanie zmysłów, zapamiętała śmiałość, wściekły gniew, drżenie członków [...]. Niekiedy zda się im, że się przemienili w olbrzymów; tu następuje zapamiętała wściekłość; hałasują i szaleją, aż burzliwą tę scenę, po gwałtownym natężeniu nerwów, głęboki sen zakończy."

Józef Gerard-Wyżycki (1845).

Zarówno w trakcie inicjacji berserkerskich jak i przed rozpoczęciem walki Wikingowie zażywali bardzo silne środki psychoaktywne. Jakie? Od kiedy właściwie ludzie narkotyzowali się i po co to robili?

Historia narkotyków jest tak stara jak dzieje ludzkości.

W czasach, gdy nie znano jeszcze rolnictwa i hodowli, ludzie przez dziesiątki tysięcy lat żywili się tym, co upolowali, złowili lub zebrali w lesie. Wtedy właśnie w paleolicie i mezolicie "przetestowano" wiele roślin pod względem ich właściwości jadalnych. A przy okazji ujawniło się działanie halucynogenne wielu z nich. Najwcześniejsze dane pochodzą już ze starszej epoki kamienia.

Ostatnie badania nad techniką malarską wspaniałych paleolitycznych malowideł jaskiniowych we Francji wykazały, ze farby użyte do ich wykonania zawierały substancje halucynogenne. Dzieła te tworzono, biorąc farbę do ust, mieszając ją ze śliną i wydmuchując na ścianę groty. Efektem tej techniki były wizje narkotyczne, uwidocznione potem na ścianach jaskiń.

Kolejnym dowodem są znaleziska pyłków roślin halucynogennych odkrytych na licznych stanowiskach prahistorycznych, zwłaszcza w grobach. Najstarsze pochodzą z Szanidar (Irak) a związane są już z człowiekiem neandertalskim. Podobne pyłki znajdowały się w grobie kapłanki z wczesnego neolitu w Çatal Hüyük (Turcja) oraz na megalitycznym stanowisku na wyspie Jersey koło Wielkiej Brytanii.

W neolicie Europy Środkowej, mamy przede wszystkim do czynienia z opium uzyskanym z maku. Już w XIX w. odkryto ziarenka tej rośliny wśród wczesnoneolitycznych budowli palowych w Robenhausen w Szwajcarii. Na ślady związane z użytkowaniem opium natrafiono także na stanowiskach neolitycznych w północnej Italii i w Niemczech. Ziarenka maku lekarskiego (Papaver somniferum L.) odkopano także w Polsce, we wsi Zasławice (woj. małopolskie) na stanowisku kultury ceramiki promienistej oraz w osadzie kultury łużyckiej w Biskupinie.

Na czasy neolitycznej protocywilizacji megalitycznej , do której zaliczana bywa również kultura pucharów lejkowatych, datują się znaleziska małych glinianych naczynek, tzw. flasz z kryzą. Występują one na obszarze od Bretanii na zachodzie po Wołyń na wschodzie i od południowej Skandynawii po Morawy. Są to wyobrażenia makówek i wyglądają niemal identycznie jak egipskie flakony na opium pochodzące z późnej epoki brązu. Bez wątpienia były to pojemniki na ten narkotyk. W czasach przedchrześcijańskich, mak i opium poświęcone było greckim bóstwom m.in. Demeter, Afrodycie, Morfeuszowi, Hypnosowi a także Tanathosowi.

Neolityczne "flasze z kryzą" znajdowane są na terenie osad, gdzie stanowiły znikomy procent wszystkich materiałów ceramicznych. Przede wszystkim zaś wchodziły one w skład wyposażenia grobowego. W mogiłach ludności kultury pucharów lejkowatych lokowano je zazwyczaj tuż przy głowie zmarłego. Generalnie rzecz biorąc, obyczaj wkładania środków halucynogennych do grobów kontynuowany od paleolitu do naszych czasów, wynikał z troski o losy pośmiertne duszy zmarłego, (szybka jej transportacja w zaświaty) i zapewnienia bezpieczeństwa żywym. Jeszcze w XIX w. w rejonie Gór Świętokrzyskich, na zachodniej Ukrainie i w Prusach, istniał zwyczaj sypania maku do trumny lub do grobu. Zabieg ów tłumaczono tym, że zmarły zajmie się liczeniem ziarenek maku i nie będzie szkodził żywym. Jak widać, funkcja apotropeiczna skutecznie wyparła wcześniejszą motywację.

Z czasów kultury pucharów lejkowatych z miejscowości Ćmielów i Złota, woj. Świętokrzyskie pochodzą fajki gliniane. Służyły one do palenia środków odurzających, prawdopodobnie konopi (Cannabis sativa L.), których ślady znajdowane są na licznych stanowiskach archeologicznych w Europie Śr. już od wczesnego neolitu. Konopie znane są m.in. z osady kultury ceramiki wstęgowej (ok. 4500 l.p.n.e.) w Eisenberg w Turyngii, z kultury Narwa oraz z grobów germańsko-celtyckich sprzed 2500 lat itd. Te halucynogenne rośliny palili znani Herodotowi Scytowie. Przekazy starożytnego historyka greckiego potwierdzają współczesne badania wykopaliskowe grobów arystokracji scytyjskiej, w których znajdowano nasiona konopi w specjalnie do tego celu wykonanych woreczkach.

Psychoaktywny lulek czarny (Hyoscyamus niger L.) znany był już w epoce brązu z rejonu Alp. Pyłki tej rośliny odkryto także w Biskupinie, najsłynniejszym polskim stanowisku archeologicznym. Roślina ta wchodziła w skład znanych w Średniowieczu i renesansie Europy "maści czarownic", dającej wrażenie lotu. Lulka czarnego przypuszczalnie używali wczesnośredniowieczni Rusowie w obrzędach pogrzebowych opisanych przez arabskiego kupca i podróżnika Ibn Fadlana. Napój uwarzony z tej rośliny serwowano niewolnicom zabijanym w ofierze dla zmarłego wielmoży. Z kolei Galowie właśnie lulkiem mieli zatruwać ostrza oszczepów. Nawiasem dodajmy, że inne trująca ziele, cykuta (szalej, Conium maculatum), którą uśmiercono Sokratesa, poświęcona była w Skandynawii i Anglii Wodanowi/Odinowi.

Różnego typu narkotyki stosowane były przez ludy starożytne w obrzędach religijnych. Znali je Indianie obu Ameryk, Grecy (Pytia, misteria eleuzyjskie), Asyryjczycy, Chińczycy, Persowie i Hindusi. U tych ostatnich bogowie Haoma i Soma byli uświęconymi roślinami halucynogennymi stosowanymi od kilku tysiącleci w kulcie.

Wśród rysunków naskalnych z Tassili z terenów Sahary datowanych na późny neolit znajdują się przedstawienia tańczących w ekstazie postaci antropomorficznych z halucynogennymi grzybami oraz postać szamana z głową w formie łba pszczoły. Z jego ciała wyrastają grzyby. Trzyma je również w swoich dłoniach. Z Bałkanów z kręgu neolitycznej kultury Vin_a, pochodzą natomiast kamienne rzeźby grzybów. Z kolei na epokę brązu datuje się ciekawy posążek będący obecnie w posiadaniu Muzeum Archeologicznego w Atenach. Przedstawia on kobietę z dzieckiem w ręku. Głowa dziecka przyozdobiona jest kapeluszem grzyba.

Wiele wizerunków grzybów halucynogennych, zapewne muchomorów (Amanita muscaria), odkryto w Skandynawii. Wyobrażano je m.in. na brzytwach z okresu brązu służących, jak się sądzi, do celów kultowych (inicjacje, ofiary, obrzędowe ścinanie włosów ludzi i zwierząt). Ten gatunek grzybów zasługuje na naszą szczególną uwagę.

Już w roku 1784 Smamuel Ödman jako pierwszy postawił hipotezę o stosowaniu przez Wikingów muchomorów dodawanych do alkoholowego napoju podnoszącego ich męstwo do rozmiarów szaleńczej odwagi, a rozpijanych przed każdą bitwą.

" W czasach dawnych używali go [tj. muchomora - przyp. JTB ] szermierze północni, kiedy mieli iść w zapasy, dla wzbudzenia w sobie wściekłości", pisał w 1845 r. J. Gerard-Wyżycki.

Analogicznie wnioski wysunął F.Ch. Schübler (1886), R.Nordhagen (1930) i wielu innych badaczy. Szał bojowy berserków lub ulfhednar ("ludzi w skórze wilka") zwany berserka-gĺng (lub berserksgang) wzmagały środki halucynogenne, grzyby berserkjasveppur (Amanita muscaria) - dowodził w 1929 r. F. Grřn, zał. w 1953 r. Ramsbottom opisał skutki zażywania tych grzybów przez berserków.

Inny badacz historii środków psychoaktywnych, John Mann (1994) stwierdził natomiast, że grzyby Amanita muscaria (muchomor czerwony) wcześniej mogły być źródłem halucynacji dla wojowników skandynawskich, jednak w przypadku furii wojennej bardziej odpowiednim wydaje mu się był gatunek Amanita pantherina (muchomor plamisty) wywołujący obłęd.

Jak wynika z powyższych danych, najbardziej rozpowszechnioną i zarazem najbardziej prawdopodobną jest hipoteza związana z grzybami Amanita muscaria. Niezwykła wytrzymałość, niewrażliwość na ból uczestniczących w wyprawach wojennych Wikingów była efektem rytualnego wypijania przed bitwą wzmacniającego napoju, którego głównym składnikiem był muchomor czerwony.

Istnieje ponad 50 różnych gatunków halucynogennych Amanita muscaria występujących na terenie Europy, Azji, Afryki i Ameryki Półn. Mają one związek symbiotyczny z brzozami, sosnami i dębami.

W czasach przedchrześcijańskich muchomor czerwony powszechnie stosowano w trakcie obrzędów religijnych (głównie typu szamańskiego) na prawie całym obszarze Euroazji - od Skandynawii po Kamczatkę oraz w Ameryce półn. Na Syberii muchomor czerwony był przez wieki najbardziej rozpowszechnionym środkiem halucynogennym. Znali go Czukcze, Itelmeni (Kamczadale), Koriacy, Jukagirzy, Tunguzi, Jakuci, Chantowie (Ostiacy) oraz ludy samojedzkie. Źródła historyczne mówią o używaniu ich przez plemiona syberyjskie już w XVI w. Zostały one później wyparte przez alkohol, głównie wódkę. Grzyby te konsumowane były również przez pierwotnych Słowian i inne ludy indoeuropejskie a także przez szamanów lapońskich (Sami) i północno-amerykańskich Indian. U ludów zachodniej Syberii i wschodniej Europy (np. Wogulów, Mordwinów, Czeremisów) grzyb ten nosi nazwę "pankh", "bang" itp. (z irańskiego słowa "bangha", która oznacza konopie - haszysz). Te ostatnie nagminnie stosowały ludy irańskojęzyczne - Scytowie, Sakowie, Partowie i Massageci (intoksykacja poprzez inhalacje).

Niektórzy badacze, uważają, że jeszcze w początkach XIX w., w czasach wojny szwedzko-norweskiej, żołnierze z värmlandzkiego regimentu zagrzewali się do boju spożywając muchomory czerwone. Jeden z oficerów tego regimentu wspominał, że w 1814 r. po zjedzeniu grzybów żołnierze walczyli z furią i pianą na ustach. Analogicznie zachowywali się w Fehérvár (Węgry) w 1945 r.żołnierze radzieccy, którzy - jak wspomina S.Kuylenstierna-Andrassy (1948) - po skonsumowaniu "trujących grzybów" zamienili się w bestie i walczyli "jak wściekłe psy" a potem osłabieni wysiłkiem, gwałtownie zapadali w ciężki sen. Najprawdopodobniej w oddziałach tych służyli Sybiracy dobrze znający właściwości omawianych grzybów. Interesujące są również opisy sporządzone przez R.Nordhagena dotyczące intoksykowanych muchomorami czerwonymi pacjentów . Chorzy śpiewali, śmiali się, skakali, bili rękami, potem wyczerpani spali i obudziwszy się byli zupełnie normalni.

(...)

Grzyby używane przez ludy syberyjskie były myte i suszone na słońcu. Zasadniczo zjadano od 1-3 szt. Niekiedy szamani syberyjscy spożywali do 12 grzybów jednorazowo. Według innych danych z Syberii, zjadano 1/3 kapelusza dużego grzyba lub 2 małe suszone na słońcu muchomory razem z mlekiem renifera, sokiem żurawiny (Vaccinium oxycoccus) lub brusznicy (Vaccinium vitis idaea), rzadziej z sokiem z czarnych jagód (borówek). Na Litwie natomiast grzyby te mieszano z wódką.

"Kamczadale robią z muchomora z dodatkiem wierzbówki wąskolistnej (Epilobium angustifolium) napój mocny, którego użycie sprawia im przyjemne fantazje i marzenie. W zachwyceniu tem, miewają widzenia duchów, śpiewają i przepowiadają w sposób uroczysty duchem prorockim " (J.Gerard-Wyżycki, 1845).

Zdaniem Jocelsona (1905) i Bogoraza (1909), którzy byli członkami wyprawy naukowej Jessupa, na Syberii grzyby zbierano w sierpniu, kiedy charakterystyczne karmazynowo-czerwone kapelusze były rozwinięte. Tylko młode dziewczyny mogły zbierać grzyby i suszyć je. Korjacy nie jedli muchomorów świeżych, gdyż obawiali się ich toksycznych efektów. Dlatego też suszyli je na słońcu. Kobietom, jakkolwiek nie dopuszczane były do jedzenia grzybów, pozwalano na żucie i trzymanie kawałków grzybów w swoich ustach przez dłuższy czas bez połykania.

W Skandynawii natomiast muchomory czerwone suszono jesienią i spożywano w okresie przesilenia dnia z nocą, dokładniej - w środku zimowej nocy w czasie inicjacji wilkołackich (berserkerskich).

Z kolei u Chantów, po całodziennym poście szaman zjadał 3 lub 7 grzybów. Były to liczby kosmologiczne. Wyjątkowo zdarzało się konsumowanie większych ilości, np. ponad 20 szt. Potem szaman kładł się na kilka godzin spać. Budził się raptownie, wstrzasany drżeniem i ogłaszał, co mu przekazały duchy. Potem szaman znów zasypiał, aby dopiero nazajutrz przystąpić do odbywania seansu.

(...)

Działanie halucynogenne po zażyciu połowy wysuszonego grzyba pierwszy opisał generał Józef Kopeć w 1837 r., zesłaniec syberyjski, który poznał go na Kamczatce pod koniec XVIII w. Jego wizja krainy szczęśliwości, pełnej pięknych ogrodów, kwiatów, owoców i kobiet, była analogiczna do tej jaką np. przekazywały opowieści celtyckie o Zaświatach. O podobnych swoich wizjach mówił 200 lat po Kopciu Christopher Mayhew. Stąd m.in. E.Rowan i T. White (1997) piszą o znajomości tych halucynogenów u Celtów. Natomiast inni badacze twierdzą, iż ten typ halucynogenów dawał w efekcie wizje Innych Światów i Krain Zmarłych oraz bogów (Ogród Hesperyd, Pola Elizejskie, wyspa Leuke, Wyspy Blestu, Avalon, Horaisan, Uttarakuru, Ogród Edenu, Ynisvitrin - Wyspa Szkła, Glasberg - Szklana Góra itd, itp.). Zdaniem wybitnego mykologa, R.G.Wassona, to właśnie z muchomora czerwonego wykonywano najświętszy napój Ariów - halucynogenną somę.

Badania etnofarmakologiczne, dane etnologiczne, obserwacje kliniczne oraz relacje różnych testerów pozwalają dość dokładnie określić działanie spożytych muchomorów czerwonych na ciało i psychikę człowieka.

(....)

.......wróćmy do Germanów, Wikingów i berserków, u których te środki halucynogenne w magiczny sposób związane były z najwyższym bogiem.

Cytowany już wcześniej Ch.Rätsch (1994) próbował powiązać poszczególne rośliny i grzyby z określonymi postaciami mitologii germańskiej. Według jego hipotezy, lulek czarny przypisać należy Donarowi/Thorowi i Bil [?], konopie - Freji i Frejowi, mak (opium) - Lollowi (Lollusowi) [??], mandragorę - Idunn oraz Albrunie zaś beladonnę (Atropa belladonna) walkiriom. Muchomory czerwone (tzw."grzybki latające") poświęcone były natomiast, nie bez racji, Wodanowi/Odinowi.

Odin nosił przydomek "Hrafnáss" ("bóg kruka"), gdyż towarzyszyły mu dwa kruki Muninn i Huginn. Literatura skaldyczna używa także określenia "Munins tugga", tj. jadło kruka Muninna. Może ono odnosił się również do "chleba kruka", dawnej szeroko rozpowszechnionej w świecie germańskim nazwy muchomorów czerwonych. Grzyby te zapewne związane były z krukami Odina, które symbolizowały siły intelektualne tego boga, myśl i pamięć. Były zatem niejako "pokarmem" dla nich. Dodajmy, że np. w antycznej Grecji grzyby halucynogenne zwane były "pożywieniem bogów" (broma theon) i "bo__ trawą". Inne ludy nazywały je także "chlebem diabła" i "strawą martwych".

Bezpośredni związek Wodana (Odina) z muchomorami poświadcza folklor z południa Niemiec. W jednej z legend bóg ten odjechał na swym koniu w wieczór wigilijny ścigany przez diabły. Koń zaczął tak galopować, aż czerwonoplamista piana kapała z mu z pyska. Tam gdzie upadła na ziemię w następnym roku pojawiły się biało cętkowane czerwone kapelusze muchomorów.

Przypomnijmy, że etymologię imienia Odin wywodzi się od óđr - st. nord. furia, niem. Wut - wściekły gniew, złość, goc. wots - opętanie. Odin będący natchnieniem i furią jest zarazem patronem poetów jak i wojowników. Dlaczego? To dość dziwne zestawienie można wytłumaczyć jedynie efektem zażycia jednego (wizje zaświatów, etc) lub wielu (szał wojenny berserka) muchomorów czerwonych.

Grzyby te wyobrażone na brzytwach z epoki brązu z terenu Skandynawii, jak wykazała to szczegółowa analiza, wiąże się bardzo ściśle z ówczesnym szamańskim modelem świata i z wędrówką duszy do krainy zmarłych.

Nie wykluczone zatem, że wizje Walhalli i Ragnarök - zmierzchu bogów, były również wynikiem zażywania muchomorów czerwonych. Efekt tzw. "good trip" dawał wizję szczęśliwej, boskiej krainy wojowników zabawiających się w towarzystwie walkirii ucztami i pojedynkami. Z kolei efekt "bad trip" był przyczyną pojawienia się wizji totalnej wojny ludzi, demonów i bóstw, kosmicznego pożaru (Muspell) i całkowitego zniszczenie dotychczasowego świata bogów oraz gatunku ludzkiego. Ucztujący berserkerzy radują się w niebiańskich pałacach Odina i Freji a jednocześnie mają pełną świadomość nieuchronnej własnej zagłady (efekty psychiczne: stany od euforii po głęboką depresję, stany radości "podszytej" grozą i panicznym strachem).

Wedle mitycznych wyobrażeń, bogowi berserków - wilkołaków, Odinowi (Wodanowi) towarzyszyły dwa wilki (Freki i Geri), lecz na końcu świata on sam, najwyższy bóg zostanie pożarty właśnie przez kosmicznego wilka Fenrira. Szał zostanie pochłonięty przez jeszcze większą furię bojową (= efekt indukcji).

Przy okazji warto tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną postać z mitologii skandynawskiej, na Gullweig, zaliczaną do grupy bogów Wanów. Wedle podań eddaicznych bogowie ci odznaczali się wybujałą erotyką, wiedzą magiczną, mądrością, jasnowidztwem oraz metaforycznym tajemnym językiem. Ich nazwa Vanir (st.isl.) pochodzi z indoeuropejskiego *wen- "kochać, pożądać". Z Wanami walczyli Asowie, którymi przewodził Odin. Wspomnienie owej wojny zawiera "Przepowiednia Wieszczki" (21). Czytamy w niej:

"Pamięta ona wojnę, tą pierwszą na świecie,

Gullweig w niej życie od włóczni straciła

I gdy na Odinowym stosie ciało jej spalano,

trzykrotnie spalona, po trzykroć ożyła.

I jeszcze dotychczas żywa w dalszym ciągu."

Gullweig była piękną i lśniącą jak złoto wieszczką z rodu Wanów. Jej imię pochodzi od st.isl. gull ="złoto" i veig = "napój" a więc "Złoty Napój". Niektórzy badacze wywodzą drugi człon jej imienia od st.isl. vig = "bój" albo gockiego weibs ="wieś"(?). Jeszcze inni tłumaczą to imię jako "Żądza Złota" i uważają ją za kobiecą postać uosabiającą pożądanie bogactwa. Niekiedy określa się ją jako hipostazę bogini Freji. Gullweig miała zostać wysłana przez Wanów do Asów, by wzbudzić ich pożądanie. Zamach na jej życie stał się przyczyną wojny. Mimo oporu Asowie ulegli "żądzy złota". Wersy o potrójnym zmartwychwstaniu Gullweig łączy się zazwyczaj z metalurgią złota, kolejnym oczyszczeniem w ogniu.

Sądzę, że można popatrzyć na ów problem nieco inaczej. Gullweig jest wieszczką, którą nie można zabić gdyż odżywa po śmierci. Nie może jej pokonać nawet najwyższy bóg Odin swą magiczną włócznią. Jakie czary zna ta kobieta? Złoto z racji swej rzadkości w przyrodzie oraz innych właściwości jest jednym z najcenniejszych metali. W wielu religiach symbolizuje nieśmiertelność. Złote ciała mają bogowie, złote są nieba, złota jest broń i narzędzia bogów. Gullweig posiada tajemnicę nieśmiertelności. Kim lub czym jest zatem Złoty Napój? W następnej zwrotce "Przepowiedni Wieszczki" nazywa się ją Heidi (st.isl. Heidhr = "wiedźma"):

"Heidi ją zwano, gdy w domy wchodziła:

Wieszczyć dobrze umiała o_ogiem,

Czary rzucać umiała, umysły omamiać,

Złym kobietom radość to sprawiało."

A zatem wiedźma - szamanka, która działa na korzyść "złych kobiet". O nich to właśnie mówi zwrotka "Pieśni Najwyższego" (›). Odin chwali się:

"Pieśń dziesiątą znam: gdy czarownicę ujrzę

Lecące w powietrzu,

Wtedy tak uczynię, że się zabłąkają,

Postaci swej nie odnajdą,
I nie odnajdą swej duszy".

Mówi się tu o czarownicach, które zostawiwszy ciała w domach (= typowy szamański stan transowy), fruwały nad ludzkimi zagrodami. Wierzono, że zaklęciem można było spowodować, by nigdy nie odnalazły swoich domów oraz swych ciał. Znane z późniejszych wieków, głównie z czasów renesansu, bezlitośnie tępione przez Kościół i palone na stosach czarownice europejskie, używały w tym celu specjalnych "maści do latania" zawierających silnie środki halucynogenne.

Na Syberii już dość dawno spostrzeżono, iż mocz wydalany po spożyciu grzybów zawiera znaczące ilości aktywnych substancji halucynogennych. Dlatego też stosując pierwotny recykling utylizowano go, pijąc mocz i znów wpadając w trans, aż do zupełnego wyjałowienia uryny. Pito mocz własny, lub rozdzielano go wśród pomniejszych (uczniowie pili mocz swego mistrza - szamana, biedota mocz bogaczy). Jedne z pierwszych relacji o tych zwyczajach przekazali m.in. Oliver Goldsmith (1762) i Filip von Strahlenberg oraz Józef Gerard-Wyżycki (1845). Georg Steller (1774) tak relacjonuje o Korjakach, wśród których spędził kilka lat:

"Po upływie około pół godziny osoba taka była kompletnie odurzona, doświadczając niezwykłych wizji. Ci, którzy nie mogli sobie pozwolić na ten stosunkowo drogi specyfik, pili mocz tych, którzy go jedli, po czym zachowywali się tak samo jak odurzeni grzybem, o ile nie byli bardziej odurzeni. Mocz wydaje się mieć większą moc od samych grzybów i działa nawet na czwartą lub piątą w kolejności osobę."


W tym miejscu powróćmy do mitów skandynawskich. Gullweig ("Złoty Napój"), powód pierwszej wojny między Asami i Wanami, była nieśmiertelna tak jak indyjski Soma i irański Haoma oraz tak jak oni była jasnowidząca. Kolor złoty to przede wszystkim kolor moczu, w którym znajdują się nierozkładalne przez ludzki organizm substancje dające efekt halucynacji. "Złoty napój" może być więc trzykrotnie przepuszczany przez ciało człowieka, wydalany z moczem i znów pity. To samo jest dowodem na jego nieśmiertelność. Jasnowidzenie Gullweig również ma związek z intoksykacją muchomorami czerwonymi. Została ona przebita magiczną włócznią Odina, co również nie jest przypadkowe.

Bóg ten zwany był także "Panem Włóczni" (geirs drótinn). Posiadał magiczną dzidę Gungnir ("chwiejąca się", "kołysząca się") zrobioną z gałęzi Drzewa Kosmicznego - Yggdrasill. Jej grot hartowany w mleku, krwi, smole i miodzie pokrywały tajemne runy mocy. Włócznią tą Odin zabijał wybranych wojowników w bitwie, aby potem przyjąć ich u siebie w Walhalli. Broń ta symbolizowała skondensowane Światło kosmiczne, przede wszystkim - Światło pioruna - błyskawicę. Analogiczną symbolikę posiadały również włócznie bogów celtyckich, np. boga Światła i wojny, Luga.

Odin uderza włócznią - piorunem w Gulweig, lecz - co jest znamienne - nie może jej uczynić żadnej krzywdy. Wręcz przeciwnie, wzmacnia ją. W Europie, Azji i Ameryce wiele mitów, przysłów, przedmiotów, określeń językowych wiąże grzyby z burzą, gromem i błyskawicą. Często mówi się o ich boskim pochodzeniem. Dość powszechnie wierzono, że grzyb rośnie nie na skutek opadów deszczu lecz od uderzeń pioruna. Przekonanie to istniało w Grecji, Rzymie, Indiach, Kaszmirze, Iranie, u arabskich Beduinów, na Dalekim Wschodzie, w Oceanii, oraz u meksykańskich Indian. W Ameryce Płn. na zachód od Gór Skalistych twierdzono, że grzyb bezpośrednio rodzi się z pioruna. Istnieje ścisły związek grzybów z błyskawicą i bogiem Gromodzierżcą. W wielu baśniach i mitach euroazjatyckich opowiada się, że tam gdzie uderzy piorun wyrośnie muchomor czerwony (Amanita muscaria). Dodajmy, że indyjska Soma jest właśnie dzieckiem boga burzy i matki Ziemi. Grzyby są potomstwem Gromowładcy zrzuconymi z nieba i przemienionymi m.in. w chtoniczne zwierzęta. Starogrecka nazwa jednego z rodzajów grzybów znaczy dokładnie "uderzenie błyskawicy" i ma związek z Zeusem Kerauniosem ("Gromodzierżcą"). U wielu ludów grzyby zwane są także "diabelskimi, czarcimi palcmi". "Czarcie strzały" to z kolei z ludowa nazwa belemnitów, którymi Gromodzierżca porażał swoich przeciwników. Tam gdzie istnieje związek grzybów z gromem odbija się to już w samej nazwie grzyba (st.rus. "gromowik", słow. "molnjena goba" = "grzyb błyskawicowy", maoryski Whatitiri = "grzyb","piorun", chińsk. lejczincju_ "grzyb przestraszony piorunem", lejszenczju_ - "grzyb grzmotu", mong. tienriin ku pri tiengri = "niebo" itd). Wierzono, że grzyby pochodziły z boskiego nasienia i miały też związek z niebiańskim moczem. Zostały włączone siłą w triadę idei "życie - śmierć - płodność". Istniały w niebie jako boże dzieci. Rosły na ziemi jako przeobrażone dzieci Gromowładcy. Łączyły wszystkie sfery Kosmosu, niebo z ziemią.

Halucynogenny napitek nieśmiertelności w części przygotowany z muchomorów czerwonych służył do szamańskich podróży do nieba i piekła. Właśnie te grzyby spełniały niekiedy funkcję bibilijnego Drzewa Poznania Dobra i Zła jak to widać np. na fresku w kaplicy w Plaincourault [XIII w..].

Na koniec dodajmy, że muchomory współwystępują w lesie z dębami, a te w wielu mitach różnych ludów są właśnie drzewami boga burzy i piorunów.

Znamienny jest również związek Gullweig z ogniem, tak charakterystyczny np. dla aryjskiej Somy. Ogień Odina to żar magiczny wypełniający ciało wojownika podczas walki, którą toczy w stanie transu wojennego, po spożyciu "złotego napoju". Gullweig jest zatem, moim zdaniem, germańską wersją *saumy (somy, haomy), świętego indoirańskiego halucynogennego napoju.

Jeżeli prawdziwa jest hipoteza łącząca twórców protocywilizacji megalitycznej z Wanami znanymi z mitów północnogermańskich, to staje się jasne, że wzorcowymi mistrzyniami wtajemniczeń były boginie Wanów oraz ich ziemskie naśladowczynie - czarownice. W neolicie musiało więc dojść do spotkania dwóch typów inicjacji wojennych, gnozy "męskiej", z której w późniejszych czasach rozwinęły się wtajemniczenia Odina, wielkiego szamana wojennego i psychopomposa oraz starej gnozy "żeńskiej" opartej na rytach płodnościowych. Najistotniejszym celem owych obrzędów była zmiana świadomości a zarazem osobowości adepta poprzez ujawnienie mu ukrytej "prawdziwej rzeczywistości", jego misji kosmicznej, powołania oraz przyszłego losu pośmiertnego.

Hipostazami halucynogennej somy/haomy stali się bogowie - indyjski Soma i perski Haoma. W przypadku "złotego napoju" powstał obraz boginki - czarownicy. Jako szamanka, Gullweig reprezentuje prastarą gnozę Wielkiej Matki i z tej racji wchodzi w nieuchronny konflikt z patriarchalną gnozą inicjacji Odina. Po mitycznej wojnie bogów między Wanami a Asami oraz zawarciu pokoju, nastał czas współdziałania, czas wzajemnego przenikania się ludzkich kultur i obyczajów. Po zaakceptowaniu konkurencyjnych technik transowych, muchomory czerwone włączono do kultu Odina a "złoty napój" zaczęto stosować w mrocznych inicjacjach berserkerskich (wilkołackich). Wywar z muchomorów pity przez berserków przed walką dawał bowiem efekty dokładnie opisane w "Rigwedzie" i "Aweście" (np. makropsja i mikropsja).

Społeczności pradziejowe i tzw. prymitywne spożywały narkotyki podczas najważniejszych uroczystości religijnych oraz w obrzędach przejścia (narodziny, inicjacje, pogrzeb). Z czasem narkotyki zastąpiono napojami alkoholowymi (miód, wino i piwo). Te ostatnie produkowane np. z jęczmienia skażonego halucynogennym sporyszem. Badaczka E. Bourguignon stwierdziła wręcz, że 90% spośród rozpatrywanych przez nią 488 społeczności pierwotnych znało zinstytucjonalizowane formy i metody zmieniania stanów świadomości. środki te były niejako wmontowane w owe kultury i miały sankcje religijne.

Halucynogeny zawsze odgrywały szczególną i ogromną rolę w obrzędowości i sztuce religijnej. Początkowo użytkowano je nie dla własnej, czczej przyjemności oraz doznawania "odjazdowych wizji", lecz wyłącznie w celu kontaktu z niewidzialnym światem bogów, duchów i zmarłych przodków. O tych wewnętrznych przeżyciach ludzi pierwotnych mówi nam ich sztuka: malowidła, rzeźby, ornamentyka naczyń i narzędzi. Sztuka zamierzchłych epok zrodziła się z głębokich, wstrząsających doświadczeń psychicznych, które wymagały uzewnętrznienia, zadokumentowania ich religijnej doniosłości. Nikt bezkarnie nie odważył się wkraczać do krainy duchów, w mroczne głębiny własnej podświadomości.

W późniejszych wiekach środki psychotropowe miały również niemały wpływ na wielkie procesy społeczne - rewolty i polowania na czarownice. Od niepamiętnych czasów są one źródłem wielu baśniowych motywów. Mało kto wie, ze elfy, gnomy a przede wszystkim krasnoludki, ukochane postacie naszego dzieciństwa, to efekt zjedzenia muchomorów. Zjawisko mikropsji i makropsji wykorzystał Daniel Defoe w swoich opowieściach o przygodach Guliwera. Efekty te zostały doskonale opisane przez Lewisa Carrolla (tj. Ch.L.Dodgsona) w "Alice's Adventures in Wonderland" oraz "Though the Looking Glass" (tłum. polskie "Alicja w Krainie Czarów" i "Co Alicja widziała po drugiej stronie lustra" ). Zacytujmy fragment dla przykładu:

"Po minucie lub dwóch Gąsienica wyjął z ust cybuch nargili, ziewnął raz czy dwa razy i otrzasnął się. Później zszedł z grzyba i odpełznął pośrod trawy, rzucając tylko w przejściu: - Jedna strona uczyni cię wyższą, druga strona uczyni cię niższą.

-"Jedna strona czego? Druga strona czego?" - pomyślała Alicja.

- Grzyba - powiedział Gąsienica, zupełnie jak gdyby usłyszał to wypowiedziane na głos; jeszcze chwilka i zniknął jej z oczu. [...] oderwała ząbkami odrobinkę z kawałka trzymanego w prawej ręce, żeby spróbować, jaki to da wynik. W następnej chwili poczuła gwałtowne uderzenie w podbródek: uderzyła nim we własną stopę!" [...] Brodę miała tak mocno przyciśniętą do stopy, że nie było już niemal miejsca do otwarcia ust, ale dokonała tego wreszcie i zdołała połknąć część kawałka trzymanego w lewej ręce.

- No, w końcu uwolniłam głowę - powiedziała Alicja uradowanym głosem, w którym pojawiła się jednak po chwili nutka trwogi, gdy odkryła, że nigdzie nie może dostrzec własnych ramion: spoglądając w dół widziała tylko niezwykłej długości szyję, która jak łodyga wznosiła się z leżącego daleko w dole morza zielonych liści".

(tłum. M.Słomczyński).




Demitologizacja przyrody i desakralizacja świata nie uwolniły współczesnego człowieka od stresów. To co przez tysiąclecia służyło religii dziś wymknęło się niestety spod kontroli w naszej racjonalistycznej cywilizacji. Narkomania stała się ciężką chorobą i śmiertelnym zagrożeniem dla milionów mieszkańców planety Ziemia.

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

Małpolud (niezweryfikowany)

Przebrnąłem, ale było warto! :) Proszę o więcej takich.

Stalker (niezweryfikowany)

Czytałem dwa razy, żeby niczego nie przegapić :)

"Alicja..." jest jedną z najbardziej fazowych książek, jakie znam :D

gonzo (niezweryfikowany)

Rewelacyjny artykół, geneza używek, liczne konteksty historyczno-kulturowe, bardzo ciekawa lektura.

szatan z siodme... (niezweryfikowany)

czym jest magia?
czy jest zapytaniem? Czy moze srodkiem do poznania? A moze odpowiedzia?
Zapewne jest percepcja!

machabeus (niezweryfikowany)

fantastyczny tekst, do wielkiego Grzyba...czasem sobie mysle, ze bez zrytualizowania dzisiejszego spozywania psychodelikow i my popadniemy w zalosne hedonistyczne zabawy w "szamanow " lub inne

Lobo (niezweryfikowany)
"my popadniemy w zalosne hedonistyczne zabawy w "szamanow " lub inne" zabawy w szamanów są zrytualizowane... swoją drogą rytułał przejścia w zwierzę znam z praktyki.
tryglavson (niezweryfikowany)
No wiec od kiedy szamanskie wyprawy (czyt. tripy) sa dla zabawy?! Narkotyki, jak i bebenki, grzechotki, sa dzisiaj smiesznym dodatkiem nudnego zycia w miescie, samo pojecie religii zostalo zdesakryzowane, nie mowiac juz o srodkacj jej praktykowania. Zyjemy w spoleczenstkie Spektaklu w ktorym rozum jest jedyna wartoscia, a reklamy telewizyjne jedynym zrodlem informacji o swiecie. Szary papier toaletowy dla Szarej Twarzy! sqrt(23)=5 hail Eris!
Ludzbud (niezweryfikowany)

Zgadzam się z zawartą trescią,a nawet więcej.Znając Tomka Bąbla nie dziwię się iż wzbudza zainteresowanie swoją twórczością opartą w rozległych studiach zamierzchłych kultur w czasach bezwartościowej papki preparowanej w mediach.Pop kultura skutecznie niszczy wartości i zainteresowania godne aby czas im poświęcać.

                     Z atencją dla autora:

                     Lud z Bud.

Bieszczadnik (niezweryfikowany)

Trafiłem tu mocno przypadkiem, artykuł fajny sporo ciekawych rzeczy.

Ale część teorii jest tak mocno naciągana że aż padłem xD

znam mity dobrze i znam ich interpretacje część tez jest nieco dziwna, ale wróżka wanów jako symbol moczu to za dużo bym był w stanie ogarnąć xD

Niemniej reszta na duzy plus.

Zajawki z NeuroGroove
  • Kodeina

Nazwa substancji: Kodeina (lek Neoazarina – tabl)

Doświadczenie: niezbyt wiolkie: głównie: dxm, tramadol, tusippect i inne...

Dawka: doustnie 400mg (40 tabl po 10mg)


  • Morfina


Moje doświadczenie: Blanciki częst, alkochol to chyba jak większość, kilka razy drops i amfetamina, Raz gałkei kilka razy tussi.


  • Grzyby halucynogenne
  • Pozytywne przeżycie

Wspólne mieszkanie, lekkie zmęczenie całym dniem, wieczór - godzina 21. Kot z rójką trochę opętany. Ogólnie lekki stresik ale to normalka. Oczekiwania to poukładanie sobie trochę w głowie, odrzucenie niepotrzebnych myśli, które wywołują w nas presję i niepokój.

Hej, na wstępie chciałbym zaznaczyć, że jest to moj pierwszy trip raport jednak uważam, że uda mi się go w miarę dobrze napisać. Piszę go drugi dzień po zażyciu 3,5 grama Psylocybe Cubensis w formie czekoladki. Dostałem takie dwie od pewnej osoby, powiedziała mi, że smak jest okropny i zrobili z tego właśnie taki przysmak. Działa! Nie było czuć nic innego poza intensywnie czekoladowym smakiem.

 

Teraz przedstawię Wam jak wyglądał po krótce cały trip, później opiszę każdy z etapów.

  • Alprazolam
  • Inne
  • Katastrofa
  • Kodeina
  • Tramadol

Kolejny dzień smutnej i żałosnej egzystencji, ciepły i słoneczny dzień w kawalerce znajomego, następnie mój dom

 Zaczeło się niewinnie tak jak każdy poprzedni opioidowy trip który miałem przyjemność przeżyć, lecz w tym momencie jeszcze nie wiedziałem co czeka mnie tego wieczoru. Kilka opakowań kodeinowego syropku oraz opakowanie Tramalu było już przygotowane do spożycia. Wiedząc, że owy tramal jest w wersji retard czyli takiej z wydłużonym działaniem a co za tym idzie z dłuższym czasem do pojawienia się pierwszych efektów ochoczo zabieram się za gorzkawe tableteczki.

 

randomness