Lucyfair otworzyła z trudem środkowe Oko. Pionowa jak wagina źrenica ospale spoczęła na wskaźnikach skanów orbitalnych. Orbita hiperboliczna. Wszystkie systemy w normie. Jak zresztą należało się tego spodziewać. Potworny, prawdziwie nieludzki ból Głowy nie pozwalał się jej jednak skoncentrować. LUCYFAIR jako naturalna numerologiczna szóstka (sami sprawdźcie! - agquarx) miała skłonności do paskudnych nałogów. Upijała się jednak nie tym, czym zwykli odurzać się słowianie czy Pszczoły. Lucyfair piła *wyłącznie* PŁYNNE SREBRO. Uśmiechnęła się do Obietnicy, która dotarła do niej przez kosmiczną pustkę i kazała ruszyć cielsko z okolic galaktyki Andromedy. Za obłym lewiatanem bezpiecznie uwięziona w drganiach grawitonów spoczywała asteroida z czystej Antymaterii. Według skanów gościnny system zawierał odpowiednią jednostkę dla przeprowadzenia niezbędnego dla Wizyty wcielenia. Ważne były imiona i daty. Gwiazdy nie kłamią, a Wszechświat miewa swoje opinie na nasz temat. Lucyfair nie była przesądna, po prostu zbyt długo już używała magii by pozwolić magii użyć siebie. Wszystko musi być fair. Lucyfair. * * * Adel uśmiechnęła się do siebie ukazując kamerom wewnętrznego systemu monitoringu nagrywającemu każdy jej ruch przeurocze Dołeczki. Jej ręka niedbale objęła ogromny już teraz, monstrualny, nagi, pokryty drobnymi kroplami pachnącego brzozą i tymiankiem potu Brzuch Matki-Polki. Automed wskazywał, że to trzy dziewczynki, co za szczęście, zupełnie jak w moich marzeniach, pomyślała. Jej kształtna pupa "spoczęła" łagodnie na "siedzeniu" zerograwitacyjnej toalety. "Błogosławiona zerowa grawitacja, bez niej była bym niezgrabna jak słonica w składzie porcelany...". Nanotechnologiczna błona dziewicza bezgłośnie objęła jej bliskie ideałowi greckiej muzy pośladki. Kiedy jej ciało spełniało swoją lekko udoskonaloną ewolucyjnie powinność, dzięki całkowitemu brakowi atmosfery w tej części stacji pozbawioną charakterystycznych, jakże ludzkich, aromatów, jej myśli skierowały się w stronę zupełnie dla niej nową. Jedna z dziewczynek energicznie kopnęła! Adel z wrodzonym wdziękiem opuściła toaletę (która posiadała także możliwość rotacji symulującej grawitację dla osób preferujących Naturalne Sposoby, do których Adel nie należała... nie była swoją kochanką) i przemieszczając się przy pomocy niewielkiej powierzchni wrażliwej na dotyk wyróżnionej gustownie na pasie otaczającym jej boskie biodra godne samej Astarte, Kroczącej Po Gwiazdach, które sterowały pakietem nano pokrywającym jej skórę godną księżniczki z bajki emitującym mikroskopijne gejzery gazów z jej prywatnego bąbla bogatego w tlen powietrza podfrunęła zgrabnie jak tańcząca faerie do śluzy oddzielającą ją od przestrzeni Habitatu. Dziewczynka znowu kopnęła, trzy razy. Trzy razy na tak, uśmiechnęła się Matka Polka. Adel nauczyła się już rozróżniać ich kopnięcia. To mała Łucja, cudne maleństwo ma prawdziwy charakter, uśmiechnęła się ponownie, ukazując śnieżnobiałe zęby i niewielkie zmarszczki powstałe w wyniku częstego uśmiechania się w kącikach jej nieziemsko pięknych, przepastnych jak oceany Jowisza, czarnych oczu. Mała Łucja uświadomiła sobie, że na imię ma Lucy. Następnie przyszła świadomość przebywania w podwójnie, paradoksalnie nieważkim, pierwotnym, oceanicznym środowisku Miejsca Wcielenia. Jej malutka dłoń powędrowała pozornie przypadkowo w kierunku wyraźnie wykształconych już ust. A zatem jest ssakiem. Zacznijmy zatem ssać. Zaczęła. Dla porządku kopnęła jeszcze kilka razy. Miała nadzieję, że uda jej się zwrócić na siebie uwagę Czcigodnej Matki Bestii. Zawsze dobrze było wcześnie nawiązać kontakt, jak wynikało z jej tysięcy kontaktów z rozwiniętymi technicznie cywilizacjami. Z czasem ciało może przyzwyczaić się do wszystkiego, nawet do bycia powieszonym na śmierć, jak powiedział pewien Irlandczyk, zanim go odcieli. *** Miranda zaklęła paskudnie w gaelic (po Irlandzku - agquarx), walnęła pięścią w ścianę i... zawirowała jak nowicjuszka w zerowej grawitacji Pierwszej Kolonii Federacji Zjednoczonych Planet Ziemi w pasie asteroidów Układu Słonecznego. Szukali monokrystalicznego, czystego, cholernie nieczęsto spotykanego srebra i... znaleźli. Klient wymagał tylko dużych ilości i idealnej jakości rudy. Miranda była ruda (wolała, by jej włosy określać mianem miedzianych, w końcu zawierały prawie 10% miedzi w nanomaszynach) , a ponieważ była ruda, przydzielono ją do tego zadania i na Wielką Macierz, zamierzała je wykonać niezależnie na fazę Księżyca Matki Ziemi! Jej (post)ludzkie łono nadal podlegało cyklom ustalonym przez Matkę Ziemię, mimo, że jej ciało dawno już nie przypominało niedoskonałego modelu Homo sapiens sapiens z początków dwudziestego pierwszego wieku. Malownicza girlanda ciężkich, dużych i małych i całkiem maleńkich, ciemnych, pozbawionych tlenu kropli lepkiej, słonej jak pierwotny ocean krwi menstruacyjnej orbitowała spiralnie i powoli wokół jej we wszystkich względach (jak twierdziły plakaty jej filmów) doskonałego, nanotechnologicznie udoskonalego do granic przyzwoitości ciała byłej aktorki ezoterrorystycznych dystrybuowanych w Internet pornoli. Jak wszyscy czytelnicy bloga agquarx na hyperreal.info wiedzą, Miranda (McKennitt - agquarx) jej zdecydowaną przeciwniczką noszenia *majteczek*. Niestety, bycie przeciwniczką obfitej miesiączki w zerowej grawitacji nic nie daje, Matka Natura jest silniejsza od (post)ludzkiej woli. Cisnęła, rzucając kolejną klątwę, tym razem po polsku ("kurwa jebana jej Mać" - agquarx), w kierunku miedzianej konsoli swoją leciutką Apple iPhone o imieniu "Jane" co nadało jej przeciwny wektor ruchu i przesunęło ostatne pół centymetra w kierunku srebrnego panelu ściennego, sterującego holownikiem mikroanajonojądrowym Kali, jej "ukochanym" domem przez ostatnie sześć cholernych miesięcy. To już ten dzień! Kalum, kalej! Śmieseliła się rada w głos. Przepięknie, zmysłowo ukształtowany palec zakończony dzisiaj, dostosowanym do postneuro-punkowej listy odtwarzania w jej Apple iPodzie (pomarańczowym - agquarx), aktualnie koloru strażackiej czerwieni paznokciem wykreślił skomplikowany majański glif identyfikacyjny, opuszka praktycznie bez tarcia ślizgając się po powierzchni błony nanoreceptora przy okazji zezwoliła systemowi na zdjęcie odcisków. Holownik zbudziła się. Do Zdarzenia pozostało około pięć sekund. Sterowanie głosem było wyłączone z powodu kaca kapitanki holownika. Ostatniej nocy Miranda nadużyła przemyconego przemyślnie wina mszalnego. W tej chwili rozległ się przenikliwy dźwięk mrożący krew w żyłach każdej astronautki - alarm zbliżeniowy. Miranda wiedziała co robić, w końcu przerabiali to na ćwiczeniach w symulatorach dosłownie miliony razy. Jej język nacisnął górną jedynkę aktywując nanobłonową prywatną atmosferę skafandra (kabina holownika była utrzymywana pod ciśnieniem, ponieważ załoga była przez większą część lotu przytomna, w przeciwieństwie do Habitatów). Jednocześnie skacowany głos bohaterskiej Mirandy wyskrzeczał krótką komendę w gaelic (Miranda wydawała zwykłe komendy po angielsku, na gaelic przechodząc jedynie w sytuacjach awaryjnych i gdy po prostu chciała zakląć) przerywającą przymusowe milczenie Systemu. Holownik wyświetliła przed jej oczyma obraz z skanu grawitonowego i trajektorię idącego po kolizyjnej olbrzmiego obiektu, głośno odliczając sekundy do przewidywanego zderzenia. Trzy. Miranda zamarła, a w jej bohaterskim serduszku odrodził się pierwotny lęk. Obcy. To nie mógł być statek Federacji Zjednoczonych Planet Ziemi. Dwa. Pieprzony Obcy. Pieprzony Obcy. Pieprzony Obcy po hiperbolicznej! Jeden. Przeciążenie. *** Na Ziemi, Agnieszka, niezłomna, absolutnie niekomercyjna (w miarę możliwości) i niestrudzona (ale także całkowicie czysta, niezmodyfikowana w jakikolwiek sposób) adminka nadal walczącej o powszechną wolność używania środków psychoaktywnych organizacji ezoterrorystycznej hyperreal.info przygryzła nerwowo sporej wielkości srebrny krzyżyk, który został jej z dziwacznych czasów, gdy była jeszcze chrześcijańską gotką (teraz już nic nie wart z powodu nanotechnologicznej rewolucji) i piła czasem ludzką krew, i spróbowała się skupić nad skomplikowanym arkuszem kalkulacyjnym w Apple Numbers będącym częścią znakomitego pakietu Apple iWork działającym pod najlepszym na świecie szatanistycznym systemem operacyjnym Apple Mac OS X. Agnieszka zajmowała się w tej chwili tym czym większość Polek - związywaniem końca z końcem. W tym roku (kończącym kalendaż majański 2012, w którym ma nastąpić koniec świata - agquarx) wyglądało to jak w Wielkim Kryzysie (2009). Kiepsko to wyglądało po prostu dla ich skromnego domowego ogniska, ogrzewanego czasem fenetyloaminami. Chyba będzie musiała się zgodzić na udział w tym paskudnym mimo, że feministycznym, filmie erotycznym. Pornolu, uśmiechnęła się do siebie smutno, nie bójmy się słów, które są jak kamienie. Jej genitalia będą wyraźnie widoczne, jej usta zawrą się na obcych wzwiedzionych członkach. Adam na pewno się zmartwi, poczciwina, wie że czuje się jakby go zdradzała nawet jeśli kocha się namiętnie przed bezlitosnymi dla każdego mankamentu urody kamerami wyłącznie z profesjonalistami obojga płci. I potem musi go przekonywać, że jego zaledwie 17 centymetrowa i z trudem się pojawiająca erekcja jest najpiękniejsza na świecie i nie zamieniła by jej na żadną inną, nie mówiąc już o waginie, co to to nie. Zmarszczyła strudzone czoło absolwentki Uniwersytetu Warszawskiego i jeszcze raz kazała przeliczyć linie trendów srebrnym jak zaśpiew ptaszków głosikiem. Komendę wydała po norwesku. Lubiła mieszać w systemie. Najlepsze zespoły metalowe są z Norwegii. Heil norska! Sieg heil Szatan Alleluja 88! Kiedyś śpiewała w chórkach w zespole metalowym Adama. Niestety nie udało im się zdobyć rynku młodzieżowego. Jak wielu przed nimi. Za dużo brali dragów. Srebrna linia pulsując irytacją nadal przecinała się z charakterystyczną krzywą dzwonową. Czy sprzedawać akcje KGHM Polska Miedź? Decyzja nadal była zbyt ryzykowna, zbyt mało danych do określenia końcowej korelacji, rynek mógł zareagować negatywnym glisandem kursów. Innymi słowy nie wiedziała tak naprawdę co robić. Miedź czy srebro, pomyślała? Miedź czy srebro... Nonsensownie ponownie wydała polecenie przeliczenia danych. Starzeję się, pomyślała. To już nie te czasy, gdy włamywałam się do Pentagonu w dziesięć minut. Wtedy liczyło się tylko czy człowiek zdobędzie się na odwagę. Tylko czarny ekran i linia komend i pulsujący kursor. Hack the Planet, szepnęła do siebie z smutnym uśmiechem. Hack the Planet... *** A Narratorka seksownym kontr-altem pyta z swojego wyrafinowanego Pałacu Luster, jak Wam się podoba i czy mam to kontynuować. Budda może nie komentować, wiem, że wydaje Ci się, że ja popełniam "błędy" i przy pomocy Google możesz mnie "rozgryść". Napisałam to w głowie nudząc się na polskiej komedii, na którą przypadkowo poszłam do kina. Nie reklamuję tytułu, bo już mi z głowy wyparował. Nie było nawet porządnej golizny. Łydka! Pupa! Moja opinia na temat polskiej kinematografii pozostaje taka sama - Polacy potrafią spieprzyć nawet najlepszy temat. Nigdy więcej polskich filmów!
Komentarze